rozdział 𝓳𝓮𝓭𝓮𝓷𝓪𝓼𝓽𝔂

137 6 0
                                    

𝖑𝖔𝖏𝖆𝖑𝖓𝖔𝖘́𝖈́

Pov. Johanna

Miałam dejavu.

Znów widziałam za sobą zamek Talmarów, znów popędzałam konia, nocą...

Tylko że ze mną uciekały Narnijskie stworzenia oraz Dawni władcy.

Plan się nie powiódł.

W środku twierdzy została część z naszych ludzi, na pewną śmierć.

Dojechaliśmy przed świtem do Grobowca.

Oczekiwali nas tam pozostali.

Trudno było im patrzeć w oczy, gdy wśród przybyłych szukali swoich najbliższych...

Nie trzeba było długo czekać na pierwsze łzy i rozpacze.

Chciałam zapaść się pod ziemię.

Przed kilkoma godzinami wypuściłam strzałę, która miała uśmiercić mojego ojca.

A tu wydażyło się wiele tragedii. Talmarzy pozabijali połowę tych, co wyruszyli.

Widać jestem taka jak oni. Nieważne kogo bym zabiła, zrobiłabym to z rozkazu albo kierowana niewłaściwymi emocjami, w które za rzadko zagaszcza troska i współczucie.

Zeszłam z konia i odprowadziłam go do środka. Sama wyszłam na zewnątrz.

Wszyscy się już rozeszli. Niektórzy zostali na dworze, by samemu móc opłakać swój żal i stratę.

Oddaliłam się od nich.

Wspięłam się na górę Kopca Aslana. Grobowiec był zbudowany z kamiennych płyt, gdzieniegdzie porośniętymi mchem albo trawami. W jednej z takich kępek traw usiadłam.

Miraz nie będzie czekał.

Zaatakuje, wie że jesteśmy osłabieni, a poza tym jest wściekły...

Z góry był lepszy widok. Starałam się rozejrzeć za jakimś potencjałem obronnym tego miejsca.

Przed Kopce była duża polana. Pewnie tu odbyłoby się starcie. Pomiędzy polaną a Grobowcem stała wielka kamienna płyta, otoczona czterama kolumnami, a raczej ich gruzami...

Byłam ciekawa, jaką to kiedyś miało funkcje albo zastosowanie.

Usłyszałam za sobą kroki. Były głośne i wyraźne, ktoś w orężu wojennym szedł po kamiennych płytach...

- Hej - odezwał się za mną Edmund.

- Hej - odpowiedziałam, nie odwracając się.

Było mi głupio. Widział mnie od mojej najgorszej strony, o której istnieniu sama nie miałam pojęcia...

Usiadł obok mnie.

- Jak się czujesz? - zapytał, przerywając ciszę.

- Okropnie - wyznałam - Nie wiedziałam, że jestem do tego zdolna - Nie trzeba było mówić do czego, doskonale zdawał sobie sprawę co miałam na myśli.

- Szczerze, ja też nie - powiedział, ale nierozczarowanym tonem - Napewno trudno było tobie wybrać kuzyna, a jeszcze trudniej być konsekwentną do tej decyzji...

Miał rację, to było cholernie trudne.

- Jesteś lojalna Johanno, chyba najlojalniejsza z nas wszystkich - uśmiechnął się.

- Wolałabym być opanowana - mruknęłam - tyle głupich rzeczy, których żałuję, zrobiłam pod wpływem emocji... Nie chcę tego - wyżaliłam się.

- Też bym chciał być opanowany - wyznał.

- Musi ci wystarczyć sprawiedliwy - przewróciłam oczami, co wywołało u niego cichy śmiech.

- Mógłbym mieć więcej przydomków - podsunął - Wiesz, też często daje się ponieść chwili, może gdybym taki nie był, nigdy nie zdradził bym całej Narnii, mojego rodzeństwa i Aslana dla Białej Czarownicy...

- Co zrobiłeś?!

Chłopak był rozbawiony moją reakcją.

- Skoro, nawet ja, po takiej akcji, jaką odwaliłem, zyskałem przebaczenie, a nawet zostałem królem, to myślę, że jest dla ciebie szansa - powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu.

- Opowiedz mi o tym - poprosiłam.



Sojuszniczka KrólaWhere stories live. Discover now