~5~

2.2K 186 242
                                    

⚝⚝⚝⚝⚝⚝⚝

W jednej chwili wszystkie najlepsze chwile wróciły do mnie. Mógłbym to porównać do tych klasycznych cytatów z fragmentem „życie przeleciało mi przed oczami". I faktycznie, czułem się jakby tak było.

Zimny nóż zagłębiał się powoli w moim ciele, powodując, że krew zaczęła wypływać z powstającej tam rany. Powinienem przestać... Tak na prawdę nie chciałem umierać, w głębi serca wierzyłem w to, że może w końcu kiedyś znajdę szczęście.

Nie chce zostawiać tych wszystkich, których poznałem w ciągu swojego nędznego, żałosnego życia. Będę tęsknił za każdym z osobna...

Za Deku, który mnie wkurzał od dzieciństwa i łaził za mną wszędzie krok w krok, gdzie tylko się dało. Ale poza tym był dobrym kompanem i towarzyszem...

Za mamą, która mimo, że nie poświęcała mi zbytnio uwagi, wciąż starała się zarabiać dla rodziny. Na pewno chciała dobrze...

Za tatą, który tak jak ona prawie zawsze był poza domem i nie miał dla mnie czasu. Może tak po prostu musiało być?

Za każdą osobą, z jaką miałem do czynienia. Za mieszańcem, za różową, pikatchu, za cycatą... Nie wyobrażałem sobie, że może ich wszystkich braknąć.

I za Kirishimą... Ludzie popełniają błędy, wiem o tym aż za dobrze. I może on też właśnie takowy popełnił. Jednak niczego nie żałuję. Ani tego, że powiedziałem mu o swoich problemach, ani płakania na jego oczach. Każdy może przecież wyrażać swoje emocje i uczucia...

Problem tkwił jednak w tym, że owy chłopak nie był dla mnie tylko najlepszym przyjacielem. Patrzyłem na niego, jak na kogoś więcej. Na widok jego uśmiechniętej twarzy, serce przyspieszało swe bicie, zupełnie jakby chciało ze mnie wyskoczyć, aby być bliżej obiektu westchnień.

Nigdy nie rozumiałem takich tematów. Miłość? To dla mięczaków.
Uczucia? Na co mi one. Druga osoba? Sam sobie poradzę, potraktuj go jako rywala!

W takim przekonaniu żyłem, dopiero z czasem uświadamiając sobie, jak te poglądy przysłaniały mi widok na świat.

Otworzyłem oczy i cisnąłem ostrzem w bok, odrzucając go jak najdalej siebie. Nie potrafię tego zrobić, nie zabiję się. Będę żył chociażby nawet w samotności, żalu i rozpaczy. Sapałem cicho, starając się złapać oddech po długotrwałym płaczu, jednak ból i uścisk na szyi utrudniał mi to zadanie.

Z nowej rany na szyi sączyła się krew, czułem jak przesiąka i plami moją szarą koszulkę. Nie zwracałem na to uwagi, jedyne o czym marzyłem to powrót do bezpiecznego pokoju. Najchętniej cofnąłbym czas, chciałem ponownie siedzieć i przytulać się z Kirim. Potrzebowałem go, bez niego będzie ciężko. Jestem do niego bardzo przywiązany, jak pies do właściciela. Ale co z tego, skoro się go boję?

Obiecał, że mnie nie skrzywdzi, powiedział, że chce dla mnie jak najlepiej. A ja mu głupi uwierzyłem... Teraz powie to samo, a potem ponownie rzuci mną o ziemię i będzie dusił. Tak to ma wyglądać? W takim razie podziękuję.

-B-Bakugo, odbiło ci?! - Wydusił, krztusząc się własnymi łzami.

-Już dawno temu. - Mruknąłem obojętnie, moja twarz nie wyrażała wówczas żadnych emocji. Ten chłopak przestał już mieć dla mnie znaczenie.

Rozcięcie na szyi nie było aż tak głębokie na jakie wyglądało, jednak ból który temu towarzyszył był nie do zniesienia.

Podniosłem się powoli z trawy, aby wrócić do akademika. Moje nogi odmówiły jednak posłuszeństwa i ugięły się pod ciężarem ciała. W ostatniej chwili podparłem się o drzewo, przed oczami pojawiły się mroczki. Z każdą sekundą czułem się coraz gorzej, chyba zaczyna brakować tlenu... Nie mogę oddychać.

Last hope║KiribakuWo Geschichten leben. Entdecke jetzt