rozdział 𝓬𝔃𝔀𝓪𝓻𝓽𝔂

259 13 4
                                    

𝖜𝖎𝖊𝖗𝖓𝖔𝖘́𝖈́

Po kolejnych godzinach marszu, doszłam pod wskazane wzgórze, porośnięte gęsto lasem.

Tu było więcej zwierząt.

Mogłam beż trudu dojrzeć ptaki i mniejsze stworzenia.

Pamiętałam z opowieści profesora Kaspiana, o gadających zwierzętach. Wierzyłam, że może się to wydać prawdą...

Postanowiłam iść za jednym ze zwierząt.

Była to zielona jaszczurka.

Jak się spodziewałam, doprowadziła mnie do strumienia u podnóża góry.

Mój koń rwał się do wody, puściłam go bo nie miałam już siły na stawianie mu oporu.

Ja dotarłam do strumyka później.

Uklękłam, zmęczona, na mokrych kamieniach i zanurzyłam dłonie w wodzie, próbując ją nabrać na dłonie.

Piłam tak długo aż nie mogłam przelknąć ani kropli więcej.

Wtedy wstałam do konia, który dalej się poił.

Z torby podróżnej wyciągnęłam suchary, a wierzchowca zaprowadziłam na brzeg do wysokiej trawy.

Przywiązałam konia do drzewa, dając mu dostęp do pożywienia.

Uznałam, że czas na odpoczynek. Zdjęłam pancerz i buty.

Weszłam do wody i przemyłam się.

Cała ucieczka zebrała na mnie ziemię i pot.

Umyłam też włosy.

Wyszłam z wody i okryłam się płaszczem podróżnym.

Po przeschnięciu uprałam też koszulę i bieliznę.

Wszystko wokół było spokojne, zaczęłam robić się senna, brak snu wdawał się we znaki.

Okryta płaszczem, leżąc wśród wysokiej trawy, przysnęłam.

Obudziło mnie rżenie konia, mojego konia.

Był niespokojny, tracał ziemię kopytem.

Wstałam po ubrania, szybko się uzbroiłam i osiodłałam konia.

Oboje byliśmy pełni sił by odnaleźć mojego kuzyna.

Ruszyliśmy w górę.

Nie wiedziałam co zaniepokoiło mojego wierzchowca, może była to obecność innych zwierząt.

Podczas jazdy, nasłuchiwałam, miałam nadzieję że usłyszę Kaspiana czy inne toważyszące mu stworzenia, o których mówiły centaury.

Nagle dało się słyszeć kroki, kroki wielu zwierząt, ich odgłosy.

Jak każdy Talmar, bałam się dzikich zwierząt, więc na wszelki wypadek zwolniłam konia i dalej nasłuchiwałam, gotowa do ucieczki.

Stanęłam z koniem za krzewami, by nie było nas widać.

Stworzenia weszły w moje pole widzenia.

Wśród nich były zwykłe zwierzęta, wiewiórki, borsuki, jeże, lisy, niedźwiedzie...

Ale też takie, których na sam widok chciałam wykrzyknąć ze zdziwienia i przerażenia.

Te zwierzęta mieszkały w lesie obok zamku, a ja nie wiedziałam o ich istnieniu!

Stworzenia wielkości człowieka, stojące na dwóch nogach, mające ciało byka...

Niscy mężczyźni, bardzo niscy, z brodami...

Sojuszniczka KrólaWhere stories live. Discover now