Część Druga.

211 29 3
                                    

Jestem na balkonie. Obok mnie stoi Kowalsky. Próbuje wyglądać groźnie. Nie wychodzi mu to.

Na balkonie naprzeciwko siedzi starsza pani. Unosi wzrok znad gazety. Puszcza dymek z cygara. Głaszcze cziłałę, która z niewiadomych przyczyn zaczęła się trząść.

- Mamy do pani prośbę - mówię. Jestem nastawiona pokojowo.

Starsza pani wyciąga rękę za siebie, by wziąć swoją sztuczną szczękę ze szklanki, stojącej na zużytym stoliku do kawy. Nie przestając nas obserwować, wkłada ją do buzi. Potem oblizuje usta.

- Jaką prośbę? - mówi. Już z tej odległości widzę kropelki śliny, które niczym rakiety wystrzeliwują z jej ust, by po chwili spaść na różowe baloniki. Ktoś mógłby określić jej głos jako "chropowaty", jednak ja nie czuję takiej potrzeby. Na jej szlafroku jest coś napisane. "Helga". Zakładam, że to jej imię.

- Musimy dostać się na drugą stronę.

- Nie handluję bronią. A noża kuchennego wam nie dam.

- Słucham?

- Mówiłaś, że musicie dostać się na drugą stronę? To bardzo romantyczne.

- Co? Nie. Nie, musimy dostać się na drugą stronę ulicy. Tej ulicy.

- To czemu nie pójdziecie na przejście dla pieszych, zamiast stać na cudzym balkonie, gołąbeczki?

- Może dlatego, że nie widać ŻADNEGO przejścia dla pieszych?

Starsza pani Helga patrzy na ulicę.

- Och.

I negocjujemy dalej:

Helga: Więc jak chcecie przejść?

Ja: Po sznurze na bieliznę.

Helga: Tym sznurze? MOIM sznurze?

Ja: Tak, jeśli to nie problem.

Helga: A ten twój gołąbeczek to potrafi mówić?

Kowalsky: Tak, proszę pani.

Helga: O, jak grzecznie.

Ja: To jak, możemy przejść?

Helga: Z tobą nie będę rozmawiać.

Ja - westchnięcie wyrażające zniecierpliwienie.

Kowalsky: To jak, możemy przejść? Proszę?

Helga: Zastanowię się.

Ja: Mam cztery minuty, żeby dotrzeć do pracy!

Kowalsky: Przepraszam za niedopuszczalne zachowanie mojej znajomej. Czy możemy przejść? Zastanowiła się już pani?

Helga: Hmm. A co będę z tego miała?

Kowalsky: A czego pani chce?

Helga: Najlepiej to ciebie, gołąbeczku.

Ja (w głębi duszy): Fuj.

Kowalsky patrzy dziwnie na starszą panią Helgę. Ja patrzę na niego. Po chwili mówię:

- Musimy się zastanowić.

A potem trącam ramieniem Kowalsky'ego.

- Proszę się zgodzić. Nie potrzebuję pana eskorty. Poradzę sobie - mówię cicho, przybierając (moim zdaniem) przekonujący wyraz twarzy.

Kowalsky otwiera usta, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale ja go ubiegam.

- Proszę. To nasza jedyna szansa.

Kowalsky patrzy na mnie jeszcze przez chwilę, a potem zwraca się do Helgi.

- W porządku. Zgadzam się.

Helga uśmiecha się, pokazując przy tym swoją sztuczną szczękę. Przechodzi mnie dreszcz, w jej uśmiechu jest zbyt wiele drapieżności, ale nie protestuję, gdy przechodzimy po sznurze, Kowalsky mówi mi "Do zobaczenia", ja odpowiadam mu tym samym i ruszam w dalszą drogę. Nie oglądam się za siebie.

A pode mną tłum baloniastych zaczyna skandować.

BaloniaściWhere stories live. Discover now