~🧡23🤎~

176 7 1
                                    

Po raz kolejny tego dnia wyminąłem starszego tym razem niechcący trącając go ramieniem. Mówił coś do mnie od dobrego kwadransa coraz głośniej i głośniej, ale usilnie walczyłem z tym, żeby jednak go nie słuchać. Schyliłem się zakładając buty i już chciałem po prostu wyjść z budynku, kiedy poczułem dość silne jak na rudowłosego szarpnięcie w tył, przez które stanąłem z nim twarzą w twarz instynktownie przewracając oczyma:

- No co? - mruknąłem wbijając w końcu spojrzenie w jego zmartwione tęczówki przysłonięte nieco łzawą powłoką,

- Możesz mnie chociaż nie ignorować? - podjął walcząc o utrzymanie w jakimkolwiek stopniu spokojnego tonu głosu,

- Nie ignoruję - może i ta odpowiedź nieco mijała się z prawdą, ale co innego miałbym niby powiedzieć? Aktualnie bardziej martwiłem się tym czy zaraz zacznie wrzeszczeć, płakać czy zwyczajnie mi przyłoży,

- Ale nie słuchasz - założył ręce na piersi skanując mnie przepełnionym wyrzutem spojrzeniem,

- Bo aktualnie ci się role pomieszały! - uniosłem nieco głos naprawdę chcąc mieć już tę pseudo rozmowę zakrawającą o sprzeczkę za sobą - To ja tu jestem od dbania o ciebie, a nie odwrotnie,

- To o mnie zadbaj i zostań w domu do cholery! - miałem gotowe conajmniej trzy obrony od razu do rzucenia po jego wypowiedzi, ale słysząc jego słowa, a raczej ton ich wypowiedzenia zamknąłem usta jeszcze raz analizując je wszystkie, żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Drażnienie Jimina nie mogłoby przynieść mi niczego dobrego,

- Jiminnie... - westchnąłem czułym tonem, bo nie oszukujmy się, ale było to znacznie lepsze rozwiązanie od wojny domowej - ja jadę tylko do sklepu. Wybiorę nam coś dobrego, zapłacę i wrócę tak szybko, jak to tylko możliwe,

- Zawsze kiedy wychodzimy dzieje się coś złego - zauważył i niestety miał trochę racji. Ewidentnie wisiało nad nami jakieś złe fatum, ale...z nim nie można walczyć. Z resztą przecież nie może za każdym razem los kopać nas tak siarczyście po dupie. Po prostu nie może...i chyba właśnie dlatego byłem dość spokojny,

- Wczoraj było w porządku - rzuciłem przypominając sobie, że przecież wyścig nie był zmącony żadną przykrą, niebezpieczną czy jakkolwiek szkodliwą sytuacją,

- Co nie znaczy, że znów tak będzie. - spuścił głowę w dół podchodząc bliżej do mnie, aby oprzeć czoło o mój tors. Nie płakał, nie wzdychał i nie kontynuował rozmowy. Po prostu potrzebował trochę prostej bliskości i ułożenia sobie sytuacji w główce, dlatego nawet nie głaskałem jego aż proszącej się o atencję czupryny - Jesteś zły? - tego pytania szczerze się nie spodziewałem. Mógłbym je zrzucić na jakieś swoje omamy czy nawet już grubą schizę, ale ciemne oczka wpatrujące się teraz w moją twarz odpędziły te myśli. A myśli te zostały zastąpione przez nieudane pomysły na to, co ja mam niby odpowiedzieć. Czy byłem zły? Absolutnie. To nie była złość, ja po prostu nie potrzebowałem, żeby się o mnie martwił, ani tym bardziej żeby nasze role się odwróciły, bo dobrze było tak, jak do tej pory, gdzie to ja byłem nieustraszonym obrońcą. W końcu potrafiłem sam o siebie zadbać i unikać zagrożeń, a co ważniejsze rozwiązywać ewentualne problemy i nawet wychodzić z tego żywo. Pytanie tylko dlaczego Jimin w ogóle myślał, że mógłbym się gniewać...,

- Niby za co miałbym? - spytałem łapiąc delikatnie jego buźkę w dłonie - Po prostu twój Jungkookie bywa samolubny, - wydąłem sztucznie dolną wargę, dzięki czemu usta rudowłosego opuścił rozkoszny chichot - ale nie zapominaj, że jest duży i potrafi sobie poradzić z każdym problem. - ucałowałem czule jego czoło - A może i sam los już nam odpuścił kolejnych kłopotów, Hm? - naprawdę starałem się sobie wmówić, że w to wierzę i chyba powoli zaczynało to działać,

Under Protection | JiKook | j.jg x p.jmWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu