~ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY~

223 25 12
                                    

Zanim ruszyliśmy z Evanem z miejsca minęło dobre pięć minut. Nawzajem dawaliśmy sobie wsparcie i w końcu ruszyliśmy korytarzem do kuchni. Po drodze minęliśmy mnóstwo (odrobinę pijanych) ludzi, którzy witali się z nami, jakbyśmy byli dobrymi kolegami. Zagadywali do Evana, ale ten tylko zbywał ich ruchem ręki, pokazując że niby się gdzieś spieszy. Dotarliśmy do kuchni lekko poszarpani, ale było warto, ponieważ było w niej zdecydowanie mniej ludzi.

– Chciałbyś coś do picia? – zapytałem chłopaka, pokazując na stół z różnymi wyborami jedzenia i napojów. Szatyn zawiesił tam swój wzrok, najpewniej myśląc nad odpowiedzią dla mnie.

"Może być jakikolwiek sok. Lepiej nie pij alkoholu, to w twoim wieku niezdrowe."

– W każdym wieku jest to niezdrowe. Na razie nie mam powodu by pić, więc możesz być spokojny.

"Trzymam cię za słowo."

Uśmiechnąłem się pocieszająco do Evana, idąc w kierunku stołu. Gdy się przy nim zatrzymałem odszukałem w kilka sekund jakiś sok i po znalezieniu go wlałem nam obu ten sam do oddzielnych kubków. Wróciłem do niego powoli, żeby nie wylać naszych napojów. Podziękował mi, od razu odbierając jeden z kubków. Na jego ustach po pierwszym łyku pojawiło się skrzywienie. Oddał mi kubek, przygotowując się do migania.

"To jest alkohol."

– Na butelce pisało "wiśniówka". Nie jest to wyciąg z wiśni?

Evan uśmiechnął się w rozbawieniu i poklepał mnie po ramieniu, kręcąc jednocześnie głową na "nie". Wyciągnął telefon i pokazał mi znaczenie słowa "wiśniówka" w internecie. Spaliłem się ze wstydu, a chłopak napisał, że nic się nie stało. Nasz dobry nastrój postanowił przerwać Peter, pojawiając się między nami jakby wcześniej w ogóle nie zniknął.

– Hej wam. Nie pijecie?

– Mieliśmy ochotę na sok, a to okazała się smakowa wódka... Czemu nagle zniknąłeś?

– Tłum mnie porwał. Zaraz wam znajdę coś lekkiego do picia, czekajcie na mnie w salonie – Peter odebrał nam kubki, stawiając je na blacie przy lodówce. Odeskortował nas potem w dalsze części domu i nie mając żadnego wyboru poszliśmy tam. Okazało się, że trafiliśmy w środek wspólnej zabawy w butelkę.

Na samym środku salonu siedziała dość spora grupka nastolatków, która klaskała na butelkę, aby ta się w końcu zatrzymała. Kiedy to zrobiła na obu jej końcach siedziały dwie dziewczyny. Zachęcone przez tłum podeszły do siebie, zaczynając się całować. Inni chłopacy gwizdali na to, a ja z Evanem odeszliśmy w stronę drzwi balkonowych, żeby już tego nie oglądać. Oglądanie całujących się ludzi najwyraźniej źle na nas działało.

– Victor! – usłyszałem w tłumie podniesiony głos Nancy i zacząłem szukać jej wzrokiem. Kiedy mi się to udało dziewczyna już była przy nas, łapiąc mnie za rękaw mojej kurtki dżinsowej. – Chodź ze mną na chwilę. To ważne.

– No... dobrze?

Zanim odszedłem z właścicielką domu powiedziałem Evanowi, żeby poczekał na mnie z Peterem właśnie w tym miejscu. Blondynka ciągnęła mnie delikatnie, jednak gdy minęliśmy tych najbardziej pijanych gości przyspieszyła. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach prowadzących z domu do garażu. Po otworzeniu ich weszliśmy razem do środka, a panujący tam hałas rozmowami ucichł. Muzyka z wnętrza domu nie dochodziła tutaj, więc było to idealne miejsce dla "vip-ów". Przynajmniej na takich wyglądali ludzie, którzy spojrzeli na nas jakbyśmy przerwali im zabawę życia.

– Przyprowadziłam kogoś godnego poznania. – powiedziała do wszystkich Nancy, stawiając mnie na samym środku pomieszczenia. Uśmiechnąłem się niepewnie, mając w głowie to, czy zacząć o sobie opowiadać. Miałem jednak nadzieję, że blondynka zacznie to robić za mnie. – To jest Victor, Apostoł.

– Wow, jakie on ma fajne włosy! Zupełnie jak mój dziadek!

– Charlie, nie śmiej się z jego włosów. Takie mu pasują, zobacz jakie z niego ciacho~

– Elie, przecież ty już masz faceta!

Nagle znów zapadła cisza. Moje oczy wędrowały po wszystkich osobach w pomieszczeniu. Natrafiłem na Tobiasa, który siedział na krześle, popijając coś ze swojego kubka. Nie przejął się moim przybyciem i patrzył po prostu w ścianę. Ja w tym czasie zebrałem się w sobie, żeby coś powiedzieć. Nie mogłem przecież w nieskończoność milczeć, ponieważ mogą pomyśleć, że nie jestem tacy jak oni.

– Miło was wszystkich poznać. Dlaczego jako jedyni siedzicie... tutaj? – zapytałem, patrząc na stół z wielką butelką whisky. Nie był to jedyny alkohol tutaj, reszta stała przy drzwiach garażowych, gdzie również siedział Tobias. Czyżby to on pilnował tego dobrobytu?

– TO jest prawdziwa impreza urodzinowa. Cała reszta jest jedynie tłem do dobrej reputacji. Mam rację, Nancy?

– Całkowitą.

– Widzisz? Skoro już tu jesteś, może się z nami napijesz? Właśnie gramy w "nigdy nie". Dołączysz?

– Cóż... Nie miałem w planach dużego picia... Chyba odmówię.

– Więc będziesz z nami pił, odpowiadając na pytania – odezwał się Tobias, podchodząc do mnie i obejmując moje ramiona swoją ręką. Chyba był lekko podpity. – Twoja obecność tu była zwykłą zasadzką. Nancy chciała nas podstępnie pogodzić.

– Co takiego?

– Przygotujcie im miejsce!

Jeden z "tych rządzących" rozkazał swoim parobkom poprawić stół oraz posprzątać z niego to prawdopodobnie drogie whisky. Postawili na nim zwykłą wódkę, jak też dwa kieliszki. Po chwili pozwolili nam usiąść, co nie spodobało mi się nawet bardziej. Nigdy nie piłem, a ta impreza jest właściwie moją pierwszą, nie licząc tej jednej, którą urządził Peter we wrześniu (zakończyła się po jakichś dwóch godzinach, więc tak jakby się nie liczy). Moje życie towarzyskie praktycznie nie istniało, ale to nie miało znaczenia. Lubiłem taki stan rzeczy.

– No... Czas na wspominki – powiedział Tobias, podnosząc napełniony kieliszek. Czekał aż ja zrobię to samo. Gdy to się stało przewrócił oczami, wlewając w siebie te kilka mililitrów czystego alkoholu. Niepewnie zrobiłem to samo, ale wolniej. Po połknięciu trunku zaszczypało mnie gardło, więc się skrzywiłem, a kilka osób się z tego powodu zaśmiało. Alkohol zdecydowanie nie powinien być częścią mojego życia.

Dwa słowa || yaoiWhere stories live. Discover now