rozdział 𝓹𝓲𝓪𝓽𝔂

215 12 2
                                    

Hej, wiem że długo musieliście czekać, to dla mnie było dziwne, że kogoś interesuje co tam piszę🙈❤ Niestety szkołą stacjonarna nie pomaga, wasze komentarze mnie mega motywują💕 tylko teraz mam większą obawę, by nic nie spartoczyć😳💗

𝖗𝖔𝖟𝖜𝖆𝖌𝖆

Nie popędzałam konia, by nie wyprzedzać całego pochodu.

Król Edmund okazał się bardzo w porządku, opowiadał mi o ich świecie, wojnie i szkole.

- Poczekaj... Czyli byłeś dorosły, twoje rodzeństwo też, wróciliście jako dzieci... Ale mentalnie Macie po dwadzieścia kilka lat? - przerwałam mu, wypowiadając myśl, która nie dawała mi spokoju.

- Nie wiem jak to działa - zaśmiał się Król, rozbawiony moim pytaniem - W szkole może to odczuwam, inni uczniowie czasem zachowują się za dziecinnie... Jak na swój wiek - dopowiedział szybko.

- Ty też się czasem tak zachowujesz - wtrąciła królowa Zuzanna, przejeżdżając obok nas z siostrą na koniu.

Kaspian oddał im konia, nie zdziwił mnie jego gest, ale było widać jego intencje.

Musiałam przyznać, że starsza siostra była bardzo piękna.

Na kuzyna skutecznie podziałał jej urok, teraz będzie jej jeść z ręki...

- Powiedz to Piotrkowi, ostatnio to on się ze wszystkimi wykłócał...

- A ty mu pomagałeś w bójkach - przewróciła oczami siostra.

Zaśmiałam się pod nosem.

Król Piotr szedł na przedzie, rozmawiał z Zuchonem, najpewniej chciał się dowiedzieć jak najwięcej o Talmarach i dawnym królestwie.

- Johan - odezwała się do mnie, pi raz pierwszy, królowa Łucja - Jeśli mogę zapytać... Dlaczego teraz Miraz chciał się pozbyć twojego kuzyna?

- Ma męskiego potomka, którego tak bardzo pragnął - odpowiedziałam, patrząc na las przed nami.

Kaspian miał pewnie być wcześniej zgładzony, ale moja mama urodziła mnie, dziewczynę, dlatego Miraz pozwolił mu żyć. Uczył go, by mieć większy autorytet i poparcie u przyszłego władcy.

- Masz brata? - zapytał Król, siedzący za mną na moim koniu.

- Nie widziałam go, ale tak, urodził się dwa dni temu - mruknęłam.

Obawiałam się, że go nigdy nie poznam, w razie niepowodzenia Wielkiego Króla i Kaspiana, nie będę mogła wrócić do matki i brata.

- Jeszcze go zobaczysz - zauważyła moje zmartwienie Łucja.

Pokiwałam głową, ale nie byłam przekonana, tak jak zresztą ona.

Jechaliśmy jeszcze dwie godziny, zanim ciemnowłosy karzeł krzyknął z nieukrywaną radością.

- Jesteśmy!

Dotarliśmy na skraj lasu, na niskiej skarpie. Przed nami rozciągała się polana, a na niej wejście do podziemnej pieczary.

Przed nią oczekiwali już na nas Narnijczycy, wśród nich grupa centaurów, którą spotkałam w lesie.

Wszyscy przyspieszyła kroku, nie mogąc się doczekać końca wędrówki.

Naszły mnie kolejne obawy.

Centaury nie były przychylne Kaspianowi.

Ale była z nami Czwórka Władców.

Oni mogli być dobrym powodem do walki przeciw Mirazowi.

Na przeciw tłumowi przy Grobowcu, wyszedł Król Piotr.

Centaury poznały w nim Wielkiego Króla, bo bez słowa uklękły przed nim, a w ślad za nimi reszta zwierząt i stworzeń.

Król Edmund zszedł z konia, podając mi dłoń bym się na nim wsparła.

Siedziałam przez chwilę zdezorientowana, pokręciłam krótko głową na jego gest i odwróciłam się z wierzchowcem w przeciwnym kierunku.

W stronę lasu.

- Johanna? - Król chyba wiedział co chciałam zrobić.

Popatrzyłam na niego.

Wstąpiła we mnie panika, starałam się tego po sobie nie poznać, ale on wiedział.

- Nie przyjmą mnie dobrze, lepiej zostanę poza Grobowcem - mruknęłam, odwracając wzrok ku drzewom, które przerażały mnie tak samo jak możliwość zostania z większą ilością nieprzychylnych mi stworzeń. Kaspian nawet jeśli by próbował, nie dał by rady strzec mnie wiecznie przed tymi jeszcze mniej miłym od Nikarbnika.

- Nawet jeśli będą mieć coś przeciwko, to usłuchają Wielkiego Króla - starał się mnie przekonać.

Znów na niego popatrzyłam.

Byliśmy ostatni na polanie, wszyscy już wchodzili do naszej nowej twierdzy.

Koń zadreptał w miejscu, gotowy do ucieczki daleko od gadających zwierząt i mitycznych stworzeń.

- Mam pójść po Kaspiana? - zapytał.

Po chwili namysłu pokiwałam głową.

Król odchodząc rzucił przez ramię.

- Zaczekaj, zaraz wrócę!

Przyspieszył, odwracając co chwila głowę, by przekonać się, czy dalej byłam na polanie.

Po pewnym czasie z wejścia do jaskini wybiegł mój kuzyn.

- Johan, nic ci nie zrobią...

- Przez całe życie mówiono nam, że las jest niebezpieczny, a stworzenia nie istnieją, co więcej ucieszyły by się z mojej śmierci - przerwałam mu, patrząc na niego z konia.

- Też się boję - powiedział.

- Nic się nie stanie jak zostaniemy oboje na zewnątrz... - przekonywałam go.

- Jeśli mają nam pomóc w obaleniu Miraza, musimy się z nimi zjednać - odpowiedział.

To co mówił miało sens, ale strach zawsze wygrywa ze zdrowym rozsądkiem.

- Jak nam poderżną gardła w nocy, to cię zabije - mruknęłam, schodząc z konia.

Zaśmiał się. Położył mi ramię na moich ramionach i przejął odemnie lejce wierzchowca.

Sojuszniczka KrólaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz