~ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI~

166 22 9
                                    

Następnego dnia obudziliśmy się z Evanem około dziewiątej rano. Po naszej krótkiej rozmowie niemal od razu położyliśmy się spać i musieliśmy być bardzo zmęczeni, skoro tak szybko zasnęliśmy. Idąc jeszcze lekko zaspani w kierunku jadalni, nie dało się nie poczuć przepysznego zapachu naleśników i czekolady, unoszącego się w powietrzu. Babcia zazwyczaj nie robiła takich rzeczy, więc bardzo się zdziwiłem (Evan niekoniecznie, znalazł się w epicentrum zapachu nawet szybciej ode mnie, ponieważ musiał być już naprawdę głodny). Gdy ja także spojrzałem w kierunku kuchni zobaczyłem mamę, robiącą dla wszystkich naleśniki. Mogłem się w sumie domyślić, że białowłosa na czas pobytu tutaj będzie chciała zastępować w niektórych obowiązkach babcię.

– Dzień dobry, śpiochy. Macie ochotę na naleśniki? – zapytała, jakby wyczuwając naszą obecność. Szatyn stojący nieopodal mnie ochoczo zaczął machać głową w odpowiedzi, a ja jedynie zaśmiałem się pod nosem. Evan był uroczy nawet z rana i nawet moja mama mogła to przyznać.

– No jasne. Evan, możesz iść przodem.

"Zajmę ci miejsce obok siebie."

Poczekałem krótką chwilę, aż szatyn odejdzie i dopiero wtedy ponownie zerknąłem na mamę. Akurat wlewała na rozgrzaną patelnię ciasto naleśnikowe.

– Cóż to? Nie chcesz żebym dłużej cieszyła się wspólnym pomieszkiwaniem z Evanem? Dla twojej wiadomości, on nie jest tylko twój.

– Co do tego... Mam do ciebie prośbę, mamo – zacząłem, podchodząc bliżej swojej rodzicielki. Już z poprzedniego miejsca słyszałem śmiech dziadka, którego pewnie rozśmieszył nagłówek w gazecie, którą miał w zwyczaju co rano czytać i wolałem, żeby on nie usłyszał naszej rozmowy z dosć wiadomego powodu. – Mogłabyś nie mówić dziadkom, że ja i Evan... no wiesz...

– Mam im nie mówić? Oni sami są nim oczarowani, mimo że nie potrafią mówić w tym samym języku!

– Tolerują go, bo uważają go za mojego przyjaciela... Proszę, kiedyś im powiem, ale nie teraz...

– To do ciebie należy decyzja, kiedy to zrobisz. Jako matka mogę cię jedynie wspierać i w ostateczności dać kilka rad. Całkowicie cię wspieram – mama uśmiechnęła się pod nosem, jednocześnie przewracając placek ciasta naleśnikowego na patelni. Na moich ustach również pojawił się uśmiech oraz ulga.

– Dziękuję.

Po tych słowach w końcu postanowiłem pójść do jadalni. Dotarłszy tam spotkałem się z dość nietypowym widokiem. Dziadek nie czytał swojej gazety, siedział za to koło Evana, który pisał coś na kartce (nie mam bladego pojęcia skąd w te kilka minut zdążył ją znaleźć). Babcia i mój tata siedzieli z boku, dyskutując na inny temat, o którym tylko oni mogli wiedzieć. Podszedłem do nich, siadając koło szatyna. Akurat kończył pisać i podarował dziadkowi kartkę. To była ich forma komunikacji.

– Victor, no nareszcie do nas przyszedłeś! Mógłbyś przetłumaczyć dla mnie wypowiedź na pewien temat Evana? Migowy i czytanie z kartki to nie moja broszka... – zachichotał dziadek, a zaraz za nim Evan. Uśmiechnął się wesoło w moją stronę, pokazując jednocześnie to, co pisał na kartce. Było na niej napisane w połowie urwane zdanie, zaczynające się od: "Jeśli mam być szczery...".

– W porządku. O co chodziło?

"Chciałem tylko przekazać panu Louisowi, że bardzo wygodnie mi się spało. Co prawda wolałbym większe łóżko, na którym moglibyśmy się zmieścić razem. Tego nie musisz mu mówić."

– Ach... Em... Evan lubi kupione przez was łóżka...

– Dziękujemy. Macie na dzisiaj jakieś plany?

– Głównie zwiedzanie Paryża. Mamy w planach wiele atrakcji, głównie wieżę Eiffla. Prawda?

Evan potakiwał moim słowom, czasami migając pojedyncze litery, układające się w krótkie wyrazy. Nie tłumaczyłem ich dziadkowi, gdyż sam ledwo je poznawałem. Miganie jedną ręką miało bowiem swoje wady, jak na przykład nie rozpoznawanie liter. Kiedyś sobie tę wiedzę utrwalę, na pewno.

– Musicie przejść się ulicą Napoleona. Mają tam dobrą piekarnię... Wybaczcie, nie pamiętam jej nazwy.

– Nie szkodzi, na pewno ją znajdziemy. Przy okazji, czy...

W tym samym momencie, kiedy miałem pytać o jeszcze jedną rzecz, coś (choć bardziej przypuszczam, że ktoś) zaczęło mocno stukać w drzwi. Evan wystraszył się i upuścił na swoją koszulkę nocną kawałek śniadania (było mu potem z tego powodu przykro). Wiedziałem, co oznaczał ten dźwięk. Westchnąłem pod nosem, ignorując fakt, iż przed chwilą rozniósł się wszędzie hałas i jakby nigdy nic dalej jadłem naleśniki. Babcia po krótkiej chwili wstała, podchodząc do drzwi. Nie minęła sekunda, a do środka wpadły moje kuzynki.

– Nous savons que vous êtes ici, Victor! Papa nous a dit hier! – krzyknęła młodsza z nich, z gniewnym wyrazem twarzy idąc w naszym kierunku. Za nią szła jej siostra, kompletnie ignorując fakt, że brunetka znów jest zbyt głośna.

– S'il te plaît, ne crie pas le matin. Je veux manger tranquille.

– Je ne t'interdis pas ça! Qui est le garçon à côté de toi?

– Je veux aussi savoir! – krzyknęła druga z sióstr, pokazując palcem na skołowanego Evana. Babcia i dziadek byli już przyzwyczajeni do głośnych wnuczek, więc teraz zwyczajnie je ignorowali (mieszkali praktycznie w drugim mieszkaniu, widywali je codziennie i mogli po prostu poddać się ich chaotyzmowi). Tata za to skupił się na piciu swojej porannej kawy. Musiałem sobie poradzić sam.

– Ech... C'est mon ami, Evan. Il est venu avec moi en vacances, il faut être gentil avec lui. Evan, to moje kuzynki, Anita i Genevive. Są głośne, będziesz musiał często zakrywać uszy.

– Doskonale rozumiemy angielski! Miło nam cię poznać, przyjacielu Victora!

– On ma imię...

– Ferme-La!

Wzdrygnąłem się, gdy tym razem odkrzyknęła mi Genevive. Ona była starsza, niedługo miała skończyć czternaście lat. Anita miała zaledwie jedenaście i moi rodzice czasami żartują, że wdała się w swoją matkę. Zazwyczaj nie mam kontaktu z ciocią, zważywszy że ostatnio urodziła dla dziewczyn siostrę (nazywała się Grace, jeśli dobrze pamiętam), ale w tym temacie mogłem przyznać rodzicom rację. Krzyk i harmider były w tej rodzinie z samymi kobietami codziennością. Na samą myśl, że te dwie spędzą z nami większość tych dni napawała mnie ogromem niepewności. Nawet ja nie mogłem przewidzieć, co one szykowały. Evan i ja będziemy mieli z tymi dwiema istny koszmar, a nie miłe oraz spokojne wakacje...

Dwa słowa || yaoiWhere stories live. Discover now