Część Czwarta.

183 27 2
                                    

Kiedy wchodzę do biura podróży "Egzotik", wszystkie głowy jak na komendę odwracają się w moją stronę, a głosy jeden po drugim cichną, tak, że w końcu słychać tylko jednostajny szum wiatraka przyczepionego do sufitu i nieprzyzwoite bzyczenie końskiej muchy. Patrzę na twarze wszystkich współpracowników. Hanna, Anna, Robert Senior i Robert Junior. Oni wszyscy gapią się na mnie. Za mną Kowalski zamyka oszklone drzwi i śmieje się nerwowo. Odwracam się do niego. Pytam, o co chodzi. Moi współpracownicy wracają do pracy i cichych rozmów, trochę niezręcznie im to wychodzi. Słyszę, jak Robert Junior flirtuje z Hanną. Potem Kowalski prowadzi mnie do biura szefa. Wyjmuje z kieszeni plik kluczy, szuka tego właściwego, ręce mu się trzęsą. W końcu otwiera drzwi i gestem wskazuje, żebym weszła do środka. Zastanawiam się, skąd ma dostęp do biura szefa.

- Skąd masz dostęp do biura szefa? - pytam.

Kowalski zamyka za nami drzwi, na klucz, i odpowiada, że to skomplikowane. Prosi, żebym usiadła, więc siadam. Kanapa ma kolor zgniłej zieleni, jest poprzecierana w niektórych miejscach, gdzieniegdzie widzę plamy. Mimo, że jej stan nie jest lepszy od mojej domowej sofy, wypełnia mnie obrzydzenie. Staram się je ukryć, w końcu to gabinet szefa, kto wie, czy nie ma tu żadnych kamer i nie ogląda mnie z ukrycia, czy nie jest ciekawy, jak zareaguję na to, co Kowalski zamierza powiedzieć. Może tak naprawdę to jest spisek, może szef mnie nienawidzi i chce znaleźć powód, by mnie stąd wylać, ale przecież ja świetnie radzę sobie z klientami, z każdym dniem wystawiam swoją cierpliwość na próbę, nie mogę tak po prostu stracić pracy.

Kowalski odgarnia z biurka stertę dokumentów, które spadają na brązowy dywan w granatowe kropki. Zauważam, że kilka kartek zostało na blacie, pewnie przykleiły się do plam z kawy. Słyszę, jak Kowalski zadaje sobie pytanie. "Gdzie to jest...?", jego zdenerwowanie jest namacalne. W końcu chyba się poddaje, uderza pięścią w blat, krzyczy "Auaaa!", i patrzy na mnie, rumieni się.

- Żartowałem, to wcale nie bolało.

- Ha, ha - mówię.

Jest naprawdę dziwnie. Kowalski siada na biurku.

- Więc... o co chodzi? - pytam.

Kowalski mówi, że to skomplikowane. Po chwili pyta, co stało się z jego bratem. Odpowiadam z uroczym uśmiechem, że to skomplikowane. Po chwili reflektuję się - Kowalsky to jego brat, powinien wiedzieć, co się stało - i zaczynam opowiadać. Zaczynam od wyjścia z mieszkania i braku kleju na uśmiech, przy okazji śledzę wzrokiem żółtą tapetę, zdjęcia na niej powieszone. Szef z wieżą Eiffela, szef z Wielkim Murem Chińskim, szef z mapą świata, szef ze swoim zdjęciem z wieżą Eiffela, szef w swoim gabinecie, prezentujący jakąś dźwignię... Tą samą dźwignię, która wystaje spoza mapy świata.

Zdaję sobie sprawę, że przerwałam opowieść dopiero, kiedy Kowalsky pyta mnie, dlaczego przerwałam.

- To tego szukałeś pod stertą papierów?

Kowalsky odwraca się, by spojrzeć tam, gdzie ja patrzę, i już wiem, że się uśmiecha. Kiwa głową, wstaje, podchodzę do niego i staję za jego plecami, gdy palcami gładzi metalową dźwignię.

- Gotowa? - pyta. Czuję jego podekscytowanie i myślę, że dzisiaj jest chyba Dzień Dobroci dla Zwierząt, bo mimo wyraźnego niepokoju, który postanowił mnie dzisiaj odwiedzić po raz kolejny, mówię, że tak, jestem gotowa, więc Kowalski pociąga za dźwignię.

Przez chwilę nic się nie dzieje, a potem podłoga usuwa się spod moich stóp.

BaloniaściWhere stories live. Discover now