9

2.7K 161 34
                                    

-Dlaczego nie chcesz przyjść?- Usłyszałam to samo pytanie, którym przez kilka dni męczyła mnie Evans.

-Dlaczego nie chcę przyjść na imprezę urodzinową Pottera? Lupin, ty jesteś ten mądry. Odpowiedź znajdziesz w samym pytaniu.- Przewróciłam oczami, odkładając książkę na półkę.

-James byłby raczej zadowolony, gdybyś tam była- mruknął pod nosem.

-Zadowolony z możliwości uprzykrzenia mi życia? Jak najbardziej- prychnęłam.

-Nie o to mi chodziło.- Westchnął cicho.

-Jak to sobie wyobrażacie razem z Lily, co? Okrutna bliźniaczka Syriusza wchodzi sobie na luzie do pokoju wspólnego gryfonów, żeby złożyć życzenia Potterowi, a następnie bawi się, jakby nigdy nic. Normalny dzień, prawda?- Zaśmiałam się ironicznie.

-No wiesz, po alkoholu...- zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

-Po alkoholu nikt nie zauważy, że tam jesteś, Cassie. Wszyscy będą mieli cię w dupie, Cassie.- Naśladowałam głos blondyna.- Nie jestem niewidzialna- powiedziałam bez emocji i usiadłam przy stoliku.

-Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć.- Podrapał się ręką po karku i usiadł naprzeciwko mnie.

-Przyjaźń z tobą i Lily jest tajemnicą, o której nikt nie może wiedzieć. Wszyscy inni widzą we mnie potwora. Wchodząc na imprezę gryfonów, zniszczyłabym całą atmosferę i pewnie wywołałabym jakąś kłótnię- wytłumaczyłam spokojnie.

-Masz rację. Nie pomyślałem o tym.- Westchnął.- Tak właściwie, to dlaczego nie jesteś dla innych taka, jak dla mnie i Lily?- zapytał zaciekawiony.

-Mam swoje powody- mruknęłam.

Lupin skinął głową na znak zrozumienia. Po incydencie nad jeziorem, żadne z nich nie wypytywało mnie o nic na siłę. To chyba jedyny plus tej sytuacji.

-Zmieniając temat. Jesteście przygotowani na jutrzejszy mecz?- zapytał chłopak.

-Myślę, że tak. Dość sporo trenowaliśmy.- Wzruszyłam ramionami.

-James się uparł, że tym razem będziecie faulować, więc uważaj na siebie- powiedział troskliwie.

-Nie musisz się o mnie martwić. Quidditch zawsze szedł w parze z kontuzjami.- Uniosłam delikatnie kącik ust.

Następnego dnia obudziłam się wypoczęta i gotowa do gry. Nim się obejrzałam wchodziliśmy pewnie na boisko, a wokół nas słychać było wiwaty.

-Kapitanowie!- krzyknęła pani Hooch.

Razem z Potterem stanęliśmy na środku i uścisnęliśmy sobie dłonie. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak nie zmiażdżył mi ręki.

Po rozpoczęciu meczu od razu wyszliśmy na prowadzenie. Gryfoni znów byli zdezorientowani naszą czystą grą. Byłam naprawdę dumna z mojej drużyny.

Nie zaskoczyła mnie strategia przeciwników. Syriusz większość tłuczków posyłał w moją stronę. Na szczęście dużą ich część unikałam samodzielnie, żeby pałkarze zajęli się swoją strategią.

-Kolejne punkty dla Slytherinu! Gryfoni, jeśli się nie ogarniecie, to przegracie z kretesem!- wykrzyczał komentator.

-Pieprzyć zasady!- Usłyszałam głos za sobą.

Odwróciłam głowę w stronę dźwięku, w obawie, że to ktoś z mojej drużyny. Nie spodziewałam się tylko, że będę miała bliskie spotkanie z pałką. Uderzenie było na tyle mocne, że nie utrzymałam się na miotle.

Forgive me [James Potter]Where stories live. Discover now