~ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY~

276 37 15
                                    

Święta Bożego Narodzenia rozpoczęły się 10 dni po rozwiązaniu sprawy z ojcem Evana. Zazwyczaj wtedy z rodzicami wyjeżdżaliśmy za granicę do rodziców taty (mama wychowywała się u ciotki, która niestety już nie żyje, więc mam tylko jednych dziadków). Tata jest francuzem i to dzięki niemu oraz dziadkom znam ten język. Czułem się źle z faktem, ze wyjeżdżam i nie będę w stanie pomóc Evanowi, jeśli przydarzy mu się kolejna zła sytuacja. Niemal codziennie do niego pisałem, czy na pewno wszystko okej, a on wkurzył się tak mocno, że w pewnym momencie wysłał mi filmik, na którym miga, że wszystko gra i tańczy. To mnie nie uspokoiło, jednak musiałem zaufać starszemu, ponieważ na tym polega miłość.

Każdy zna chyba to uczucie, gdy podczas rodzinnych obiadów wujkowie, czy inni krewni pytają się ciebie o twoje życie miłosne. Pytania o posiadanie dziewczyny od zeszłego roku nawiedzają mnie przez sen w tym jednym dniu, a w tym roku w końcu zaczęto zadawać mi takie pytania (liceum to w końcu czas pierwszych miłości i takich tam). Pytano mnie oczywiście o to, ale odpowiadałem, że jak na razie nikogo nie mam. Nie miałem serca mówić rodzinie, że polubiłem chłopaka. Nie byłem pewny, czy dobrze by to znieśli. Przepraszałem za to w myślach Evana, mówiąc sobie, że po świętach dostanie ode mnie prezent zadośćuczynienia.

Ten czas nadszedł dopiero w nowym roku. Zostaliśmy we Francji na kilka dni dłużej i wróciliśmy do domu 2 dni przed rozpoczęciem szkoły. Ustaliłem z Evanem, że pójdziemy następnego dnia na randkę, co bardzo mnie cieszyło. Będąc za granicą postanowiłem przywieźć mu kilka tamtejszych słodyczy, jak też ładną ramkę na zdjęcia. Wiedziałem, że to chłopakowi się spodoba i być może będzie chciał włożyć do niego jedno z naszych wspólnych zdjęć (jeśli jakieś w ogóle zrobimy).

Umówiliśmy się pod kinem z naszej pierwszej randki (tym razem nie mieliśmy w planach oglądanie filmu). Śnieg chrupał pod moimi butami, gdy chodziłem w kółko, żeby się jakoś ogrzać. Czekanie na Evana się przedłużało, a pogoda wcale nie była mi na rękę. Gdy w końcu go zobaczyłem uśmiechnąłem się, zauważając że tak jak ja chłopak przyniósł ze sobą torebkę świąteczną. Czyżby on także myślał o niespodziance dla mnie przez te święta?

"Szczęśliwego nowego roku."

– Szczęśliwego nowego roku – odpowiedziałem starszemu, szykując się do przytulenia go. Stało się to dla nas tak naturalne, że czasami robimy tak nawet w szkole. Evan oddał uścisk, ale po chwili się odsunął. Jego oczy powędrowały na moją torebkę, a moje na jego. Uśmiechnęliśmy się.

"Mam dla ciebie prezent."

– Ja dla ciebie też.

Wymieniliśmy się torebkami w tym samym czasie. Stanęliśmy z boku, żeby móc do nich zajrzeć. Poczułem przyjemne ciepło na sercu, widząc czerwony sweter z reniferem. Była tam też mała zawieszka na klucze w kształcie choinki. Chciałem podziękować Evanowi za te prezenty, jednak odwracając głowę w jego stronę zobaczyłem jak ten już zjada cukierki karmelowe. Zaśmiałem się z tego powodu.

– Jest jakieś miejsce, do którego pragniesz ze mną pójść? – zapytałem, poprawiając mu czapkę, gdyż się ona przekrzywiła. Wyglądał w niej bardzo uroczo.

"Mniej więcej. Wczoraj wyszedł nowy magazyn o zwierzętach i bardzo chciałbym go kupić. Pójdziesz ze mną do galerii?"

– Jasne.

Ruszyliśmy w stronę naszego celu trzymając się za ręce. Robiliśmy to ze względu na zimno opatulujące nasze dłonie, na których nie było rękawiczek. Co jakiś czas jeden z nas prawie wywracał się na ziemię przez lód.

***

W galerii było bardzo ciepło. Odważyliśmy się zdjąć nasze kurtki i nosić je przez cały czas naszego pobytu w tym miejscu. Stało się jednak tak, że to ja zostałem tragarzem ubrań, gdyż gdy Evan zobaczył w szybie księgarni magazyn, po który przyszliśmy oddał mi wszystkie rzeczy, żeby móc jak najszybciej dotrzeć do niego. Nie obraziłem się za to, ale mógł mnie przynajmniej uprzedzić, że to zrobi.

Kiedy dotarłem do Evana, ten już czytał tekst z pierwszych stron. Zaciekawiony pochyliłem się nad nim, patrząc na początek pierwszego akapitu. Mowa była tam akurat o sowach i ich naturalnych środowiskach.

– Więc lubisz zwierzęta? – zapytałem, a szatyn powoli odwrócił do mnie swoją głowę. Nie spodziewał się mnie, więc mało brakowało, a ten by mnie pocałował. Odsunąłem się od niego szybko z zażenowania.

"Tak. Od dziecka się nimi interesuję."

– Naprawdę? To tłumaczy dlaczego kot mojej mamy lubi ciebie bardziej ode mnie...

"Jestem pewny, że kiedyś i do ciebie się przekona."

Przez następne kilka minut Evan stanął w kolejce, a ja nie mając co ze sobą zrobić wyszedłem, siadając na ławce do odpoczynku. Zaraz za mną siedział jeszcze jeden mężczyzna, którego po chwili zabrała najpewniej jego dziewczyna. Poszli do stoiska z bubble tea i z jakiegoś powodu również się tam znalazłem. Kupiłem jedną dla siebie i jedną dla Evana. Miałem nadzieję, że smaki napoju będą dla niego odpowiednie.

Kiedy chłopak w końcu wyszedł zaskoczył go widok mnie trzymającego herbaty. Przyjął tą swoją, chcąc mi oddać na początku pieniądze, ale przekonałem go, że następnym razem to on zapłaci. Ruszyliśmy do wyjścia, popijając z tych dużych słomek napoje.

Gdy wyszliśmy na zewnątrz okazało się, że z nieba zaczął padać śnieg. Okryliśmy się swoimi szalikami i czapkami szczelniej, ruszając w stronę przystanku, z którego pojedziemy do domów. Zrobiło się zimniej, toteż przysunęliśmy się do siebie, idąc jak przytulająca się para. Podobało mi się to i miałem nadzieję, że zostaniemy tak przez długi czas, ale w pewnym momencie Evan nas zatrzymał. Nie wiedząc czemu to zrobił pokazał mi na leżący z boku ulicy karton. Leżał w niej mały, czarny kot, który aż trząsł się z zimna. Niewiele myśląc Evan zdjął swój szalik, owijając nim kotka.

– Nie wygląda za dobrze... Może zabierzemy go do weterynarza? – zaproponowałem, obserwując jak starszy bierze w ręce to wielkie pudełko. Był na nim napis "darmowe koty". Teraz już mniej więcej wiedziałem skąd maluch się tu wziął.

Evan skinął głową na mój pomysł i wtedy oddałem mu swój szalik, biorąc też pudełko do siebie. Komunikacja między nami byłaby utrudniona, gdyby szatyn nie mógł migać, dlatego lepszym wyjściem było dźwiganie pudła przeze mnie. Sprawdziliśmy gdzie znajduje się najbliższy weterynarz i razem zaczęliśmy iść w jego stronę. Czułem, że dzięki temu kotu dzisiajszy dzień nie będzie nudny.

Dwa słowa || yaoiWhere stories live. Discover now