Sen we śnie

126 13 58
                                    

Na początek chce przeprosić wszystkich, którzy to czytaj, za tak długą nieobecność. Trochę spraw się skomplikowało u mnie w życiu ale wszystko już ogarnęłam. Chce zacząć z powrotem tłumaczyć regularnie, jednak nie wiem, bo z czasem u mnie ostatnio ciężko.

Miłego czytania ^^



Wrócili do Hogwartu piątego stycznia - a do szóstego stycznia Harry miał czas, by spotkać się z Umbridge w klasie obrony przed czarną magią, aby omówić swoje „szlabany".

Nastrój w domu Slytherina był lodowaty. Harry wymknął się z Pansy i Millicent jako eskortą.

Zajęcia zaczynały się następnego dnia. Harry miał nadzieję, że będzie miał jeden bardziej spokojny dzień z Draco i jego przyjaciółmi, zanim wszystko się znowu zacznie. Papiery z ferii zimowych też nie pomogły jego sprawie. W mugolskim Londynie i na jego przedmieściach doszło do wysypki zaginionych ludzi. Cały świat czarodziejów był na krawędzi. W mugolskim świecie nastąpił wyraźny spadek liczby obserwacji bogów. Nikt nie wiedział dokładnie, co się dzieje.

Harry wiedział, z niejasnych szeptów i zamierzonych spojrzeń, które rzucano po całym pokoju wspólnym, odkąd otrzymał wezwanie, że Draco i reszta jego domu coś zaplanowali, ale Harry nie będzie mógł wiedzieć co. Im mniej musiał kłamać, kiedy stawiał czoła Umbridge, tym lepiej, a to oznaczało również, że prawdopodobieństwo zranienia Draco przez jej klątwę było mniejsze.

Zbyt szybko dotarli do drzwi klasy Obrony przed Czarną Magią. Harry zostawił dziewczyny w holu za sobą i wszedł. Umbridge siedziała za biurkiem, ubrana w pastelowy róż, z małym goździkiem wsuniętym w dziurkę jej dopasowanej marynarki.

- Panie Potter. - Jej uśmiech był tylko maską.

- Profesor Umbridge. - Nienawidził nazywać jej w ten sposób, ale był to tytuł, który wymuszała w swojej klasie.

- Tak dobrze widzieć, że przeżyłaś święta bez nieszczęść. - Jej oczy wciąż miały ten sam szaleńczy blask jak zawsze. - Masz do nadrobienia kilka szlabanów.

- Ale...

- O tak.

- Ale myślałem...

- Doprawdy, co za bezczelność. - Westchnęła radośnie. - Twoje papiery, właśnie skończyłam je przeglądać i muszę powiedzieć, panie Potter, jestem na tobie dość rozczarowana.

W tej chwili przyszło mu do głowy, że Umbridge na swój sposób była tak samo zła jak Voldemort. Ciągle go ścigała, raz po raz, z jedną wymówką po drugiej. Ona nie zatrzymywała się, a on nie mógł jej powstrzymać, nie kiedy miała nad nimi całą władzę.

Poczuł, jak paznokcie wbijają się w skórę dłoni.

- W każdą niedzielę wieczorem, tak jak przedtem?

- Oczywiście, Potter. - Zacisnęła usta i przechyliła głowę na bok. - Jak panu Malfoy'owi minęły te dni? Oh, tak, no wybacz, byłeś raczej daleko od niego, prawda ?

- Tak, proszę pani. Bardzo daleko.

- Jak wspaniale. No to kontynuuj. - Skinęła głową w kierunku pierwszego rzędu biurek przed nią. Straszne pióro i kałamarz leżały pośrodku, skulone na szczycie stosu pergaminu, jak miniaturowe drapieżniki.

- Ale...

- Żadnych ale, panie Potter. Czy może zechciałbyś dowiedzieć się, ile bólu może znieść pan Malfoy?

Jego wnętrzności się zacisnęły. - Nie - warknął.

- Nie, co?

- Nie, profesor Umbridge. Nie chcę się tego dowiedzieć.

Wiara część 2 | DrarryWhere stories live. Discover now