~ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY~

401 53 7
                                    

Wiedziałem, że moja wygrana pochodziła od mojej kondycji, jednak zaraz po zakończeniu wyścigu przyjrzałem się bliżej swojemu przeciwnikowi. Był może ode mnie trochę mniejszy, ale nie znaczyło to, że z taką łatwością bym go pokonał. Wydawało mi się, iż specjalnie dał mi wygrać. Może było to spowodowane moją kontuzją ręki? Czy temu chłopakowi było mnie żal? Głupio było o coś takiego pytać, dlatego nic nie powiedziałem. Przyjmowałem wszystkie gratulacje, w ogóle nie czując, jakbym faktycznie wygrał.

– Więc opowieści o tobie były prawdziwe! Jesteś niezły! Jeśli będziesz posiadał wysokie chęci, być może zostaniesz sławnym sportowcem! – pierwszy po wróceniu do członków klubu odezwał się Caleb. Jego opalona twarz wyglądała na radosną, ale widząc zdegustowanie na twarzy Tobiasa poczułem się dziwnie.

– Nie, nie. Nie mogę nim zostać. Może i jestem Apostołem, ale potrzebowałbym do tego pieniędzy.

– Wiesz, jako Rolnik nie powinienem cię pouczać, ale przemyśl sobie moje słowa.

– Byłeś świetny! Kogoś takiego nam właśnie brakuje! – krzyknął w moją stroną trener, podchodząc do nas. Odsunął Caleba, stając na jego miejscu. – Tym razem naprawdę chcę, żebyś do nas dołączył. Dostaniesz nawet miejsce w pierwszym składzie Garcii, jeśli wygrasz dla nas zawody.

– Nie zgadzam się na taki układ!

– To jeszcze temat do przedyskutowania. Co ty na to?

Poczułem się niepewnie. Mina trenera wyrażała ufność do mojej osoby oraz to, że przystanę na jego propozycję. Tak naprawdę nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. To był zaszczyt, że zaproponowano mi taką szansę, ale za jaką cenę i dlaczego? Jedyne, co zrobiłem to pokonanie jednego zawodnika z naszej szkoły, większe osiągnięcia posiadałem w gimnazjum, a nie mogłem porównywać obecnego siebie do tego z przeszłości. Patrząc na młodszego siebie teraz jestem słabszy. I co trener miał w głowie, chcąc oddać mi miejsce Tobiasa? On też był dobry. Nie chciałem tego miejsca i tym bardziej nie zniszczę bardziej naszej relacji. Kariera sportowa aż tak bardzo mnie nie interesowała.

– Muszę odmówić. Tak naprawdę jestem leniem i sądzę, że pobiegnięcie na zawodach zimowych będzie wystarczające.

– Och... Ale jesteś pewny? Między nami panuje przyjazna atmosfera.

– Jestem pewny. Poza tym ostatnio wydarzyło się coś, o co chciałbym zadbać... Chodząc na treningi było by to trudne.

– Rozumiem, więc chodzi o miłość – trener puścił do mnie oczko, na co się zawstydziłem. Najpewniej pomyślał o tym, że znalazłem sobie dziewczynę, a wcale tak nie było. Spodobał mi się chłopak i raczej nie powinienem o tym nikomu wspominać. Wystarczy, że Peter o tym wie. – Mimo to, cieszę się, że będziesz z nami współpracować. A teraz zabieramy się za prawdziwy trening!

Trener klasnął w dłonie i na ten znak klubowicze ustawili się w kole, robiąc wspólne ćwiczenia. Dołączyłem do nich, czasami zerkając na Tobiasa. Wydawał się jednocześnie zły oraz zadowolony, że odmówiłem. Ja w tej chwili czułem jedynie ulgę. Być może dzięki temu wydarzeniu znów staniemy się przyjaciółmi.

***

Gdy trening z rana już się skończył, nie było już czasu na spotkanie się z Evanem, mimo że miałem na to wielką ochotę. Dzwonek zadzwonił z chwilą, gdy miałem do niego pisać z zamiarem zapytania w której części szkoły się znajduje. Musiałem z tym zaczekać do przerwy. Niestety zanim to nastąpiło minęło pół dnia. Wiadomym było, że przerwa obiadowa wydawała się najlepszym czasem na spotkania, ale głupi ja o tym wcześniej nie pomyślał. Serce czasami powinno ustępować rozumowi.

Znaleźliśmy się dość szybko. Musieliśmy oczywiście pokonać tłum uczniów, żeby do siebie dotrzeć, jednak było warto. Szatyn przybrał na twarz swój uroczy uśmiech, na który odpowiedziałem niezręcznym oraz cichym przywitaniem się. Myślę, że chłopak nawet tego nie usłyszał, ponieważ hałas od rozmów innych wszystko zagłuszał. Spróbowałem znów, ale tym razem pewniej.

– Cześć, Evan.

"Dzień dobry. Załatwiłeś sytuację z Tobiasem?"

– Co do tego... Wyszło na to, że przeprosiny nic nie dadzą. Chciał, żebym pobiegł za niego w zawodach – westchnąłem, na co Evan przyłożył rękę do swojego policzka, zdając sobie sprawę, że miałem przechlapane. Ja też wiedziałem, że miałem. Po chwili znów zaczął migać.

"Chodźmy w ustronniejsze miejsce."

Ręka Evana sięgnęła do tej mojej i nim się obejrzałem szliśmy w kierunku patio. Tam mogło być mniej uczniów, więc rozumiałem czemu wybrał akurat to miejsce. Gdybym to ja miał decydować, gdzie pójdziemy, omijałbym podwórka jak ognia. Przypominało mi się wtedy o naszym pocałunku, a to sprawiało we mnie bardzo dziwne uczucie. Czym mogłem je nazwać? Najważniejsze pytanie jednak brzmiało: Dlaczego wtedy to zrobił? Łatwiej dzięki temu było mnie uciszyć? Nie było na takie rzeczy za wcześnie? Chociaż sądzę, że są inne rzeczy, do których dojdziemy z czasem...

Zatrzymaliśmy się blisko miejsca naszej poprzedniej rozmowy. Po drodze nie było nikogo widać, ponieważ było całkiem chłodno. My mieliśmy na sobie bluzy i myślę, że było nam wystarczająco ciepło. Nie zamierzaliśmy zostawać tu na dłużej, niż było to potrzebne.

"Opowiedz wszystko od początku."

– No więc wczoraj po znalezieniu Tobiasa od razu go przeprosiłem, ale powiedział, że nie przyjmuje przeprosin i mogę go zastąpić na zawodach. Prawdę powiedziawszy nie byłem do tego pozytywnie nastawiony... Mimo to, zgodziłem się.

"To dobrze. Już się bałem, że stałeś się przestępcą przez serca."

– Łobuz podobno kocha najbardziej – zaśmiałem się, jednak zaraz potem uświadomiłem sobie, co powiedziałem. Zawstydziłem się, przypominając sobie jednocześnie cel, do którego dążyłem. – Więc... skoro sytuacja z Tobiasem jest tak jakby rozwiązana... Jest szansa, że spotkamy się na przykład w sobotę?

"Oczywiście."

Ucieszyłem się, widząc jak Evan miga do mnie znaczenie tych słów. Nie wiem, czemu tak bardzo bałem się, że mi odmówi. Przecież nie miał do tego podstaw. Prawdopodobnie też mnie lubił, co cieszyło mnie najbardziej. Jednak... są pewne rzeczy, o które powinienem go zapytać. Część z nich zostawię na naszą randkę.

– Posłuchaj... Chciałem się zapytać, czy kiedy tamtego dnia mnie pocałowałeś... to oznaczało, że też mnie lubisz? Do tej pory nie wyjaśniłem sobie tego w głowie – podrapałem się z bezradności po karku, nie patrząc na minę Evana. Nie widziałem też, czy coś do mnie migał, co nie było użyteczne. Ku mojemu zdziwieniu chłopak znalazł się bliżej mnie i swoją poranioną ręką odwrócił do siebie moją twarz. Poczułem przypływ ciepła na policzkach.

"Nie całuje się osób, których się nie lubi. Chciałbyś to powtórzyć?"

– Tak! Znaczy... Jeśli można...

Evan uśmiechnął się, a zaraz potem zamknął oczy, wystawiając ku mnie twarz. Czekał aż to ja odważę się go pocałować, jednak nie byłem całkowicie pewny, czy byłem gotowy na taki krok. Myślałem, że to on zacznie. Nie chcąc jednak go zawieźć obniżyłem swoją twarz do niego. Nie trafiłem na usta, a na jeden z policzków. Po odsunięciu się byłem zawiedziony, Evan za to rozbawiony. Czemu w takim momencie musiałem w siebie zwiątpić? Chyba traciłem zmysły.

Dwa słowa || yaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz