rozdział 𝓼𝔃𝓸́𝓼𝓽𝔂

192 12 0
                                    

𝖟𝖆𝖚𝖋𝖆𝖓𝖎𝖊

Kaspian odprowadził konia w inną część groty.

Wewnątrz pieczary była masa korytarzy. Od mojego wejścia nie spotkałam żadnego Narnijczyka.

Kuzyn wrócił do mnie po kilku minutach.

- Są tu jamy, znajdziemy dla ciebie miejsce do spania - powiedział, lekko szturchając mnie w kierunku jednego z korytarzy.

- Dziwne, że teraz ty jesteś tym żądzącym - zaśmiałam się - Udało ci się mnie ujarzmić...

- Taa... Gdyby się dało - też był rozbawiony - Kto by pomyślał, że znów będziemy się chować przed żołnierzami...

- Tylko wtedy nie chcieli nas zabić - mruknęłam, ale na twarzy błąkał mi się usmiech, spowodowany przywołanym wspomnieniem.

Było to jeszcze przed prywatnymi lekcjami Kaspiana i przed pozwoleniem mojego ojca na moje szkolenie.

Chowaliśmy się przed rycerzami, od których pożyczaliśmy, bez ich wiedzy, miecze i kusze do ćwiczeń.

Teraz wiedziałam, że rzeczywiście nie było to rozsądne... Mieliśmy po osiem lat!

Raz ustawiliśmy sobie cele na naszych dłoniach, kiedy byliśmy na tyle precyzyjni by trafić w środkową część tarczy.

Pamiętam, że udało mi się trafić w trzymane przez Kaspiana jabłko, ale kuzyn drasnął mnie w wewnętrzną część dłoni. Do dzisiaj mam bliznę...

On jakby czytał mi w myślach.

Spojrzał na moją dłoń.

- Nie powinniśmy tego robić - próbował ukryć rozbawienie - A wytłumaczenie strasznie naciągane...

- Jednak ojciec pozwolił mi ćwiczyć, więc takie złe nie było - trzepnęłam go w ramię - Jestem dobrą aktorką...

- Oczywiście - przewrócił oczami.

Wtedy natknęliśmy się na ciemnowłosego karła.

Zatrzymał się przrd nami.

Patrzył na mnie krzywo. Nic nie mówił.

- Możemy ci pomóc Nikarbniku? - zapytał uprzejmie kuzyn, kładąc mi, niby od niechcenia, rękę na ramieniu.

- Nie, że ci nie ufam książe - przeciągnął ostatnie słowo - Ale czy jesteś pewny tego, że Talmarka będzie spędzała noc w tej samej jaskini co my?

- Też jestem Talmarem - przerwał mu Kaspian.

- Ty masz motyw by zaatakować Miraza, ona nie - wskazał na mnie palcem.

- Ciesz się, że jestem po waszej stronie - wtraciłam, zirytowana dyskusją o mojej osobie, bezemnie.

- Czy wyglądam na szczęśliwego?

- Posłuchaj Nikarbniku - podniósł głos Kaspian - Jeśli zależy ci na wolnej Narni, to Johana jest niezbędna do osiągnięcia tego celu - zbliżył się do niego - Przekaż reszcie bo nie będę piwtarzać: Jeśli cokolwiek stanie się Johan, to ja nie zawalczę o Starą Narnie - powiedział, chociaż wiedziałam, że było w nim mnóstwo emocji, był opanowany. Jego osoba budziła respekt, widać karzeł poczół to samo, bo skłonił się i odszedł, zostawiając nas w spokoju.

- Dziękuję - mruknęłam cicho.

Chłopak uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

- Zrobiłabyś dla mnie to samo.

- Zaryzykowałabym sojusz z  Narnijczykami przez jednego Talmara? Nie... Ja jestem rozsądniejsza...

Kaspian się zaśmiał.

- Jak to się wszystko skończy, zostaniesz najlepszym generałem w królestwie - powiedział, patrząc na mnie ciepło.

Nie odpowiedziałam.

Bardzo mi go brakowało.

- A ty jesteś już dobrym władcą - dopowiedziałam.

- Gdybyś tylko zechciała być królową, okazałabyś się lepsza odemnie, konkurowanie ze mną idzie ci najlepiej - zaśmiał się.

- Wystarczy mi, że jestem lepszym jeźdcem i szermierzem - popatrzyłam na niego z wyzwaniem.

Przewrócił oczami.

Prowadził mnie dalej korytarzem.

- Z Królem Pioterem postanowiliśmy dać tobie osobną pieczarę, nie jest duża ale nie jest zła - powiedział, skręcając w inną część jaskini.

- Czy Wielki Król ma zamiar zostać w Narnii na dłużej? - zapytałam, wiedząc że taki obrót spraw nie sprawi, by kuzyn został prędko królem.

- Nie mam pojęcia - westchnął - Może cała czwórka zabawi na dwadzieścia lat, a potem zniknie. Znowu... - parsknął - Chyba na pierwszy rzut oka widać, że bardziej mnie obchodzi ten kraj, w końcu urodziłem się na tych ziemiach...

- Masz poparcie, moje i innych Narnijczyków, z tego co widziałam, to ten borsuk i zgryźliwy karzeł są z tobą - wspomniałam ciemnobrodatego mężczyznę.

- Kiedy będą mieć wybór pomiędzy mną a Wielkim Królem, nie będę mieć im za złe że zwrócą się ku Piotrowi...

- Słabo z twoją samooceną - mruknęłam, chcąc go rozbawić.

- Nie od dziś, zadbałaś o to wystarczająco...

- Ej! To ty mnie prowokowałeś! - wypaliłam, przystając.

- Nie nazwał bym tego prowokacją, a zwróceniem uwagi... Przecież wiesz, że zależało mi na naszej przyjaźni, a ty totalnie się wysyłam na mnie, tylko za to, że to ja miałem zostać królem... - westchnął.

- Udało ci się w końcu, a raczej ojcu... Że też jego intryga nas pogodziła - uśmiechnęłam się do niego.

On odwzajemnił uśmiech.

Sojuszniczka KrólaWhere stories live. Discover now