Rozdział II

86 6 0
                                    

Przez ulice Śródmieścia przejeżdżał policyjny radiowóz, w którym znajdowali się lis i królik.  Pogoda była wyśmienita, na niebie nie było żadnej chmury, a słońce świeciło swoimi promieniami.

    – Chyba zapowiada się całkiem ciekawe zlecenie. – rzekł Nick, gdy zatrzymał się przed pasami, by przepuścić tłum pieszych. Grupa zwierząt była nieco duża, więc mieli trochę wolnego czasu na krótką rozmowę. – Czuję trochę małe déjà vu, nieprawdaż?

    – Też mi się wydaje, że ta cała sytuacja jest troszkę podobna do naszej pierwszej sprawy. – odpowiedziała Judy. Doskonale pamiętała te chwile, gdy rozwiązywała z lisem ich wspólną zagadkę kryminalną, która dotyczyła skowyjców. Chciałaby powrócić do tych czasów, lecz to były już tylko i wyłącznie wspomnienia. – Te zaginięcia i tak dalej.

   – Masz słuszną rację, Hospiu, masz słuszną rację. – powiedział, a następnie nacisnął pedał i ruszył dalej w stronę celu, którym było miejsce zniknięcia ofiary. Natomiast policjantka wyciągnęła ze schowka dokumenty, by przyjrzeć się dokładniej białym kartkom papieru. – Karotka, czemu wyciągnęłaś tę teczkę? Przecież już ją przeglądałaś.

   – Miałam na to zaledwie trzy sekundy, zanim mi ją wyrwałeś z rąk. – powiedziała lekko zdenerwowana, stukając nerwowo łapami o wycieraczkę. Chwilę później, przyjrzała się informacjom dotyczącym miejsca zniknięcia ofiary.

    Po drodze minęli ratusz, w którym kiedyś pracowała była wiceburmistrz Obłoczek. Z racji, iż została zatrzymana przez policję za złe czyny, które mogły mieć naprawdę ogromny wpływ na przyszłość Zootopii, jej posadę przejął ktoś inny. Prócz tego obiektu minęli także znaną przez wszystkich Chomiczówkę, która nie zmieniła w ogóle prócz ilości chomików przebywających na zewnątrz.

    – Z informacji wynika, że jedziemy do Acacia Street. – uśmiechnęła się lekko do siebie.

    – Zgadza się. – pokazał kciuk w stronę Hopps, która dalej bez przerwy się uśmiechała. Lis nie miał zielonego pojęcia, czemu się teraz tak zachowuje. – Ziemia do Hopps, czy coś się stało?

     – Co? – zareagowała. – Nic takiego. – machnęła łapką.

     – Przecież widzę, że coś jest nie halo. No dalej, mów.

     – Kiedy miałam dziesięć lat, znajomi moich rodziców niedługo mieli brać ślub w plenerze. Pozwolili mi wybrać pamiątkę po ich ślubie w postaci drzewa, które miało być posadzone w miejscu odbycia się tej uroczystości. – zaczęła.

      – Drzewa? – spytał zdziwiony Nick. Pierwszy raz słyszał o tym, żeby pamiątką po jakimś ślubie było drzewo.

      – Wiem, pokręcony mieli pomysł... – zgodziła się z nim. – Kontynuując, miałam wtedy wielkie fantazje. W związku z tym wymyśliłam sobie, żeby kupili akację. Rodzice wyjeżdżali wszędzie, byle tylko załatwić sprawę z akacją. Koniec końców, nie udało się, więc posadzili małą zwykłą brzozę.

    – Ha, ale historyjka! – zaśmiał się. – Dobra, przejrzyłaś już te głupie papiery? Jeśli tak, to je schowaj, bo już niedługo będziemy na miejscu. – powiedział, natomiast Judy wykonała jego polecenie.

    Gdy funkcjonariusze dojechali na miejsce zdarzenia, ich oczom ukazał dwupiętrowy dom z dachem, którego teren był otoczony typową czarno-żółtą taśmą wokół. Drzwi frontowe obiektu były szeroko otwarte, natomiast okna były w doskonałym stanie, nawet żadnej rysy. Temu zamieszaniu przyglądał się pewien jeleń, który stał obok czarnego ZMV. Roślinożerca miał na sobie koszulę w kratkę oraz dziurawe w okolicach kolan, błękitne dżinsy. W jego brązowych oczach widać było ogromny strach. Wilde i Hopps zauważyli jelenia, postanowili więc do niego podejść.

