Prolog

425 24 22
                                    

Chciałabym serdecznie podziękować Tookoy za piękny zwiastun!! ❤️ To co zrobiłaś, przerosło moje oczekiwania

W mieszkaniu było pusto i cicho. Lekka, pozytywna odmiana. Zostawiłam rzeczy w korytarzu i przecierając zmęczoną twarz, ruszyłam prosto do łazienki. Rozebrałam się szybko i weszłam do kabiny.

Potrzebowałam ciepłego strumienia wody dla rozluźnienia mięśni. Czułam już tworzące się zakwasy na udach i ramionach. Ale pomogło. Zawsze pomagało. Momentalnie przestałam myśleć o czymkolwiek. Odetchnęłam w końcu z ulgą, totalnie odcinając się od rzeczywistości.

I trwałabym w błogiej nieświadomości jeszcze długi czas, gdyby nie głos otwierających się drzwi i powiew ziemnego powietrza, które uderzyło we mnie, momentalnie ściągając mnie na ziemię.

- Mógłbyś chociaż pukać. - mruknęłam poirytowana i zasłoniłam się na tyle, na ile mogłam.

Nie ufałam półprzezroczystym ściankom.

W odpowiedzi usłyszałam niski, cyniczny śmiech.

- Żebym nie mógł kulturalnie się wysikać we własnym mieszkaniu. - ten karcący głos sprawił, że oblał mnie rumieniec. - Nie wkurwiaj mnie, Avis. - dodał jeszcze i wyszedł. 

Wywróciłam oczami i przygryzłam usta.

- Masz jeszcze dwie inne łazienki..

Otuliłam się ręcznikiem i ubrałam w miarę tak szybko jak tylko mogłam. Nie chciałam żeby kolejny raz wparował mi tu bez zapowiedzi.

Kim był ten facet? Przypadkową osobą, która stanęła na mojej drodze. Kimś, kto namieszał w moim życiu bardziej, niż mogłam się tego spodziewać, po początkach naszej znajomości.

Potrzebowałam kawy. Ruszyłam więc do kuchni, gdzie oczywiście natknęłam się na niedawno wspomnianego bruneta.

Uniósł na mnie wzrok znad telefonu. Właściwie to jedynie zerknął pytająco spod wachlarza ciemnych, gęstych rzęs. Był ode mnie starszy o jakieś.. no właśnie, dziesięć lat? Jego wygląd wcale go nie odmładzał, wręcz przeciwnie.

- Jesteś nieznośny. - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego i nastawiłam wodę.

- Ale nie masz nikogo oprócz mnie. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się chamsko, wypuszczając nosem dym. - Jesteś na mnie skazana.

Trafił w mój czuły punkt. Miał rację. Cholerną rację. I nie ważne jak mocno chciałabym żeby to nie była prawda, nic nie mogłam na to poradzić. Z jednej strony uratował mi dupe, nie chcąc niczego w zamian. Z drugiej zgadzając się na jego propozycje, wiedziałam, że będę od niego totalnie uzależniona. I ja i on aż zbyt dobrze wiedzieliśmy ile mu zawdzięczam i, że chyba nigdy nie będę w stanie odpłacić mu się za tą pomoc.

Miasta tętniące życiem są marzeniem większości ludzi. Jesteśmy nastawieni na konsumpcje tak samo jak na rozwój. Wysokie stanowiska czy prestiżowe miejsca pracy są czymś, za czym ludzie gonią w tym wyścigu szczurów. Dają się ponieść, zapominając o prawdziwych wartościach życia. Większość zabiłaby za mieszkanie w tej okolicy. Ja nigdy nie rozumiałam jej fenomenu. Ten zgiełk, ilość szemranych ludzi, od których wręcz cuchnie przestępstwem oraz bogacze. Cholerni burżuje.

Ludzie mijali się między sobą na ulicach nie zwracając na siebie uwagi. Natomiast ja wiedziałam, że nic nie dzieje się bez przyczyny.

Wszystko od początku miało swój cel, nie wiedziałam jednak, że tym celem byłam ja.

- Błagam Cię.. - zamknęłam oczy, chcąc się jakoś uspokoić. - Miałam ciężki, dość problemowy dzień, nie dokładaj.

- Przecież nic nie mówię. - udał niewiniątko.

Kiwnął głową, żebym usiadła i podsunął w moją stronę kubek ze świeżo zaparzoną kawą.

Uśmiechnęłam się dziękując. Akurat to w nim lubiłam. Mógł być cholernym dupkiem, ale niektóre rzeczy były warte męczenia się z nim pod jednym dachem. Napój momentalnie mnie rozluźnił. Chyba nawet bardziej niż sam prysznic.

- Problemy, czyli Ace? - spojrzał na mnie pytająco, wyrywając mnie z zamyślenia.

Ciemne, błyszczące od przemęczenia oczy świdrowały mnie, oczekując odpowiedzi. Dlaczego znał mnie tak cholernie dobrze? Nie musiałam mu nawet opowiadać, po mojej minie chyba się domyślił. O ironio, bo tak naprawdę niczego o sobie nie wiedzieliśmy. Nawet zbyt dużo nie rozmawialiśmy. Był dla mnie jedną wielką niewiadomą.

- Mówiłem. - rozsiadł się wygodniej i zaciągając się, przymrużył oczy. - Jestem jedynym któremu zależy. Chociaż w najmniejszej części. Masz tylko mnie i tylko na mnie możesz liczyć. Inni będą Cię zdradzać, poniżać, wkurwiać... będą przychodzić i odchodzić. Ja będę zawsze.

Westchnęłam ciężko i odwróciłam wzrok. Bolało mnie to, że ciągle wypominał mi przeszłość. Przez niego ciągle tkwiłam w tym samym miejscu. I gdy już myślałam, że w końcu ruszyłam do przodu, on cofał mnie o dwa kroki. Kolejna toksyczna znajomość. Jednak na tamtą chwilę zdecydowanie wolałam jego obecność niż Ace'a.

- Ktoś tu złapał zawiechę.

Gdy ponownie na niego spojrzałam, opierał się na łokciach, nachylony lekko w moją stronę. Speszona odsunęłam się do tyłu.

- Wydaje Ci się. - mruknęłam. - Idę spać. 

Chciałam uwolnić się od jego spojrzenia. Moje myśli zbaczały w złym kierunku. Zdecydowanie byłoby mi łatwej przebywać w jego towarzystwie gdyby nie te hipnotyzujące, głębokie oczy.

- Avis.. - próbował mnie zatrzymać ale zdążyłam wyjść z kuchni i zamknąć za sobą drzwi od pokoju.

Nie ma to jak w domu, mówią. No właśnie. Pomimo tej całej śmiesznej sytuacji nigdzie lepiej się nie czułam niż w swoim azylu. Tak właściwie to meble, którymi go wyposażyłam były jedynymi rzeczami należącymi do mnie.

Gdy się wprowadzałam pomieszczenie stało zupełnie puste.

Właśnie.

Wszystko ma swoje początki, prawda?

Lepiej zacznijmy od tego.

Witam w „Have I lost the game?"! :)
Mamy obiecany prolog i troszkę historii z życia Avis. Co myślicie?
Czego się spodziewać?
Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej i przeżyjecie tą historię razem z bohaterami ❤️
No i.. widzimy się niedługo w pierwszym rozdziale!!

Have I lost the game? / cz. 1 |ZAKOŃCZONE| Where stories live. Discover now