Część Czternasta.

92 14 2
                                    

Najlepiej jest nie wiedzieć.

Nie myśleć, nie przejmować się, nie analizować, działać, działać, działać. Być nieprzewidywalnym nawet dla samego siebie.

Uświadomić sobie, że dziwaczny głos jest chrapaniem. Odwrócić się w jego stronę. Patrzeć na łóżko i leżącego na nim człowieka. Mechanicznie podejść kilka kroków naprzód, by móc przekonać się, że postać jest znajoma. Spojrzeć na jej twarz i poznać Kowalskiego. Wstrzymać oddech i czekać na lawinę pytań związanych z jego osobą.

Niemyślenie jest naprawdę trudne.

- Kowalski? - wyrzucam z siebie razem ze wstrzymywaną mieszanką tlenu, azotu i węgla.

Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymuję, jest głośne stęknięcie. Niespodziewanie potrząsam mężczyzną, a on równie niespodziewanie zrywa się i rzuca się na mnie.

Z mojego gardła wydobywa się jęk, kiedy zamiast na względnie miękkie łóżko upadamy na podłogę. Co się z tobą dzieje, dziewczyno? Przeżyłaś tyle bolesnych incydentów, a jęczysz na spotkanie z podłogą?

Nie wyobrażałam sobie nawet, że Kowalski jest taki ciężki. Przygniata mnie całym swoim ciałem i ciężko dyszy. Co mu się stało?

- Co ci się stało? - pytam, mając na myśli jego problem z oddechem.

On wpatruje się we mnie intensywnie przez trzy długie wydechy, zdaje się, że mnie nie poznaje. Ostatnio byłam tak blisko niego, kiedy złapał mnie na placu, na którym wykonano egzekucję. Od tamtego czasu prawie nic się w nim nie zmieniło. No, może oprócz jego zarostu, który z króciutkiego meszku zmienił się w kilkucentymetrową brodę. Poza tym spojrzenie ma trochę nieobecne i nigdy nie podejrzewałabym go o zaatakowanie mnie, tak jak to zrobił dzisiaj.

Ale nie licząc tych trzech rzeczy, nie zmienił się.

Po trzech długich wydechach wpatrywania się we mnie, coś w jego spojrzeniu się zmienia. Źrenice zwężają się do kropki wielkości główki od szpilki, a potem znów wracają do normalnego rozmiaru.

- Ju? - mówi, jego oddech stabilizuje się.

Jak dobrze, że mnie pamięta. Jak dobrze odnaleźć kogoś znajomego w tym dziwnym miejscu.

- A jak myślisz, Kowalski? Mógłbyś uprzejmie ze mnie zejść?

Kowalski usłużnie spełnia moją prośbę. Siada na brzegu łóżka, a ja kładę się obok niego, korzystając z okazji, że mogę użyć jakiegoś wygodnego mebla. Mimo ekranów, na których wyświetlane są liczby i filmy, oraz ściany pokrytej moimi zdjęciami, odprężam się.

- Co tutaj robisz, Ju?

- Leżę.

- Mam na myśli, jak się tu dostałaś?

Nagle na wewnętrznej stronie moich powiek pojawia się wspomnienie z galerii głów. Zalewa mnie fala podejrzeń. Siadam gwałtownie, a Kowalski ode mnie odskakuje.

- Mogłabym zadać tobie to samo pytanie. Co stało się w galerii głów? Dlaczego mnie zostawiłeś?

- Ju, ja...

- A może... - przerywam mu. - Może to ty mnie ogłuszyłeś? To ty zamknąłeś mnie w pierwszym pomieszczeniu? Lub nawet sam je stworzyłeś! Ale dlaczego miałbyś to robić, Kowalski? Dlaczego miałbyś chcieć oglądać, jak kolejne wersje mnie umierają? Przecież jesteś we mnie zakochany po uszy...

Nawet nie zauważam, że tym razem to ja nad nim góruję. Przyglądam się mu z wielkim oczekiwaniem, nadzieją, że zacznie zaprzeczać, że to nie on stworzył te wszystkie sale tortur.

Ale jedyną rzeczą jaką otrzymuję, jest ruch jego źrenic: zwężanie i powrót do właściwego rozmiaru. A później słowa, które powinny spowodować u mnie palpitacje serca, ale wywołują tylko zawód.

- Bo jestem w tobie zakochany.

Kowalski czeka na moją reakcję.

Nie wiem, czy mogę powiedzieć coś poza:

- To naprawdę ty wszystko to zrobiłeś?

- Nie, to nie ja.

- Więc co się wtedy stało? W galerii głów?

- Ogłuszyłem cię.

- Dlaczego?

- Bo nie miałem wyboru. Bo jestem w tobie zakochany, Ju, w każdej z was. I dlatego muszę cię ostrzec. Sala balowa nie była ostatnim pomieszczeniem. Stamtąd było inne, okropne wyjście, prowadzące do kolejnego poziomu. Ostatniego poziomu. Najtrudniejszego, choć nie wiem, co jest tam przygotowane. To nie ja stworzyłem ten ośrodek, jestem tylko jednym z pionków. Przepraszam, Ju. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym żyć z tobą w normalnym świecie. Ale tylko ty możesz mnie uwolnić. Musisz wrócić do sali balowej, pokonać Bestię i odnaleźć przejście na kolejny poziom. To jest jedyny sposób, by nas uratować.

Wstaję, kręcąc głową.

- To nie może być jedyne wyjście - mówię i podchodzę do ekranów. Analizuję ję jeden po drugim. Daję spokój cyfrom - choć pewnie oznaczają coś ważnego, i tak nic bym z nich nie zrozumiała. Zastanawiają mnie te dwa puste pomieszczenia: sypialnia i amfiteatr. Jeśli ekrany przedstawiają wszystkie sale śmierci, jedno z tych pomieszczeń musi do nich należeć.

- Co to za pomieszczenia? - pytam Kowalskiego, wskazując na sypialnię i amfiteatr. - Kolejne sale śmierci?

- Nie mam pojęcia. Próbuję to rozgryźć, odkąd tu jestem, ale nie udało mi się niczego wymyślić.

Unoszę brew.

- Więc to nie jest twój pokój?

Kowalski uśmiecha się.

- Gdyby to był mój pokój, nie wykleiłbym jego ścian twoimi zdjęciami. Jestem w tobie zakochany, Ju, ale nie mam jeszcze obsesji.

Jeszcze.

- Więc nie wiesz też, co oznaczają te liczby?

Kowalski kręci głową. Szkoda.

Musi być jakieś inne wyjście niż powrót do sali balowej. Zakochany Kowalski nie kazałby mi iść na pewną śmierć, nawet, jeśli miałoby to nas uratować. Prawda?

BaloniaściWhere stories live. Discover now