    – Posterunkowa Judy Hopps, posterunkowy Nick Wilde, policja. – wskazała najpierw na siebie, potem na swojego partnera. – Zna, pan, może jakieś informacje na temat tej osoby, która tutaj mieszkała. – wskazała na miejsce zbrodni.

     – T-t-tak. – odpowiedział. – T-te-n jeleń to był m-mój b-brat-t.

     – Kiedy go ostatnio, pan, widział? – zadała następne pytanie.

     – Os-statnio widziałem g-go kilka lat temu, roz-zmawiałem z nim przez-z t-telef-fon wczoraj, w-wieczorem.

     – A jak się nazywał?

      – Jeremy.

      – Na tą chwilę to wszytko, proszę jeszcze dzisiaj udać się do posterunku, by wypisać zeznania.

      – D-dobrze, d-dowidzenia. – odszedł.

     Policjanci nie tracąc czasu, postanowili wejść do środka.

     Im oczom ukazała wielka demolka. Telewizor wraz z prawdopodobnie smartfonem ofiary w salonie był zniszczony, stolik kawowy był wywrócony, natomiast obrazy na ścianie były krzywo ustawione. Z kolei, na podłodze znajdowały się ślady krwi, które dobiegały z górnego piętra. Lis i króliczka nie bali się wejść na górę, wiedzieli, że to były tylko zwyczajne ślady łap. Podczas wchodzenia po schodach, słychać było nieprzyjemny dźwięk skrzypienia, jakby te schody miały za chwilę się zniszczyć.

    Dotarli na górę, która była w lepszym stanie, niż dolne piętro. Zauważyli, że ślady krwi kończą się w jakiś drzwiach, co oznaczało, że za tymi drzwiami mogli się spodziewać czegoś okropnego. Policjantka przełknęła ślinę, natomiast Nick wyciągnął łapę w stronę klamki od drzwi. Gdy już ją złapał, pociągnął ją do siebie, ukazując wnętrze pomieszczenia, którym była łazienka.

    Łazienka była w jeszcze bardziej okropnym stanie, niż wcześniejsze pokoje. Na podłodze była jeszcze większa ilość czerwonej cieczy, wydobywająca się z wanny, która była zasłonięta poplamioną zasłoną. Judy zastanawiała się, czy odsłonięcie jej będzie dobrym pomysłem. W ostateczności założyła na swoje łapki gumowe rękawice, a następnie niepewnie wyciągnęła łapę w stronę wiszącego materiału. Mijały sekundy, a ona dalej wykonywała tę czynność. Hopps miała złe przeczucia dotyczące tego, co takiego mogło się znajdować za zasłoną. Kapiąca krew z zasłoniętej, podejrzanej wanny mówiła sama za siebie.

     Koniec końców, odsłoniła ją, ukazując białą wannę wypełnioną po brzegi czerwoną cieczą. Natomiast na ścianie był wymalowany krwią napis: „To nie koniec...". Lecz po poszukiwanym ciele jelenia, ani śladu.

    – Ten napis mówi mi jedynie to, że najprawdopodobniej będzie więcej ofiar. – skomentował lis.

    – Racja. – odpowiedziała króliczka.

    – Hopsiu, a tak właściwie, to czemu założyłaś te śmieszne rękawiczki? – wskazał palcem na jej łapki.

    – Możliwe jest, że pozostawił po sobie jakieś odciski palców na tym materiale.

    – Masz całkowitą rację, Karotka. Dobra, zawijamy się stąd, nie ma tu już nic do roboty.

     – Poczekaj, tylko skontaktuję się z komendantem, by ogarnął temat z tą zasłoną. – spojrzała na nią, a następnie znów na swojego partnera.

    – Ok, czekam na ciebie w radiowozie. – powiedział, podczas gdy Judy wybierała numer kontaktowy do szefa.

==========≠====≠=====≠
Hej, tu Mati_Legend. Witam w drugim rozdziale mojej nowej książki!

Zootopia: Dark Moments✔️Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang