Część Szósta

137 21 2
                                    

W pomieszczeniu za metalowymi drzwiami jest tylko jedno źródło światła. Wąski, długi pasek wmontowany w ścianę naprzeciw mnie służy za żarówkę. Jest niemal wystarczająco silny, by mnie oślepić.

Niemal.

Kowalski mruga kilka razy, zaczyna mamrotać gorączkowo, wiem, że nie przekroczy progu przede mną, jeśli w ogóle. Ale przecież to on sam szukał tajnego przejścia, on sam szukał tego miejsca; czy nie spodziewał się, co tu znajdzie? A może to nie jest właściwe pomieszczenie, może jakiś czas temu powinniśmy skręcić w lewo, nie w prawo.

Kowalski znów wyjmuje fosforyzujący sześcian z kieszeni koszuli, ten sam, który wyjął, gdy ugrzęźliśmy w galaretowatej substancji. Otwiera go, wkłada palec do środka i przeklina.

- Nie ma zasięgu.

Powstrzymuję się od wypowiedzenia na głos uwagi, iż jesteśmy pod ziemią, w podejrzanej jaskini, a przed sobą mamy chłodnię; zasięg w takim miejscu nie ma prawa istnieć. Zamiast tego pokonuję swój strach i obrzydzenie i przechodzę przez próg, niezauważona przez Kowalskiego, a potem przejeżdżam wzrokiem po szklanych gablotach.

Chłodnia-muzeum.

Nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek zdrowy na umyśle chciałby umieścić głowy w szklanych gablotach. Ani dlaczego miałby robić to pod ziemią, gdzie tylko on mógłby to zobaczyć. Chyba, że się ukrywa, działa niezgodnie z prawem. Czyżbym trafiła na kryjówkę Łowców Głów? Co prawda rząd wspiera ich działalność, jednak robi to nieoficjalnie. To wyjaśniałoby, dlaczego muszą się ukrywać.

Skóra głów, nawet oddzielona ode mnie szybą, wydaje się zimna i lepka. Twarze utraciły swój wyraz, opustoszałe z emocji. Oczy patrzą w dal, jakby zamrożone. Powinny mnie śledzić, powieki powinny zamykać się i otwierać w krótkich odstępach czasu, a tu... Równie dobrze można by wstawić do gablot różowe baloniki, które przytwierdzone do szyi nosił skandujący tłum.

Raz, dwa, trzy... dwanaście. Dokładnie dwanaście szklanych gablot, każda chroni wiadomą zawartość, kobiety, mężczyźni, dzieci nie ma, ale o dziecięce głowy w dzisiejszych czasach jest naprawdę trudno.

Oglądam się na Kowalskiego.

- Zamierzasz tak stać całą wieczność? - pytam.

Kowalski mruga dwa razy, jakby zapomniał o moim istnieniu. Nawet z odległości kilku metrów widzę, że jego wzrok jest zamglony.

- Co?

- Pytałam, czy nie zamierzasz wejść?

Kowalski waha się przez moment, a potem kręci przecząco głową. Myślę, że to trochę dziwne. To on sam szukał tajnego przejścia, dlaczego więc nagle boi się wejść do chłodni-muzeum?

Może dlatego, że pełno tu martwych głów.

To nie jest wystarczające wytłumaczenie. Hej, poszukiwanie przygód wiąże się z różnymi... przygodami. Tak samo jak próba odnalezienia odpowiedzi na jakiekolwiek pytania, czasem prawda okazuje się niewygodna.

Kowalski znów wpatruje się intensywnie w fosforyzujący sześcian.

Naprawdę nie rozumiem tego człowieka.

I muszę przyznać, ta cała sprawa z głowami zaczyna mnie ciekawić.

Podchodzę bliżej jednej z gablot i przyglądam się jej, sprawdzając, czy nie ma tu żadnych podpisów, jak w prawdziwym muzeum. Stwierdzam, że nie. Nachylam się nas kolejną gablotą, jednak tutaj sytuacja wygląda tak samo. Kątem oka z zauważam jakiś ruch. Oglądam się za siebie, w kierunku drzwi.

Hmm.

Kowalski zniknął.

Nie wierzę, że mógł tak po prostu uciec... Nie jest ani szybki, ani zły. Przynajmniej tak myślę. Może gdzieś tutaj naprawdę ukrywają się Łowcy Głów?

Kątem oka zauważam dwa kolejne ruchy, jeden z prawej, drugi z lewej, i już jestem pewna, że oprócz mnie w pomieszczeniu znajduje się jeszcze ktoś.

Nie wiem, co robić. Rzucić się do ucieczki? Nie mam latarki. Próbować walczyć? Nie mam czym.

Już chcę się odwrócić, by przynajmniej ujrzeć twarz napastnika, ale nagle czuję silne uderzenie w tył głowy.

I, jak to mówią, pochłania mnie ciemność.

BaloniaściDonde viven las historias. Descúbrelo ahora