~ROZDZIAŁ STO TRZYNASTY~

98 12 1
                                    

Byłem naprawdę szczęśliwy, mogąc spędzić z Evanem cały weekend. Z rana po nocowaniu u niego, szatyn obudził mnie kilka minut po godzinie ósmej rano. Na początku nie kontaktowałem, ale po krótkiej serii pocałunków dostatecznie się obudziłem i przeszliśmy ze starszym do znacznie większych pieszczot. W mgnieniu oka pozbyliśmy się z siebie ubrań, żeby móc oddać się przyjemności jaką był seks. Tym razem pozwoliłem Evanowi dominować (to znaczy skakać na mnie), dopóki obaj się nie zmęczyliśmy. Trwało to naprawdę długo, ale z umiarem.

- Evan, musimy się powoli zbierać do wyjścia - powiedziałem do starszego, który od czasu zakończenia drugiej rundy leżał przytulony do mnie. Tym razem to ja dowodziłem, co zmęczyło nas obu. Mimo wszystko nie mogliśmy cały dzień leżeć. Mieliśmy też inne plany na dzisiejszy dzień.

Evan jedynie na moje słowa machnął ręką, jednak gdy zrzuciłem z nas kołdrę, chłopak zaczął się w końcu ubierać. Po krótkim pocałunku obaj wstaliśmy, szukając dla siebie ubrań. Jakiś czas później zeszliśmy na dół, zjeść szybkie śniadanie. W zasadzie nie miałem żadnych konkretnych planów, co do naszej dzisiejszej randki, ale na pewno nie pójdziemy do kina. Oglądanie filmu zajmie nam kilka godzin, podczas których moglibyśmy omówić inne ważne rzeczy dotyczące naszego związku lub też czegoś innego. Muszę mu opowiedzieć o wszystkim, co się niedawno wydarzyło.

Wyszliśmy z jego domu trzymając się za ręce. Była sobota, więc dzieciaki z okolic bawiły się na podwórku (dopóki była jeszcze znośna pogoda) i widziałem ich zdziwiony wzrok, kiedy na nas patrzyli. Zignorowałem ich, idąc z chłopakiem dalej. W pewnym momencie dostałem wiadomość od mamy. Można było się spodziewać, dlaczego pisała.

- Mama chce, żebyś przyszedł na obiad - powiedziałem, poprawiając swoją torbę na ramieniu. Od razu wziąłem rzeczy, w których spałem, żeby potem nie musieć drugi raz po nie wracać. To było bez sensu.

"W porządku. Kupię jej kwiaty, gdy będziemy do ciebie iść."

- Dlaczego? W sensie, to nie jest zły pomysł, ale... Dlaczego?

"Nie przychodzi się z pustymi rękami do domu rodziców swojego chłopaka."

Mimo że te słowa wymigane przez Evana wydawały się zwyczajne, dzięki nim pojawił się na mojej twarzy uśmiech. Nic już nie mogło mi zepsuć tego dnia.

***

Randka z Evanem była szczytem moich marzeń. Niemal każdy szczegół wyglądał tak samo, jak na naszym pierwszym takim spotkaniu, co dało mi też trochę do myślenia. Lubiłem go wtedy tak mocno, że wręcz od razu zaczęliśmy ze sobą chodzić. Czy było to w ogóle prawidłowe? W sensie, innym od zwykłego randkowania do związku zajmuje o wiele więcej czasu, a nam wystarczył jeden dzień. Cieszę się z tego niezmiernie.

Patrzenie jak starszy niesie ze sobą bukiet kwiatów dla mojej mamy było bardzo urocze. Starał się i ona na pewno też to dostrzeże. Kiedy dotarliśmy do mojego domu, otworzyłem nam kluczem, oznajmiając że przyszliśmy. Zacząłem sobie przypominać pierwsze spotkanie Evana z moimi rodzicami. Szatyn wtedy nie kupił mamie kwiatów, ale sama jego obecność napawała ją radością.

– Jak dobrze cię widzieć, Evan~! – krzyknęła białowłosa, podbiegając do mojego chłopaka. Ten nie zdążył się jeszcze rozebrać z płaszcza. Podarował jednak kwiaty dla mamy, na których była notatka z przywitaniem. Na usta za to przybrał typowy dla siebie uśmiech. Uroczy uśmiech.

– Ja też tu jestem, mamo...

– Tak, tak! Dziękuję za kwiaty. Możecie usiąść już do stołu. Ja poszukam wazonu.

Po tych słowach rozebraliśmy się z ubrań jesiennych i poszliśmy do kuchni. Tata siedział już przy stole, ale wstał gdy tylko nas zobaczył. Przywitał się z Evanem po migowemu, a potem usiedliśmy, czekając tylko na mamę. Szybko znalazła jakiś wazon na kwiaty i nim się obejrzałem siedzieliśmy wszyscy przy stole, rozmawiając na różne tematy. Evan jak zwykle musiał jedynie odpowiadać na pytania "tak" lub "nie", jednak czasami go tłumaczyłem. W końcu moi rodzice też byli ciekawi jak szatyn radzi sobie na weterynarii. Był to wymagający kierunek, a świadomość że Evan zaszedł tak daleko napawała mnie dumą. Miałem nadzieję, że sam postaram się na egzaminach jak najlepiej, żeby nasza przyszłość była kolorowa.

– Evan, a będziesz po studiach leczył wszystkie zwierzęta? W sensie, lekarze wybierają potem swoją specjalizację i się jej uczą. Jak to jest na weterynarii?

– "Uczymy się o każdych zwierzętach. Jest ciężko, ale dobrze się przy tym bawię" – przetłumaczyłem, a mama była wręcz zachwycona. Jak na zawołanie pojawił się przy nas jej kot i zaczął ocierać się o nasze nogi pod stołem. Zabiegał się o naszą uwagę albo chciał, żebyśmy zostawili mu resztki.

– Jak cudownie. Victor, a ty co chcesz potem robić? Może coś ci doradzić?

– Kochanie, nie stresuj naszego syna. Sam musi znaleźć odpowiedzi na własne pytania.

– Właściwie to... Chciałbym pójść na filologię francuską... – dopowiedziałem po rodzicach, którzy spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem, jak też ulgą, a u taty widziałem nawet dumę. Mama uśmiechnęła się szeroko, a tata poklepał mnie po ramieniu.

– Bardzo dobry wybór. Od zawsze lubiłeś ten język, bo masz go w genach. Niedługo polecimy do Francji na święta, więc poćwiczysz dykcję.

– Co?

Spojrzałem na tatę ze zdziwieniem, a on na mnie. Obaj byliśmy w tym momencie zmieszani, dlatego nasze oczy przeniosły się na mamę. Białowłosa unikała naszego wzroku przez dłuższą chwilę, jednak cisza ją przybiła i w końcu postanowiła coś powiedzieć.

– Jeszcze mu nie powiedziałam, że lecimy na święta do Francji... No ale teraz już wie, więc nie ma problemu, tak? – zapytała mama z lekkim uśmiechem, jednak mi wcale nie było do śmiechu. Domyślałem się, że w pewnym momencie spotkam się z dziadkiem i innymi, jednak nie chciałem, żeby to było praktycznie za trzy miesiące. Mój idealny dzień został jednak zepsuty. Nie obwiniałem za to rodziców. Od początku wydawało mi się, że wszystko dzisiaj zbyt dobrze się układa.

Dwa słowa || yaoiWhere stories live. Discover now