~ROZDZIAŁ DZIEWIĘDZIESIĄTY DRUGI~

119 20 0
                                    

W niedzielny wieczór najbardziej bałem się nadejścia poniedziałku. Ranek nie tylko oznaczał kolejne pięć dni chodzenia do szkoły, ale też spotkanie Evana, który już wiedział, co konkretnie wydarzyło się na sobotnim obiedzie u mnie w domu. Poprzez wysyłane przez niego wiadomości nie mogłem rozpoznać jego uczuć, więc musiałem poczekać aż do poniedziałku. Obawiałem się ekspresji na jego twarzy, jednak pocieszałem się faktem, iż w przeciągu tych kilkunastu godzin mógł wybaczyć Tobiasowi i wszystkie konflikty będą wtedy rozwiązane. Bardzo na to liczyłem, dopóki nie zobaczyłem (prawie bez żadnych plastrów) zgorzkniałej miny mojego chłopaka, który czekał na mnie dokładnie w drzwiach szkoły.

Szatyn ani trochę nie wyglądał na zadowolonego moim pojawieniem się w szkole. Krzyżował ręce na klatce piersiowej, pokazując tym również jak bardzo musiałem go wkurzyć. W pierwszej kolejności musiałem zdjąć z siebie płaszcz, a gdy to zrobiłem starszy bez żadnych słów wyjaśnienia złapał mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić. Czułem się jak lalka, targana z kąta na kąt, jednak wolałem nie protestować. Nie chciałem tym, co powiem wkurzyć go bardziej. Zachowanie minimalizmu zawsze dobrze mi wychodziło.

Znaleźliśmy się w toalecie. Męskie zazwyczaj były wolne, więc mogłem zakładać, że byliśmy tutaj sami. Uważnie przyglądałem się każdemu ruchowi chłopaka, nie zastanawiając się nawet nad ich sensem. Najpierw podwinął rękawy od swojego swetra. Potem zamoczył ręce w wodzie z odkręconego kranu, w następnej kolejności biorąc mydło z dozownika. Rozsmarował go sobie po całych dłoniach i przez krótki czas też miałem zamiar pójść jego śladami, jednak wtedy bez ostrzeżenia jego ręka z białą pianą została mi przyłożona do ust.

- E-evan?! Dlaczego to robisz?! Tfu! - krzyknąłem, plując śliną z mydlinami do zlewu. Przepłukałem usta, żebym nie czuł smaku mydlin. Woda sprawiała tylko, że wszystko stawało się gorsze. Dopiero po użyciu ręcznika już nie czułem, jakby kwiaty dostawały mi się do żołądka.

Spojrzałem na Evana pytająco, a on pokazał mi niezadowoloną minę. Chwilę zajęło mu wysuszenie rąk i wtedy zaczął mi odpowiadać na zadanie wcześniej pytanie.

"Chciałem zmyć z twoich ust pocałunek Tobiasa. Myślałem też nad tym, żeby odebrać mu ten pocałunek, ale nie będę całował nikogo innego, poza tobą."

Po tym wyjaśnieniu poczułem jednocześnie przyjemne ciepło na sercu oraz lekkie rozbawienie. Nie spodziewałem się, że Evan w taki sposób pokaże mi swoją zazdrość i tym bardziej zaskoczył mnie swoją pomysłowością. Westchnąłem, nie chcąc brzmieć na zmęczonego. Było to takie westchnięcie ulgi.

- Przepraszam, że coś takiego miało miejsce... Powinienem być czujny i nie dać mu się podejść. Wybaczysz mi?

"Przecież to nie twoja wina, więc to Tobias powinien przepraszać. Chyba, że ci się podobało, wtedy ty też musisz przeprosić."

- Wcale mi się nie podobało! - zaprzeczyłem, machając ręką. Evan uśmiechnął się na te słowa i powoli się do mnie przybliżył. Wydawało mi się, że chce ode mnie czegoś konkretnego, dlatego zniżyłem ku niemu twarz, którą chłopak po chwili pocałował. Był to tylko policzek, a jednak taki gest z samego rana doda mi energii na jego resztę.

***

Tak naprawdę to jeszcze jedna sprawa musiała zostać zażegnana. Jak zwykle na długiej przerwie spotkałem się z przyjaciółmi, jednak tym razem tylko na chwilę. Musieliśmy bowiem z Evanem w połowie spotkania wyjść, żeby móc poszukać Olivera. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że tamtego dnia przed szkołą Evan go uderzył, ale jednocześnie nie żałowałem, że to zrobił. W pełni sobie na to zasłużył, a chcieliśmy z nim porozmawiać o tym, iż od teraz nie powinniśmy mieć ze sobą nic wspólnego. Jak pomyślę, że starszy mógł namówić mnie na palenie tamtego czegoś, od razu dostaję gęsiej skórki... Nigdy więcej nie powinienem zaufać pozornie miłym osobom, takim jak on.

