Rozdział 8 - Jestem dżentelmenem

60 7 1
                                    

Gdy weszliśmy do restauracji, akurat zapadał zmrok. Dochodziła co prawda czwarta po południu, ale nie można było liczyć na nic innego, jeśli w grę wchodziły lutowe wieczory. Gdy tylko weszliśmy do środka, uderzyło we mnie przyjemne ciepło. No i elegancja. Ale czego innego mogłam spodziewać się po Calebie.

Kelner poprowadził nas do, jak się okazało, zarezerwowanego stolika i zostawił nam karty do zapoznania się z menu.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do Caleba, gdy kulturalnie przysunął moje krzesełko.

Posłał mi przeciągłe, pewne siebie spojrzenie, siadając na przeciwko mnie. Dzieliły nas jedynie kwiaty oraz świece w białych kolorach.

- Odpuszczamy przystawki? - po dłuższym wpatrywaniu się w menu, uniósł na mnie wzrok.

Kiwnęłam głową w odpowiedzi i tym samym, jednogłośnie stwierdziliśmy, że stawiamy po prostu na główne danie. I jak najbardziej mi to odpowiadało.

Ciche granie skrzypiec roznosiło się po całym lokalu, tworząc niesamowitą atmosferę. Gdy zerknęłam na spis, okazało się, że ceny dań były tak samo niesamowicie wysokie jak standard restauracji. Trochę mnie to przygniotło.

Ten dzień zdecydowanie przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że znajdę się w takim miejscu - nie uwierzyłabym. I chociaż zupełnie nie było to w moim stylu, napawałam się tą chwilą, chcąc jak najdokładniej zapisać ją w pamięci.

- Des yeux qui font baisser les miens.. - uniosłam wzrok na nucącego Caleba.

Przeglądał menu, zupełnie niewzruszony.

- Znasz francuski? - uśmiechnęłam się delikatnie.

Kiwnął ledwo zauważalnie głową.

- Voilà le portrait sans retouche. De l'homme auquel j'appartiens.. - kontynuował patrząc mi prosto w oczy i kiwnął głową, kolejny raz.

Kelner przyniósł nam wino musujące i otworzył je - korek delikatnie zaszumiał, jednak nie wystrzelił, co wskazywało na to, że jest idealnie schłodzone.

- Czy mogę już odebrać zamówienie? - zerkał to na mnie, to na Caleba.

Gdy przeniosłam na niego wzrok, jego spojrzenie było tak cholernie intensywne, że zastygłam w bezruchu, po prostu się w niego wpatrując. W jednej chwili zapomniałam, co chciałam powiedzieć. W tym świetle, jego oczy przybrały ciemnoniebieski mroczny, głęboki kolor. Byłam przekonana, że były czarne, a jednak, gdzieś tam w połyskującym odbiciu świateł, krył się błękit.

- Avis? - wyrwał mnie z zamyślenia, unosząc brew.

Odchrząknęłam i uśmiechnęłam się przepraszająco do kelnera. Zerknęłam jeszcze raz na listę dań. Po chwili zastanowienia wybrałam to najbardziej odpowiednie dla mnie. Już chciałam się odezwać, ale Caleb mnie wyprzedził.

- Poprosimy.. - puścił mi oczko. - pozycję numer dwa, jeśli nie masz nic przeciwko. - znów spojrzał na mnie, a ja jedynie pokiwałam głową. - Do tego wino.

Przygryzłam usta.

- Jesteś samochodem. - zauważyłam.

Jak na zawołanie naszło mnie déjà vu z naszego pierwszego spotkania, gdy w taki sam sposób skomentowałam zachowanie Ace'a. Nie powinnam była o tym myśleć, ale nic nie mogłam poradzić na wyrzuty sumienia, które zaczęły mnie gryźć. Czy robiłam coś złego siedząc z Calebem w knajpie, ignorując mojego chłopaka i planując nowe życie za jego plecami? Pewnie tak, ale sam sobie na to zasłużył. Gdyby zachowywał się wobec mnie fair, ja też miałabym inne nastawienie.

Have I lost the game? / cz. 1 |ZAKOŃCZONE| Where stories live. Discover now