~1~

3.5K 248 361
                                    

⚝⚝⚝⚝⚝⚝⚝

   Ze szpitala, do którego mnie przewieziono wyszedłem dzień wcześniej niż planowano. Dostałem przez przypadek wypis innej osoby, więc skorzystałem. Dzięki temu ominęła mnie ostateczna rozmowa z psychologiem.

   Każdy dzień w tamtym miejscu był taki sam. Nudny, spędzony na obojętnym wpatrywaniu się w białe ściany. Hałasujące urządzenia utrzymujące przy życiu mojego współlokatora nie dawały mi spokoju, myślałem, że zwariuję choć pewnie już po części się to stało. Tak jak się spodziewałem rodzice ani razu mnie nie odwiedzili, byli zbyt zajęci swoimi obowiązkami i pracą. Ojciec wyjechał za granicę w sprawach biznesowych, a matka siedziała dniami i nocami w firmie. Założyłbym się, że nawet nie wiedzą o moim powrocie. W zasadzie mógłbym śmiało powiedzieć, że nikt się tu o mnie nie martwi. Ale wtedy skłamałbym, bo była jedna osoba, która mimo wszystko mnie odwiedzała.

    Każdego smętnego dnia przychodził o tej samej porze, akurat, gdy kończyłem jeść obiad. Codziennie z niecierpliwością wpatrywałem się w wskazówki zegara, czekając aż wybije godzina piętnasta. Jednak kiedy tylko klamka drgnęła, ponownie przybierałem maskę niczym nieinteresującego się agresora klasowego, który najchętniej pozabijały wszystkich w swoim otoczeniu.

   Podnosiłem się wtedy do pozycji siedzącej, aby lepiej widzieć swojego rozmówcę i opierałem się o ścianę. On zajmował miejsce na krzesełku dwa metry od łóżka, zakładał ręce za głowę i przyglądał mi się dłuższą chwilę w milczeniu. Za każdym razem czułem lekko truskawkowy zapach perfum, kojarzący mi się z jego czerwonymi włosami. Jak zawsze nie miałem odwagi na niego popatrzeć, dlatego moje spojrzenie podczas jego wizyt, było utkwione w wazonie z kwiatkami, który stał na stoliku.

    Nikomu nie pozwalałem zbliżać się do mnie na więcej niż metr. Ta odległość musiała być zachowana, aby spokojnie ze mną porozmawiać. W przeciwnym razie warczałem ostrzegawczo, gotowy do ataku. Moje zachowanie było jedynie przykrywką, starałem się zachowywać tak jak kiedyś. Nie chciałem, by ktoś domyślił się jaka jest prawda. Że jestem teraz spanikowanym, bojącym się wszystkich nastolatkiem. Dlaczego Kirishima do mnie przychodził..? Nie wiem, ale było to na prawdę miłe z jego strony.

   Na początku wypytywał mnie o to jak się czuję i czy czegoś nie potrzebuję, jednak odpowiedzi nigdy nie uzyskał. Potem przechodził do opowiadania o tym, co dzieje się w szkole i jak idzie mu ulepszanie swojego quirk. Moja twarz, nie wyrażała wówczas żadnych emocji, chociaż z zainteresowaniem słuchałem jego głosu, który składał zdania w zgrabną całość. Gdy zegar wybijał szesnastą kończył swoje opowieści, żegnał się ze mną i wychodził. A ja znowu zostawałem sam na sam ze swoimi myślami.

   Stanąłem przed lustrem w przytulnej łazience i oparłem ręce o umywalkę. Podczas mojej nieobecności na terenie UA powstały akadamiki, gdzie mieszkali uczniowie z wszystkich klas. Dziwnym trafem mój pokój znajdował się obok mieszkania Kirishimy, domyślam się, że Aizawa po prostu chciał dać mi towarzystwo.

    O ile telefon się nie mylił, za dziesięć minut będzie ósma. Już dawno powinienem być w szkole, pewnie się spóźnię. Celowo tak przedłużałem, po prostu nie chciałem spotkać się z nikim na korytarzu. Dodatkowo stresowała mnie duża ilość ludzi, co oznacza, że siedzenie parę godzin w klasie z innymi będzie katorgą. Zilustrowałem siebie wzrokiem, wyglądałem okropnie. Wory pod oczami, rozczochrane włosy, cała klatka piersiowa w zadrapaniach i bliznach. Nawet moje oczy, dawniej wyjątkowo nienaturalnie czerwone, były dziś bardziej matowe, pozbawione uczuć.

   Przemyłem twarz zimną wodą, następnie sięgając po maść od pielęgniarki. Zdarłem ze swoich rąk stare, pobrudzone bandaże i delikatnie posmarowałem bolące miejsca lekarstwem. Przyglądałem się chwilę jednej z ran utworzonej na mojej prawej dłoni. Z wielkim trudem założyłem nowe bandaże, po czym sięgnąłem po koszulę swojego mundurku. Zapiąłem guziki i przechyliłem głowę, ponownie patrząc w odbicie. Nigdy nie zakładany jeszcze, czerwony krawat wisiał kusząco na wieszaku, czekając na swoje pierwsze użycie.

Last hope║KiribakuWhere stories live. Discover now