rozdział 𝓭𝔃𝓲𝓮𝓼𝓲𝓪𝓽𝔂

120 5 0
                                    

𝖘𝖕𝖆𝖗𝖆𝖑𝖎𝖟̇𝖔𝖜𝖆𝖓𝖎𝖊

Pov. Piotr

Gdy żona Miraza strzeliła, nastał wielki chaos.

Nagle Johanna była w posiadaniu jej kuszy i zaczęła na oślep strzelać w jej ojca.

Kobieta zaczęła krzyczeć i płakać, starając się dosięgnąć córki.

Zuzanna dobiegła do rannego Kaspiana, a ja odciągnąłem matkę Johan od niej.

- Johanno! - krzyknąłem do niej, starając się zagłuszyć nawoływania żony Miraza - Chodź!

Ona nawet nie zareagowała.

Stała teraz, tyłem do mnie, zdecydowanie mierząc do jej ojca.

On otworzył usta i zaczął do niej mówić, nie zdołałem nic zrozumieć, bo usłyszałem wrzask Johanny.

- Zamknij się! Zamknij! ZAMKNIJ!

To co się tu wydarzyło nie było w naszym planie.

Musiałem zareagować.

Kobietę, którą trzymałem, a dalej się wyrywała, ogłuszyłem trzonkiem miecza.

Matka Johan leżała nieprzytomna u moich stóp...

Edmund minął ją szybko, starając się zatrzymać Johannę.

Wybiegłem za nim na taras, on w porę dobiegł do brunetki by zmienić cel kuszy, przytrzymując dziewczynę za ręce.

Nagle jej, pełne furii i gniewu, oczy, otworzyły się szerzej i spojrzała na Edmunda i na mnie ze strachem, potem na broń i słaniającego się ojca.

- Idziemy! - syknąłem, biorąc ją za ramię.

Pobiegliśmy do wyjścia z komnaty Miraza, mijając matkę Johanny, na którą ona dłużej spojrzała tempym spojrzeniem.

Zaryglowałem drzwi od zewnątrz, by opóźnić jej ojca.

Prowadziłem ją dalej schodami otępiałą.

Nagle się wyrwała z mojego uścisku.

- Johan! - zawołałem ją ostro.

Ona nadal stała na schodach.

- Co ja zrobiłam? - szeptała do siebie - Co ja zrobiłam?! - złapała się rękami za głowę.

Edmund zostawił mnie na dole i podszedł do niej, zaczął mówić łagodniejszym tonem.

- Wszystko w porządku, nic nie zdążyłaś zrobić, twoi rodzice są bezpieczni, ale musimy uciekać - powiedział, starając się ją uspokoić.

Dziewczyna zaczęła oddychać nieregularnie.

- Gdybyś mnie nie zatrzymał, zabiłabym go...

- Dlatego cię zatrzymałem, bo byś tego żałowała, nie jesteś złym człowiekiem Johann - mówił dalej.

- Musimy już iść - ponaglałem ich, a Edmund posłał mi ostre spojrzenie.

- Chodź Jo - powiedział, biorąc ją pod rękę.

Dziewczyna dała mu się prowadzić.

Kaspian z Zuzanną byli już na dziedzińcu.

- Otwórzcie wrota! - krzyknąłem w biegu.

- Nie! Plan się posypał, nie narażajmy się, zaraz Miraz zwoła wojsko! - negował mnie Kaspian, trzymając się za ranną rękę.

- Gdybyś z nim zgodnie postępował, wszystko było by w porządku - warknąłem i zacząłem otwierać most zwodzony.

- Zawsze musisz postawić na swoim?! - zirytowała się Zuza, ale pomogła mi wpuścić Narnijczyków do środka.

Co było moim największym błędem.

Sojuszniczka KrólaWhere stories live. Discover now