~13~

1.1K 100 57
                                    

Biegłem przed siebie tak szybko, jak tylko było to możliwe. Nie dbałem o to, że patrzą na mnie jak na debila, którym po części byłem. Miasto było dość duże, a żeby dotrzeć na obrzeża trzeba jechać dziesięć minut samochodem. Nie chciałem tracić czasu czekając na podwózkę, więc zadowoliłem się tym co mam i postanowiłem dotrzeć na miejsce za pomocą własnych nóg. Moja forma była w opłakanym stanie, nim przebyłem sześćset metrów, padałem ze zmęczenia. Ale mimo to dzielnie parłem przed siebie, dysząc głośno i chwiejąc się na boki. Obraz przed moimi oczyma rozmazywał się przez łzy, a ja odnosiłem wrażenie, że zaraz zemdleję. Moje serce waliło jak szalone, czułem jak pulsuje w skroniach i nadgarstkach. Gdybym pojechał z nimi.. Gdyby mnie nie porwali, miałbym więcej sił. Przebiegnięcie połowy trasy nie sprawiłoby mi najmniejszego problemu. Ale czy wspominałem już kiedyś, jakie życie jest niesprawiedliwe?

Mało co nie wpadając pod koła przejeżdżającym samochodom, przebiegłem środek ulicy, aby znaleźć się po drugiej stronie. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, uginając się pode mną. Z nadmiernego wysiłku i braku rozgrzewki całe zaczęły się trząść, że aż nie mogłem ustać. No i w końcu były kiedyś złamane, co znaczy, że i osłabione. Zwolniłem więc dość mocno i zamiast biec, szedłem teraz wolnym krokiem. Nie pamiętam nawet kiedy oddychałem tak szybko, ale właśnie złapałem niezłą zadyszkę. Starłem pot z czoła i wyczerpany zakaszlałem, modląc się, aby wszystko było w porządku z moją klasą. W szczególności z Kirishimą. Chyba się załamię, jeśli coś mu zrobili.

Powoli wychodziłem z obszaru zabudowań. Droga stała się bardziej dziurawa i węższa. Po obu stronach były pola, łąki i rosnące, pojedyncze drzewa. Zbliżałem się w stronę lasu, więc mój marsz stopniowo zaczął przemieniać się w bieg. Oddychałem głośno nadal zmęczony, słyszałem jak z płuc wydobywa się dziwny dźwięk. Coś jakby pisk albo charczenie. Ale to nie ja teraz byłem tutaj najważniejszy. Za wszelką cenę chciałem dotrzeć na miejsce przed bohaterami i upewnić się, że z moim ukochanym wszystko dobrze. Rozejrzałem się sapiąc ciężko, po czym gwałtownie skręciłem w bok, na boczną drogę, która prowadziła już bezpośrednio do lasu oraz do ośrodka, w którym mieli się zatrzymać. Nie rozumiałem, dlaczego zawsze wywożą nas na takie zadupia?

Ruch był tutaj zerowy. Żadnych przechodniów, budynków, sygnalizacji świetlnej ani pojazdów. Mijałem jedynie wszystkie znaki drogowe, które również rozmazywały się przez problem z moim wzrokiem. Wciąż czułem, że zaraz zemdleję. Było to tak realistyczne uczucie, że chwilami obawiałem się, że umieram. Miało to też swoje dobre strony, moje cierpienie w końcu zostałoby zakończone. Już dawno byłbym martwy, gdyby nie Eijiro. Tak dużo mu zawdzięczam.. Dlatego jak umierać, to tylko razem z nim.

Zacisnąłem zęby, starając się wykrzesać z siebie ostatki sił. W oddali przed sobą widziałem dwa autokary. Obydwa dymiły, leżąc przewrócone w rowie lub rozbite o drzewa. Gdzieniegdzie widoczny był ogień, ale nie byłem w stanie stwierdzić, czy to przez kraksę, czy też przez dar jednego z uczniów naszej klasy. A co jeśli musieli podjąć walkę..?

Im bardziej zbliżałem się do miejsca zdarzenia, tym mój niepokój i strach był większy. Widok ten był okropny, a ja stopniowo wyłapywałem coraz więcej szczegółów. Plamy krwi na drzewach i ulicy, strzępki podartych ubrań. No tak, nie mieli na sobie przecież stroi bohaterskich tylko mundurki. Przerażenie wzmagało z każdą chwilą, a profesjonalistów jak nie było tak nie ma. To samo tyczyło się służb ratunkowych. Kompletnie nie rozumiałem co się tutaj dzieje.

Stanąłem na środku drogi i rozejrzałem się panicznie. Chciałem pomóc im wszystkim, jednak najważniejszy był Kiri. To w cholerę samolubne, ale nic na to nie poradzę. To jedyna osoba, dla której żyję. Przez porozbijane szyby autobusów widziałem wewnątrz paru nieprzytomnych uczniów. Widocznie całej reszcie udało się o własnych siłach wyjść z pojazdu. Rozejrzałem się dookoła, szukając w panice czerwonej czuprynki. Istniała też taka możliwość, że nauczyciele ewakuowali ich w bezpieczne miejsce i zaraz wrócą, aby pomóc rannym. To bez sensu, jeden z nich powinien tutaj zostać.. Nie dbając o potężne zmęczenie i wyczerpanie swojego organizmu zacząłem biegać po okolicy, chcąc znaleźć jakieś ślady. Między drzewami co chwila natrafiałem na rejony, w których na pewno odbyła się walka. Wszystko było zniszczone. Z trudem wymijałem leżących na ziemi, rannych uczniów. Ciężko było przejść obojętnie obok potrzebującego. Ale ja po prostu musiałem znaleźć Kirishimę, bo to było jedyne czego chciałem.

Last hope║KiribakuWhere stories live. Discover now