~🧡2🤎~

362 14 0
                                    

Dwoje spośród moich towarzyszy dostało chyba najprostsze z możliwych zadań do wykonania - pilnowanie czy żaden cywil nie kręci się w okolicy. Starałem się za wszelką cenę zachować spokój i nie wydzierać się na nich bez większego powodu, co cholernie utrudniał mi non stop wibrujący w mojej kieszeni telefon, który starałem się ignorować.

Wedle obietnicy w krzakach znaleźliśmy łopatę, łom i duży, zapchany poszewkami wór z nadrukiem głównej firmy śmieciarskiej, aby uniknąć ewentualnych, choć niezamierzonych podejrzeń.

Nie przyszedłem się tutaj brudzić (przynajmniej dopóki nie było potrzeby postrzelania, bo co jak co, ale swoje zabawki przy pasie wyjątkowo lubiłem), dlatego zadanie odkopania stosunkowo świeżej, gdyż raptem czterodniowej ziemi przypadło Jinyeongowi. Natomiast ostatni z ferajny gdzieś się zmył, ale szczerze miałem to w bardzo głębokim poważaniu, bo przynajmniej mnie nie denerwował.

W okolicy na szczęście nie było żywego ducha, dlatego robota poszła wyjątkowo spokojnie i dość szybko. Zaszczyt otwarcia trumny zostawiłem sobie biorąc w dłoń nowiutki, zakupiony specjalnie na tę okazję łom, po czym stanąłem w dziurze tuż obok celu, a następnie podparłem metalową końcówkę narzędzia pod drewniane zamknięcie, ale...coś mi nie pasowało. Mianowicie słyszałem rozmawiające ze sobą w najlepsze głosy.

   Naparłem na łom, a wieko uchyliło się z cichym zgrzytnięciem...starałem się przy tym nie zwracać uwagi na zapach zwłok. Wyprostowałem się i rzuciłem gniewne spojrzenie w stronę świętej-kuźwa-trójcy, której ostatni, zaginiony członek widocznie się odnalazł. Przynajmniej znajomy już blondyn był w miarę normalny w odróżnieniu do tych dzieci:

- A wy nie mieliście stać na czatach barany? - fuknąłem poddenerwowany, co przynajmniej ich uciszyło,

- Zluzuj, nikogo tu nie ma - prychnął najwyższy z nich. Dosłownie czułem, że za chwilę wybuchnę i zacznę conajmniej szczekać w ich stronę plując przy okazji jadem, ale wtedy coś zwróciło moją uwagę. Znajomy rudawy blask. Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę, a reszta zgromadzonych przy grobie niepewnie zrobiła to zaraz po mnie. Mój wzrok spotkał się z nienaturalnie rozszerzonymi oczyma i uchylonymi ustami stojącego jakieś dwa metry dalej rudzielca...dokładnie tego samego, którego widziałem parę godzin temu z okna pociągu. Byłem pewien, że to on. Zamrugał dwukrotnie, po czym rzucił się biegiem, a Jinyeong ruszył za nim, ale zdołałem go powstrzymać,

- Powaliło cię?! - krzyknąłem - Co ty chcesz? Porwać dzieciaka w miejscu publicznym? - spojrzał na mnie zagubionym wzrokiem, po czym wyjął telefon z kieszeni i mamrocząc coś pod nosem wybrał jakiś numer i niczym na zawołanie moja kieszeń zaczęła znów wibrować, ale blondyn dał mi znać gestem, że to nie on,

- Wy tam, wesołki - fuknąłem zyskując ich uwagę - kończycie robotę, a ja idę gdzieś przedzwonić. Lepiej się ogarnijcie, bo po pierwsze na chwilę obecną jesteśmy przez was w dupie, a po drugie jeślibym was tu zakopał, to raczej nikt nie zatęskni, więc radziłbym się słuchać.

Wyskoczyłem z dziury odchodząc kawałek dalej ku chodnikowi. Wyjąłem w końcu zagrzany telefon, który co chwile rozbrzmiewał w mojej kieszeni. Wszystkie SMSy, jak i nieodebrane połączenia pochodziły od jednej i tej samej osoby. Wywróciłem oczyma wybierając numer natręta:

- Tylko się streszczaj Minkyu, bo jestem w samym centrum roboty, która aktualnie się coraz bardziej pieprzy - warknąłem na starcie,

- Nie spieprzyłaby się gdybyś odebrał. - odgryzł się - Ten twój dzieciak, to niejaki dwudziestosześcioletni Park Jimin. Zwykły lekarz, pochodzi z Busan, ale pracuje w Seoulskim szpitalu na skrzyżowaniu przy kawiarni ,,Kim&Kim". Pisałem do ciebie, bo przy okazji zajrzałem w jego telefon po lokalizacje i zobaczyłem, że zmierza w stronę cmentarza, ale wnioskuje, że to już wiesz,

Under Protection | JiKook | j.jg x p.jmWo Geschichten leben. Entdecke jetzt