Nie trudno było nam znaleźć byłego chłopaka Evana. Już raz wspominał, że został przyłapany na paleniu i to była nasza wskazówka. Oliver znajdował się za budynkiem szkoły, w miejscu, w którym kamery ledwo go dosięgały. Nie było więc dla nikogo niejasne, dlaczego wybrał sobie za palarnię akurat ten punkt. Był tu tak jakby bezpieczny, o ile znów żaden nauczyciel go nie przyłapie.

- Kogo moje oczy widzą? Nie spodziewałem się was tu - powiedział brunet, zaciągając się dymem z papierosa. Po chwili go wypuścił, tyle że w bok, żeby do nas nie dotarł. Znał nasze potrzeby i to nas w jakimś stopniu uspokajało. - Nie mówcie, że też chcecie zapalić?

- Nie, my w innej sprawie. No... Może w podobnej, ale nie zamierzamy palić. Mamy ci coś do zadeklarowania. A właściwie, to Evan ma.

- Słucham uważnie. Lub czytam?

Evan powiedział mi po migowemu, żebym tłumaczył jego słowa, ponieważ pisanie ich na telefonie będzie męczące. W ten sposób Oliver lepiej zrozumie przekazywane mu informacje. Evan ustawił się lepiej i po chwili zaczął migać. Odczytywałem wszystko praktycznie bez żadnych przeszkód, zupełnie jak ostatnio.

- "Rozmawiałem już na ten temat z Victorem i z tobą również powinienem to przedyskutować. Masz się od nas trzymać z daleka" - mówiąc to czułem się dość dziwnie. Słowa Evana nie brzmiały miło i mądrze, jak do tej pory. Powoli zaczynałem się martwić, w jaki sposób to wszystko się skończy.

- Dlaczego, jeśli mogę wiedzieć?

- "Nie jesteś zbyt dobrym towarzystwem ani wzorem do naśladowania. To moja ostatnia prośba do ciebie, przestań zachowywać się dziecinnie i skończ z nałogami".

- "Dziecinnie"? "Nałogami"? Czy ty w ogóle wiesz, co do mnie mówisz?

- H-hej, to miała byś spokojna rozmowa... - wtrąciłem się, widząc jak Oliver stawia w stronę niższego od nas szatyna pierwszy krok i w porę go zatrzymałem. Nie miałem w planach, zaczynania kolejnej serii rękoczynów, więc tym razem trzeba było być uważnym. - Pozwól Evanowi dokończyć. Nie miał nic złego na myśli.

- Więc czemu w takim razie właśnie tak to zabrzmiało? Miałeś czytać to, co miga, ale nie aż tak dokładnie. Teraz jestem odrobinę podirytowany...

Po powiedzeniu tego brunet zgasił papierosa o ścianę. Wypalił co najmniej połowę i chyba żałował, że nie był w stanie go dokończyć. Zaczął odchodzić, mijając Evana. Niższy nie dał mu jednak odejść i ponownie przed nim stanął, pokazując mi miejsce obok siebie. Znów chciał coś powiedzieć, więc wcale nie protestowałem. Mój niepokój powoli wzrastał.

- "Powinieneś wziąć sobie moje słowa do serca. Palenie nie sprawia, że wyglądasz fajnie, a tylko pogłębia twój nałóg. Proszę, przestań".

- Nie palę, bo jestem uzależniony... Robię to ze stresu. Gdybyś lepiej mnie znał, wiedziałbyś przez co przechodzę.

- "Znam cię i dlatego tak dosadnie ci mówię, że to, co robisz tylko cię niszczy. Naprawdę, nie warto dalej tego robić".

Po tych słowach Oliver westchnął. Mnie osobiście wzruszyły te słowa, ale po nim musiały spłynąć jak woda po kaczce. Brunet po krótkiej chwili wyjął z kieszeni swoich spodni prawie pustą paczkę papierosów i podarował je mnie. Evan zmarszczył brwi, myśląc że znów namawia mnie do palenia, ale wyższy się odezwał, zanim miganie Evana znów się zaczęło.

- Daję wam to do wyrzucenia. Spróbuję rzucić, ale nie obiecuję. No i... Rozmawiamy ostatni raz. Przysięgam - na twarzy Olivera pojawił się uśmiech, jednak doskonale było widać smutek. Evan także musiał go widzieć. Po skinieniu przez szatyna głową, Oliver tym razem zaczął odchodzić, a ja z jakiegoś powodu postanowiłem coś jeszcze mu powiedzieć.

- Tobias nie lubi zapachu papierosów. Jeśli ci na nim zależy, możesz tą wiedzę uznać jako pomoc w dążeniu do celu.

- Dzięki, na pewno skorzystam.

Oliver pomachał nam z daleka, cały czas wolno odchodząc. Patrzyliśmy na niego z żalem. Papierosy, które mi podarował zostały zabrane przez Evana i teraz to on był za nie odpowiedzialny. Nie mogąc się powstrzymać, złapałem chłopaka obok za rękę, jakby po prostu było mi zimno. W rzeczywistości chciałem poczuć to przyjemne ciepło, które posiadał dzięki miłości do mnie. Uznałem, że to było bardzo miłe uczucie. Niech trwa ono przez wieczność i jeden dzień dłużej.

Dwa słowa || yaoiWhere stories live. Discover now