rozdział 𝒹𝓇𝓊𝓰𝓲

244 15 0
                                    

𝖕𝖔𝖘𝖑𝖚𝖘𝖟𝖊𝖓́𝖘𝖙𝖜𝖔

5 miesięcy później

W środku nocy, Glozelle posłał po mnie sługę, kazał się ubrać w zbroje i stawić pod komnatami mojej matki, przy czym zachować dyskrecję.

Przed drzwiami stał Glozelle z najlepszymi żołnierzami. Zdziwiłam się, że mnie też wezwał...

Zauważyłam, że coś było nie tak.

- Co się dzieje? - zapytałam go cicho.

Odciągnął mnie na bok, mówiąc szeptem.

- Załóż hełm, nikt nie może widzieć, że to ty - polecił mi, a ja zrobiłam co mi kazał - Miraz wyda za chwilę polecenie...

Nie wiedziałam o czym mówi.

- Twoja matka rodzi - powiedział.

- Ale... Jak? Ja nic nie wiedziałam! - patrzyłam na niego, czekając na odpowiedź.

- Dowiedziałem się dopiero dzisiaj - usprawiedliwił się - Módl się by to nie był chłopiec...

Po tych słowach, wrócił do uzbrojonych żołnierzy.

Starałam się przyswoić to co mi powiedział.

Mój matka nie wychodziła z komnat od miesięcy, ojciec mówił że była chora...

Dlaczego chciał zataić ciążę?

I dlaczego lepiej by to nie był chłopiec?

Z zamyśleń wyrwał mnie krzyk, krzyk mojej mamy.

Popatrzyłam przestraszona na mojego przełożonego. Glozelle też na mnie spojrzał.

Krzyk się nasilał.

Zmusiłam się by nie zatkać uszu.

Generał trwał przy moim boku, ale nie dotykał mnie, by nie zdradzić mojej obecności.

Po długiej chwili moja matka ucichła.

Czekaliśmy wszyscy, uzbrojeni.

Za drzwi wyszedł Miraz.

- Zabijcie - rzucił tylko i wrócił do środka.

Kogo?!

Glozelle popatrzył na mnie smutno i dał rozkaz, byśmy ruszyli za nim.

Dobiegłam do niego na przód.

- Chłopiec? - domyśliłam się.

Pokiwał głową.

Zeszliśmy w dół zamku, do komnat dziedzica.

Czy to był plan mojego ojca?

Jego męski potomek na tronie, Kaspian nie był by już mu potrzebny.

Uświadomiłam to sobie, gdy żołnierze przygotowywali kusze, przed drzwiami do jego sypialni.

- Glozelle? - złapałam go za ramię - Nie róbmy tego - szepnęłam przestraszona.

- Ja nie mam wyboru, oni też... - wskazał na wiernych Talmarów.

- Dlaczego mnie tu zabrałeś?! - zdenerwowałam się - Mam zabić Kaspiana?! - wyrzucałam mu szeptem.

- Joan - starał się mnie uspokoić - Wiesz, że nie chcę tego robić, oni z pewnością też, ale Miraz ma nas w garści, gdy nie będziemy robić tego co każe, zrobi naszym bliskim coś złego...

- Nie jest najlepszym ojcem, ale nie jest taki - zaczęłam go bronić.

- To dlaczego nas tu wysłał?

Zamilkłam.

- Czemu nie uchroniłeś mnie przed tym człowiekiem wcześniej?! - wybuchnęłam - Cały czas chciałam by mnie zauważył...

- On był dobry Joano, zmienił się - przerwał mi - Teraz jest niebezpieczny...

- Nie każ im strzelać do Kaspiana - prosiłam.

- Jak tego nie zrobię, on zrobi coś moim bliskim - powiedział, pokazując na żołnierzy, by się zbliżyli.

- Ty nie masz rodziny, jesteś wolny - mówiłam mu.

- Myślisz, że nie byłby w stanie i ciebie skrzywdzić? - spojrzał na mnie smutno.

- Gloz... Nie rób tego...

- Przepraszam - powiedział i wszedł z żołnierzami do środka komnaty.

Usłyszałam świst strzał.

Zamknęłam oczy.

Nie byłam w stanie się poruszyć, odezwać, czy płakać...

Nie wychodzili.

Coś było nie tak...

Za drzwi wyszedł Glozelle.

- Nie ma go - oznajmił, on też odetchnął z ulgą.

- Muszę go znaleść, pomogę mu - powiedziałam cicho do niego.

Pokiwał głową.

- Jedziemy za nim w pościg, sługa powiadomił o zniknięciu jednego konia... - wziął mnie pod ramię.

Dalej byłam oszołomiona tym co się miało stać.

Żołnierze dosiedli koni, ja również.

Glozelle wpakował mi na konia, siodło podróżne i torbę z ekwipunkiem żołnierskim.

- Odciągnę żołnierzy, znajdziesz go i z nim zostaniesz - powiedział stanowczo.

- A co z tobą?

- O mnie się nie martw - uśmiechnął się krzepiąco, po czym wrzasnął do swoich ludzi - Na konie! Za księciem!

Pędziliśmy przez kamienny most, mając przed sobą ciemny las, do którego zapędził nas książe, za nami było słychać wybuchy zimnych ogni i wiwaty na wieść o synie Namiestnika.

Nasze konie stanęły dęba przed wielkimi konarami drzew, które rzucały złowrogie cienie w blasku księżyca.

Kaspian uciekł do lasu, którego bali się wszyscy Telmarowie, a ja nie byłam wyjątkiem.

Patrzyliśmy na siebie z Glozelle niepewnie.

- Czego się boicie?! Za nim! - rozkazał nasz generał.

Koń Kaspiana zostawił wyraźny trop na wysoko porośniętej ziemi trawą, więc znów szybko gnaliśmy konie, depcząc mu po piętach.

Jechaliśmy długo, aż do rzeki. Talmarowie znali jedynie tą część Narnii, po naszej stronie wody. Po drugiej stronie las był jeszcze gęstszy, a chodzące legendy o starych narnijskich stworzeniach, odpychały moich rodaków od rzeki.

Zauważyłam ślady konia po drugiej stronie, pokazałam skinieniem głowy o tym przełożonemu.

Pokiwał głową.

- Przejedziemy z zachodniej strony! Nurt tam jest słabszy - żołnierze zaczęli jechać przed siebie do wskazanego miejsca - Ty przeskocz i go znajdź...

Teraz to ja pokiwałam głową.

- Uważaj na siebie - poprosiłam.

- Ty na siebie też - uśmiechnął się i zawrócił konia.

Poczekałam chwilę, aż zniknęli mi z oczu.

Cofnęłam wierzchowca i z rozbiegu przeskoczyłam rzekę.

Ruszyłam po tropie kuzyna.

Sojuszniczka KrólaWhere stories live. Discover now