Rozdział 13 - To twoja wina

54 6 5
                                    

Od zawsze żyłam w przekonaniu, że nocne przejażdżki oczyszczają umysł. Opustoszałe ulice oświetlały jedynie nikłe światła przydrożnych lamp, a asfalt przed nami, pasma reflektorów samochodowych. Zachmurzone niebo, które mogliśmy obserwować przez szyberdach, rozciągający się nad nami, lekki powiew wiatru na twarzy czy też czysty, wręcz orzeźwiajacy zapach powietrza, nieprzesiąkniętego zanieczyszczeniami - właśnie to sprawiało, że wszystko wydawało się mniejsze i łatwiejsze. Wszelkie problemy kurczyły się, zostawały za nami, tak jak każda kolejna pokonana przez nas mila drogi.

Idealny kontrast do chaosu, wszechogarniającego mój umysł.

Tym razem radio nie grało. Wsłuchiwałam się jedynie w cichy pomruk silnika i szum deszczu obijającego się o szyby. Kropelki rozciągały się po nich, tworząc strugi, ścigające się ze sobą o szybsze dotarcie do krawędzi.

No właśnie, dlaczego zapomniałam kiedy to ja znalazłam się na swojej własnej krawędzi?

Wciąż zaskakujące było dla mnie to jak małe drobiazgi, nic nie znaczące chwile, zupełnie bezmyślnie podjęte, zdające się niezbyt istotnymi decyzje, potrafiły drastycznie zmienić bieg wydarzeń. W mgnieniu oka, jak trybik, coś zaskakiwało i zmieniało los. Coś, czego najmniej się spodziewamy najwyraźniej odbija się mocniej, niż przypuszczaliśmy i zabiera nas na ścieżkę, którą nie sądziliśmy, że obejmiemy. Czasem najwyraźniej to nie światło wskazywało drogę. Czasem była to największa ciemność. Z resztą, tak jak i tym razem. To nie zdradliwe słońce, to księżyc okazał się być naszym wierniejszym powiernikiem tajemnic.

Zerknęłam, w kierunku skupionego na prowadzeniu, Caleba i westchnęłam nieświadomie, głębiej niż powinnam.

Po wizycie w Manchesterze, gdzie chłopcy Humphrey'a dopięli swoje interesy, ruszyliśmy na obrzeża Leeds. Do cholernego miasteczka w północnej Anglii, w hrabstwie West Yorkshire. Do miejsca, które okazało się być samym sercem piekła. Do miejsca, w którym diabeł mówił dobranoc. Dosłownie i w przenośni. Od tamtego momentu mój świat już zupełnie stanął do góry nogami.

Odetchnęłam z ulgą gdy okazało się, że wracamy do Londynu i nie zamierzamy zostawać tam na noc. A wiadomość, że nie będziemy zatrzymywać się już nigdzie indziej po drodze, sprawiła, że niemal popłakałam się ze szczęścia.

Jeśli wizytę na bankiecie, zabójstwo Mela, rozmowę z Andrewsem czy też fakt przemycania narkotyków, były czymś, czym mogłam się przejąć, czymś, co powinno mnie zrazić do tego świata, to cholernie się myliłam.

Już po wyjeździe z Manchesteru miałam złe przeczucia, ale to właśnie miejsce w które trafiliśmy zjeżyło mi włosy na karku i sprawiło, że miałam ochotę zapaść się w sobie.

Na umówionym parkingu, na jakimś zupełnym pustkowiu, czekał na nas samochód - musieliśmy się do niego przesiąść. Caleb był równie spięty od momentu przyjazdu pod budynek, przez co mój niepokój jedynie rósł. Jego słowa odbiły się piętnem w mojej głowie - chowaj się za mną, nie odzywaj się pod żadnym pozorem, zachowuj się jakby w ogóle Cię tam nie było. Jego przestroga nie brzmiała tak jak wtedy, gdy zaparkowaliśmy w Birmingham. Tym razem był śmiertelnie poważny i nie zamierzałam tego kwestionować. Skoro on nastawiał się w taki a nie inny sposób, ja również nie mogłam siedzieć spokojnie. Coś się między nami zmieniło. Jego emocje wpływały na moje samopoczucie.

Przebywanie z nim nauczyło mnie reagowania w sposób w który on by to robił, dostosowywania się do jego reakcji, przejmowania jego zachowań. Pojawiały się takie momenty, takie chwile w których nasze umysły stawały się jednością i pod wpływem sytuacji zgrywaliśmy się, rozumiejąc bez słów. Działaliśmy jak dwa magnesy - Caleb wytwarzał wokół siebie aurę, przyciągającą ludzi. Miał charyzmę, miał wszystko, co było mu do tego potrzebne. Nasze intencje, zamiary nakładały się na siebie przez co odpychaliśmy się i naprzemiennie przyciągaliśmy. Jednak pewne okoliczności wymagały obopólnego oddziaływania na siebie, jednocześnie zmuszały do odpychania wszystkiego dookoła.

Have I lost the game? / cz. 1 |ZAKOŃCZONE| Where stories live. Discover now