Scrimgeour

123 15 20
                                    

Ręce Lucjusza były ciasno owinięte wokół główki jego laski. Skóra jego rękawiczek zaskrzypiała, gdy zgiął palce. Ulica Pokątna tętniła życiem - nieliczni kaznodzieje na rogu ulicy wciąż krzyczeli tu i ówdzie. Ostry zapach pieczonej wątróbki wzbił się w powietrze - podobnie jak zapach stoisk ze zwierzętami w połowie przecznicy od zakątka, gdzie Lucjusz czekał i patrzył.

W ciągu kilku dni nowa aleja została przeniesiona w nurt Ulicy Pokątnej. Kilka tygodni później cała powierzchnia sklepu od wejścia do końca została zatrzaśnięta. Pokoje były do ​​wynajęcia nad sklepami, oczywiście wszystkie kontrolowane przez Bank Gringotta.

Sposób, w jaki został wymanewrowany, doprowadził Lucjusza do szaleństwa .

Severusowi zajęło kilka godzin, zanim go uspokoił po tym, jak mały wyczyn Scrimgeoura dotarł do Dworu Malfoyów. Nawet ich bardziej... energiczne rozrywki niewiele pomogły w osłabieniu niepokojącego gniewu, który wciąż go ściskał.

Lucjusz chciał zobaczyć tę świątynię, którą budowali. Chciał zobaczyć każdy cholerny cal tego.

Problem w tym, że gobliny nie przepuszczały nikogo alejką do świątyni. Nie pozwolono nawet prasie robić zdjęć - pozwolono jej jedynie publikować zdjęcia basenowe przesłane przez przedstawiciela ds. Public relations Banku.

Chociaż nazwanie tej złośliwej istoty przedstawicielem public relations prawie wystarczyło, by Lucjusz się śmiał.

Jednak w czarodziejskim świecie niewiele było wiadomości. Wybory trwały kilka dni. Publiczne niepokoje uspokoiły się, a dziwny wrzód wywołał dreszcze u każdego gotowego do bitwy czarodzieja, który widział złe dni panowania Czarnego Pana.

Biesiady mogą być udobruchane, ale Lucjusz z pewnością nie. Coś miało się wydarzyć. Rzeczy się poruszały, rzeczy się zmieniały. Ręce go swędziały, by trzymać różdżkę i zbierać wszystko, co było mu drogie, blisko i bezpiecznie za mocnymi osłonami.

Coś miało się wydarzyć. Lucjusz chciał wiedzieć, co to było przed resztą świata. Wtedy będzie wiedział, w którą stronę skoczyć, gdy nadejdą wiadomości. Nienawidził niespodzianek.

Skóra jego rękawiczek znów zatrzeszczała, gdy rozluźnił uścisk na lasce. Przyszedł do zaułka, w tym żałosnym zakątku, przebrany, aby obserwować i robić notatki. Znajdzie drogę do świątyni. Zobaczy, czy gobliny i Scrimgeour dotrzymają swoich obietnic.

Merlinie, pomóż im, jeśli tego nie zrobili.

                             ***** ***
Piątkowy poranek przyniósł szum w powietrzu. Harry przyglądał się długim stołom w Wielkiej Sali, a jego śniadanie stygło na talerzu przed nim.

- Co się dzieje? - Zapytał Pansy.

Choć raz był sam przy stole. Draco przez całą noc tonął w zadaniach domowych i polityce. Tego ranka postanowił zrezygnować ze śniadania dla informacji. Harry nie miał nic przeciwko. Miło było patrzeć, jak blondyn pogrąża się w rzeczach, które nie mają nic wspólnego z Harrym.

Pansy skończyła tosty, wytarła usta serwetką, a potem z trudem odpowiedziała. - Harry, dziś dzień wyborów. Rozmawiamy o tym dopiero od dwóch tygodni. Nie słuchałeś?

- Najwyraźniej nie - uśmiechnął się, widząc jej minę. Nie rozumiem tego wszystkiego. - Poruszył ręką w tę i z powrotem.

- Mogłam się tego spodziewać. - Pansy oparła się o ramię Millicenty. - Słyszałaś to?

- Nie.

- Millie.

- Nie, Pansy.

- Ale Millie.

Wiara część 2 | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz