Rozdział XI

66 4 0
                                    

    Ten dzień był słoneczny, na niebie nie było żadnych chmur, psujących gorący klimat nad całą Zootopią. Na parkingu, przy ulicy Sousten Street, w Sawannie Głównej stał radiowóz policyjny, z którego wysiadło dwóch funkcjonariuszy. Otoczenie, na którym się znajdowali, składało się z kilku starych bloków mieszkalnych i parku miejskiego na przeciwko nich.

     Króliczka wzięła ze sobą specjalne urządzenie, które było niezbędne do takiej pracy, jak parkometry. Z kolei, lis założył na swój nos okulary przeciwsłoneczne i podążył za partnerką.

    — To nie jest fair ze strony komendanta. — rzekł Nick. — Wcześniej dał mam szansę ze względu na to, że porywacz był bardzo dyskretny. A teraz co? Dowalił nam cholerne parkometry. Czy to jest sprawiedliwe, Karotka?

     — Weź mi nawet nie przypominaj. Ta cholera jedna działa mi na nerwy, bardzo, nawet nie wiesz jak. — odpowiedziała. — Mógł nam dać trzecią szansę. Do trzech razy sztuka, co nie?

     — Czasami nawet do czterech.

     — Dokładnie.

      — Spokojnie, jakoś to przeżyjemy.

     Króliczka podeszła do pobliskiego samochodu, który był koloru zginiłej zieleni i stał przy parkometrze, który świecił się na czerwono. Oznaczało to, że czyjś pojazd przekroczył czas stania na parkingu. Z urządzenia policjantki wysunęło się coś w rodzaju biletu. Lecz to nie był bilet, tylko pomarańczowa karteczka, która była w rzeczywistości mandatem. Hopps wyrwała kartkę z urządzenia, a następnie włożyła ją za wycieraczkę auta.

    — Ale zmiażdżyłaś tego typa. — skomentował Wilde. — Chyba się teraz nie pozbiera.

    — Nick, opanuj się, jesteśmy na służbie. — odpowiedziała.

    — Sorki, Hopsiu.

    Chwilę później, Judy poczuła coś dziwnego, coś nieprzyjemnego. Okazało się, że to był smród wydobywający się zza pleców króliczki.

    — Czujesz to? — spytała się.

    — Co? Ja nic nie czuję, mam zatkany nos. — odpowiedział.

     — Coś mi nie pasuje.

     — No nie mów, że puściłaś. — powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Po chwili, wybuchnął śmiechem.

      — Ja mówię na poważnie, czymś innym cuchnie.

      — Nikogo tu poza nami nie ma, więc o co ci chodzi. — bardziej stwierdził niż spytał.

     — A weź się. — machnęła łapą w stronę lisa, a następnie odeszła od niego.

    Funkcjonariuszka wzięła się w garść, postanowiła posłużyć się swym węchem, a następnie podążyć za zapachem. Zauważyła to, że im dalej odchodzi od partnera, tym bardziej był wyczuwalny. Smród prowadził króliczkę w stronę jednego z ceglanych, wieloletnich i wysokich budynków, przy których nikt nie przechodził. Judy pomyślała, że powodem mógłby być ten okropny odór.

   Po dłuższym zastanowieniu, doszła do wniosku, że z całkowitą pewnością był to odór stęchlizny, czegoś rozkładającego się.

   Gdy doszła do jednego z budynków, poczuła, że smród powinien być tuż za rogiem obiektu. Nie miała żadnego pojęcia, ale policjantka poczuła lekkie dreszcze. Miała wrażenie, jakby miała zobaczyć coś bardzo niespodziewanego, coś wręcz wielkiego.

    Gdy minęła róg, zobaczyła kontener ze śmieciami wraz z metalowymi koszami z tą samą zawartością. Lecz było coś niepokojącego, coś natychmiastowo mrożącego krew w żyłach, coś, co króliczka nie była w stanie opisać. Prawie przez minutę nie odgrywała wzroku od odciętej głowy martwej świni, która leżała na pokrywie od jednego ze srebrnych koszy na śmieci. Pierwsze, o czym pomyślała Hopps, było to, dlaczego żaden z mieszkańców ulicy nie zauważyło do tej pory tej mrożącej krew w żyłach rzeczy. Po chwili, odeszła od tej myśli, a następnie wyciągnęła ze swojej kieszeni telefon.

    — Halo, komendancie Bogo? — zaczęła lekko spanikowana.

    — Czego, Hopps? — po paru sekundach odpowiedział na pytanie pytaniem. — Przeglądam teraz ważne dokumenty. Mam nadzieję, że to coś pilnego.

    — Szefia, ja znalazłam coś, co szefa zainteresuje. — odpowiedziała.

    — Co takiego?

     — Najprawdopodobniej znalazłam... — nie umiała powiedzieć, jaką wskazówkę znalazła. — ... znalazłam martwą, całą we krwi głowę należącą do ofiary. — wydusiła z siebie. — Co mam takiego zrobić?

     — Uspokój się, idź do Wilde'a i zaczekajcie na mój przyjazd. Już się zajmuję tą sprawą.

{[°]}

    Na niebie pojawiły się szare, nieprzyjemne chmury, wiatr był nieco porywisty. Nie było już tak słonecznie, jak wcześnie. Na miejsce zbrodni przyjechało parę innych radiowozów. Z jednego z nich wysiadł wysoki bawół ubrany w granatowy mundur policyjny. Kierował się w stronę lisa i króliczki, którzy czekali tuż przy swoim pojeździe.

    — Witam ponownie, posterunkowa Hopps, czy mogłabyś wskazać, gdzie znajduje się twoje wielkie odkrycie? — spytał Bogo.

   — Proszę za mną, panie komendancie. — odpowiedziała, a następnie poszła w stronę ceglanych budynków. Szef i jej partner podążali tuż za nią w oczekiwaniu na coś niespodziewanego.

    Gdy skręcili w ślepą uliczkę, która znajdowała się między obiektami, zobaczyli dokładnie, to co policjantka miała im do przekazania - głowę świni na koszu, który miał prawdopodobnie przedstawiać coś w stylu stracha na wróble.

    — Dziękuję za swój czyn, Hopps. Spisałaś się, zachowałaś zimną krew, mimo tego czegoś. — wskazał na łeb, który był zakrywany przez dwóch innych policjantów. — W tej chwili, musimy to w jakikolwiek sposób ukryć.

    — By nie spowodować paniki wśród mieszkańców Zootopii?

    — To też, Hopps. Lecz też po to, by nie doszło do konfliktu między świniami, a rządem. — powiedział, a następnie odszedł.

    — Szefie?! — krzyknęła Judy, a bawół się zatrzymał. — Czy mógłby nas szef przywrócić do tamtego śledztwa? – spytała, a ten dalej stał nieruchomo. Króliczka poczuła na sobie gęsią skórę, nie była pewna, czy dobrze postąpiła.

     — Daję wam ostatnią szansę, tylko ostatnią. — odpowiedział, a następnie kontynuował swoją czynność.

===≠=======≠=
Hej, tu Mati_Legend. Znów was przepraszam za bardzo długą przerwę, lecz moje typowa niechęć do pisania i pisania wzięła w górę. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe.

Zootopia: Dark Moments✔️Where stories live. Discover now