~🧡9🤎~

240 8 0
                                    

Zaparkowałem samochód na parkingu przy budynku, w którym od paru minut miejsce miały dwie akcje: świętowanie służby zdrowia oraz działanie mafii. Lepszym połączeniem byłoby chyba tylko zmieszanie tych drugich z członkami FBI.

Przed drzwiami wejściowymi stało dwóch pucołowatych ochroniarzy z założonymi rękoma skanujących nas analitycznym wzrokiem przez grube szkła swoich przeciwsłonecznych okularów, które chroniły ich chyba od blasku płatków śniegu. Ewentualnie od lamp grzewczych ustawionych nad nimi.

   Minkyu wyszedł na prowadzenie wręczając jednemu z nich nasze wejściówki i widocznie szczęście nam sprzyjało, bo ten jedynie kiwnął głową nawet nie próbując sprawdzić czy te papiery nie są przypadkiem lewe.

   Weszliśmy do środka, gdzie grała dziwnie stonowana muzyka, której poziom głośności był daleki od tych używanych na lepszych imprezach. Będzie drętwo...przynajmniej dopóki ludzie nie zaczną się masowo nawalać.

   Zajęliśmy miejsca na znajdującej się przy ścianie na środku sali białej kanapie wzdychając przeciągle przygotowując się mentalnie na wysiedzenie na niej paru następnych godzin.

Wyjątkowo w oczy rzucał się fakt, że dosłownie cała salka prowadzona była jedynie w odcieniach bieli, brązu i beżu, co chyba miało być oznaką żałoby po stracie. Mogli się lepiej postarać.

Kilka osób ku mojemu zaskoczeniu w najlepsze bawiło się na parkiecie, chociaż znaczna część nie tak znowu licznych zgromadzonych zajmowała się rozmowami w grupach co jakiś czas biorąc porcje szampanów z tac, któregoś spośród trzech mężczyzn w białych garniturach noszących te wielce mocne trunki.

   Miałem dość podzielną uwagę, dlatego przyglądając się wszystkim zgromadzonym, jak i samemu wnętrzu starałem się jednocześnie wyszukać wzrokiem Jimina albo Jinyeonga, ale chwilowo żaden z nich nie rzucał mi się w oczy, co wcale nie oznaczało niczego dobrego:

- Ey Gguk - zaczął Minkyu - znalazłeś go?,

- Jeszcze nie - westchnąłem - oby nie było zbyt późno,

- Wyluzuj - klepnął mnie w plecy - minęło dopiero jakieś pół godziny, a oni tu będą siedzieć do czwartej czy piątej,

- Przestaje ufać naszej służbie zdrowia. - uznałem kręcąc głową z dezaprobatą - Kto normalny świętuje w takich godzinach?,

- Wiele osób tak robi - wzruszył ramionami - najpierw uczczą straconych, a potem pójdą do klubu odreagować i zapomnieć o przykrościach. To takie dziwne?,

- Zrobiłbym chyba odwrotnie - roześmiałem się,

- Raczej byś poszedł tylko na drugą część - poprawił mnie,

- Odezwał się ten, co by tak nie zrobił. - wywróciłem oczyma ponownie skanując zgromadzonych, kiedy pewna myśl błysnęła w moim umyśle i naprawdę musiałem o to spytać - Ty, a co ci tak nagle zaczęło zależeć żebym go pilnował, co? - spojrzałem na niego marszcząc brwi - W końcu to ty ogarnąłeś, że szef coś planuje i te wejścia...przygotowałeś wszystko, żebym tu z nim był. Dlaczego?,

- Żeby pionki szefa go nie zabiły? - odparł pytaniem na pytanie,

- Wiesz, że nie o to mi chodzi - mruknąłem,

- Bo widzę, że ci zależy, chociaż kompletnie nie rozumiem dlaczego. - wyjaśnił - Jesteś wyjątkowo skomplikowanym człowiekiem, wiesz? Widzisz kogoś raz w życiu i to przez zasrane okno i nagle staje się twoim życiowym priorytetem, dla którego rzucasz wszystko w cholerę. Za szybko zaczynasz lubić ludzi...ale może to i dobrze, bo mimo wszystko wcale nie jest ich tak dużo,

Under Protection | JiKook | j.jg x p.jmWhere stories live. Discover now