Rozdział VI

59 6 3
                                    

    Ta chwila ze względu na porę dnia, była nieciekawa i pełna mroku. Przez mokry chodnik szła ofiara, a dokładnie bóbr w okularach, które miały czarną obramówkę. Poza nimi, miał na sobie błękitną bluzę z kapturem oraz czarne dżinsy. Miał też przy sobie czarną walizkę ze srebrnym, lśniącym uchwytem wraz z tego samego koloru zegarkiem sportowym na jego lewej łapie.

    Dookoła stały budynki i drzewa pokryte ciemnością, a ze wszystkich liści drzew kapały krople wody. Wszędzie panowała cisza, która nie dawała zwierzęciu spokoju. Rzadko miał okazję wychodzić o tej porze z kortu tenisowego, gdzie niedawno uczył jedną ze swoich klientek prawidłowych pozycji, które ułatwiają odbicie piłki do tenisa.

    Po chwili, z daleka zauważył parę białych świateł obok siebie. Bez wątpienia dostrzegł, że były to światła należące do czarnego koloru busa. Pojazd poruszał się z wolną prędkością, jakby miał za chwilę gdzieś skręcić lub zawrócić.
Samochód coraz bardziej zwalniał.

   – Przecież nikomu nie dawałem znać, żeby ktoś mnie zabierał do domu. – pomyślał, bóbr nie miał zielonego pojęcia, czemu pojazd z każdą sekundą zmniejszał prędkość. – Może to czysty przypadek, czy jakaś mała pomyłka.

    Gdy bus się zatrzymał, wyszła z niego postać ubrana cała na czarno. Ofiara w żaden sposób nie mogła rozpoznać nawet tego, czy dana osoba była drapieżnikiem, czy nie. Nieznajomy krok po kroku szedł w stronę zdziwionego bobra, jak gdyby nigdy nic.

   W momencie, gdy zakapturzona postać doszła do ofiary, ścisła swoje łapy w pięści.

   — Czy chcesz, bym cię podrzucił? — powiedział nieznajomy. — Powiedz mi tylko, gdzie mieszkasz. — nie można było wywnioskować żadnych emocji, głównie przez zakrytą część twarzy.

    — Nie trzeba, nie mieszkam daleko. — odpowiedział z normalnym tonem. Pomyślał, że to nie był żaden psychopata z nożem, tylko pozytywnie nastawiony mężczyzna, który złożył mu ofertę podwiezienia go do mieszkania. Zawsze stawiał na dobro, dlatego więc żył optymizmem. Wierzył, że wszystko, co jest z wyglądu złe, nie musi wcale takie być.

    Bóbr posłał mu miły uśmiech, a następnie poszedł dalej przed siebie z myślą o tym, że godnie postąpił w tamtej sytuacji. Nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, co do tego.

    Za sobą usłyszał coraz głosniejsze, szybkie kroki. Zastanawiał się, czy była to tamta postać, która wcześniej złożyła mu propozycję. Zwierzę zdecydowało się odwrócił w stronę ciężkich odgłosów. Przez parę sekund zobaczył tą samą osobę, która szła w jego stronę z srebrną łopatą w łapie. Następnie machnęła ona w stronę zdezorientowanego bobra.

°°°

   Bóbr odzyskał przytomność. Nie mógł wstać z podłoża. Poczuł, że ma związane łapy sznurem. Ofiara zbadała otoczenie. Po lewej stronie znajdowały się wiszące szafki. Po prawej leżały czarne worki foliowe dużych rozmiarów. Leżała też czarna walizka, której symbol był nieznany bobrowi. W tle leciała głośna muzyka rockowa. Z oczu zwierzęcia leciały łzy. W głowie pojawiały się najgorsze, możliwe scenariusze.

    – Chyba się gdzieś poruszamy. — wywnioskował po odgłosach.

    Pojazd jechał z dużą prędkością. Z szafki wypadł nóż uniwersalny. Zwierzę doczołgało się do miejsca położenia narzędzia. Bóbr odwrócił się do niego tyłem. Chwycił palcami jego końcówkę. Ciął gruby sznur przez parę dobrych chwil. Wydawało mu się, jakby robił to o wiele dłużej. Uwolnił swoje łapki. Zabrał się za uwalnianie kolejnych dwóch. Wykonywał to z ostrożnością, ale też z pośpiechem. Po przecięciu sznura, wstał. Myślał, co dalej zrobić. Nie miał wiele czasu. Nie miał pojęcia, kiedy się zatrzymają. Postanowił spróbować otworzyć drzwi. Miał wielką nadzieję, że będą otwarte. Pociągnął za nie. Okazało się, że nie zamknęli ich porządnie. Bóbr poczuł powiew świeżego powietrza. Wiatr był zbyt mocny. Ofiara padła z rozpędzonego busa.

    Bóbr spadł na swoją nogę. Spojrzał w stronę pojazdu. Nie zatrzymał się, jechał dalej przed siebie. Zwierzę miało więc trochę czasu na ukrycie się. Sytuacja się uspokoiła, ofiara leżała na środku parkingu z kilkoma innymi pojazdami. Natomiast z zachmurzonego nieba padał deszcz. Zakrwawiony bóbr z mocno zmasakrowaną, prawą nogą czołgał się w stronę lokalu, a dokładniej pizzerii, która stała niedaleko parkingu. Obiekt był wypełniony kolorowymi diodami, a ściany budynku były koloru żółtego.

    Podczas czołgania się, zwierzę poczuło okropny ból w swojej nodze, strasznie piekło go zranione miejsce.

    – Pomocy! – krzyczał, lecz nikogo nie widział tutaj, na zewnątrz. Postanowił kontynuować swoją podróż przez mękę i cierpienie na własną łapę.

    Gdy doczołgał się do najbliższych drzwi pizzerii, zapukał kilkukrotnie. Starał się uderzać w drzwi na tyle mocno, by jakaś osoba z wewnątrz usłyszała te odgłosy.

    Po chwili, drzwi otworzył najprawdopodobniej jeden z pracowników lokalu. Miał na sobie żółtą koszulkę polo w trzy, czerwone i poziome paski oraz granatowe dżinsy. Był przerażony na widok zakrwawionego bobra, który leżał.

    — Boże, co ci się stało?! – spytał zaniepokojony pracownik, który był drapieżnikiem, a dokładniej tygrysem. – Wejdź do środka, zajmiemy się tobą, biedaku. – wskazał na wnętrze pizzerii. – Walter, zamknij lokal, mamy sprawę życia i śmierci!

========
Hej, to znów ja, Mati_Legend! Wiem, że nie wrzucam rozdziałów tak często, jak za dawnych czasów. Przepraszam też za krótki rozdział, lecz nie miałem innych pomysłów na tą część opowiadania.
Na ten moment, to byłoby na tyle, więc ja się z wami żegnam. Do następnego razu, hej!

Zootopia: Dark Moments✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz