Rozdział trzydziesty pierwszy

811 44 34
                                    

Spojrzałam na Lupina błagalnie, jednak on nawet nie podniósł wzroku znad książki, którą czytał w tamtym momencie. Kilka dni wcześniej nauczył się zupełnie ignorować moją obecność, kiedy czytał lub się uczył. Robił tak, bo miałam w zwyczaju przeszkadzać mu ponieważ się nudziłam. Potrzebowałam czasami jego uwagi, a on wydawał sie dużo bardziej zainteresowany nauką, co strasznie mi się nie podobało. Czasami pytałam go o zupełnie przypadkowe rzeczy, tylko po to, aby musiał skupić się na mnie. Brakowało mi spędzania czasu z nim, ale wiedziałam, że jest skupiony na osiągnięciu dobrego wyniku podczas egzaminu. Próbowałam nawet walczyć z moją potrzebą jego uwagi, jednak nie wychodziło mi to najlepiej.

Oparłam się plecami o jego ramię i skrzywiłam się lekko, kiedy Remus nadal nie wydawał się zainteresowany moją obecnością. Słyszałam za sobą, jak przekładał kolejną stronę w podręczniku, co skutkowało moim westchnięciem. Wtedy Lupin objął mnie jedną ręką, drugą wciąż trzymając podręcznik. Nie spojrzał na mnie nawet na chwilę, dlatego wciągnęłam głośno powietrze, aby po chwili, równie głośno, wypuścić je z płuc. Wciąż próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę, co najwidoczniej zaczęło denerwować chłopaka, który zakrył mi usta dłonią, abym mu nie przeszkadzała.

Odwróciłam się w jego stronę, przez co jego dłoń zsunęła się z moich ust i spojrzałam na przyjaciela z miną obrażonego dziecka. Patrzyłam tak na Remusa przez dłuższą chwilę, aż w końcu oderwał on wzrok od swojej lektury i zerknął na mnie. Uśmiechnął się niewinnie, a ja jedynie westchnęłam cicho i wstałam ze swojego miejsca. Nie miałam zamiaru mu dłużej przeszkadzać, bo byłam świadoma, jak bardzo mu zależało na dobrych wynikach. Chłopak podnosił średnią wyników naszej grupy, więc dzięki niemu nie wychodziliśmy na totalnych kretynów, dlatego czasami dawaliśmy mu spokój, kiedy się uczył. Niestety to psuło mi plan dnia, który chciałam spędzić z chłopakami. Syriusz był na randce, Remus się uczył, a James i Peter zniknęli gdzieś razem prawie dwie godziny wcześniej.

Mruknęłam do Remusa, że wychodzę i od razu zniknęłam z pokoju wspólnego Gryffindoru. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy chcę szukać kogoś znajomego, czy jednak lepiej po prostu pokręcić się po szkole bez jakiegoś celu. Szybko uznałam, że dziewczyny, lub przynajmniej Lily i Ann, pewnie uczą się w bibliotece, więc nie ma sensu im przeszkadzać, a Potter i Pettigrew mogą być dosłownie wszędzie, bo oni znali również tajne przejścia. Właśnie dlatego zdecydowałam, że po prostu pójdę tam, gdzie mnie nogi poniosą. Czasami spacery bez celu były najlepsze i właśnie z tą myślą ruszyłam przed siebie. Błądziłam po kolejnych korytarzach z zaskoczeniem uznając, że dziwnie mało uczniów kręciło się po szkole. Wiele osób musiało uczyć się do egzaminów, jednak byłam przekonana, że znaleźli się tacy, którym się nie chciało. Ja sama byłam tego idealnym przykładem, dlatego w pewnym momencie zaczęłam nawet zastanawiać się co robią inni, jeśli się nie uczą.

Pomyślałam, że inni uczniowie mogą znajdować się na zewnątrz, ponieważ było ciepło, jednak wystarczyło, że przeszłam obok jednego z okien, abym uznała, że tam też jest mało ludzi. Wzruszyłam lekko ramionami, choć nie do końca wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Zaczęłam nucić pod nosem jakąś mugolską piosenkę, zupełnie nie mając pojęcia skąd ją znam i dlaczego właśnie ona chodziła mi po głowie, jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Widząc, że jestem w części szkoły gdzie nie ma właściwie nikogo, usiadłam na jednym z parapetów i spojrzałam na widok za oknem.

Trawa była niesamowicie zielona, ozdobiona kilkoma kolorowymi skupiskami kwiatów, które na niej wyrosły. Drzewa były całe pokryte listkami, a słońce przyjemnie świeciło, jakby zachęcając do wyjścia z budynku. Pomyślałam, że może przeniosę się na dwór, jednak już po chwili odpłynęłam myślami w zupełnie innym kierunku. Delikatny uśmiech zniknął mi z twarzy, a ja poczułam dziwne ukłucie, jakby mój organizm przypominał mi, że wcale nie mam się z czego cieszyć. W końcu taka pogoda oznaczała wyczekiwane przez wielu uczniów lato, a razem z nim wakacje. Czasami na korytarzach dało się już usłyszeć rozmowy na temat planowanych wyjazdów i tego jak chce się spędzić te miesiące, jednak mój umysł do tej pory wydawał się wypierać to wszystko, jakby chroniąc mnie przed wizją najgorszego czasu w roku.

Gdybym tylko mogła zapaść w sen na całe lato, jak robią to niektóre zwierzęta na zimę. Może przynajmniej wtedy nie musiałabym męczyć się z ojcem i chodzeniem cały czas w długich spodniach oraz bardzo często bluzach lub czymś z długim rękawem, aby zakryć możliwie najwięcej ciała. Zazdrościłam innym, kiedy mogli po prostu wyjść z domu w lekkich ubranich i nie bać się, że ktoś zauważy rzeczy, których nie powinien widzieć. Nawet po powrocie z wakacji do szkoły przez te wszystkie lata udawałam, że jest mi ciągle zimno, albo jestem przeziębiona. Czasami zastanawiałam się jakim cudem ludzie mi wierzyli  jednak prawdą było, że starałam się robić wszystko, aby większość osób nie miała o niczym pojęcia i czasami nie do końca rozumiałam dlaczego właśnie tak postępuję.

– Dzień dobry, towarzyszu niedoli.– usłyszałam i instynktownie odwróciłam się od widoku za oknem w stronę miejsca skąd dobiegał głos Dorcas.– Masz może ogień?

Spojrzałam na dziewczynę lekko zaskoczona jej pytaniem i faktem, że trzymała papierosa. Zmarszczyłam brwi, czekając, aż Dorcas powie, że tylko żartowała, jednak minęła krótka chwila, a ona wciąż milczała patrząc na mnie wyczekująco. Poczułam, że nagle głupieję, ponieważ moja współlokatorka od zawsze mówiła, że nie pali, choć już nie raz inni uczniowie próbowali ją na to namówić. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie wspominała może, że zmieniła zdanie, jednak nie mogłam sobie przypomnieć takiej sytuacji.

– Jesteśmy w szkole magii, więc możesz sobie odpalić papierosa zaklęciem, wiesz?– zapytałam, kiedy Meadowes oparła się plecami o ścianę tuż obok parapetu na którym siedziałam.– Zresztą od kiedy ty niby palisz?

Dorcas spojrzała na mnie i uśmiechnęła się niesamowicie szeroko, jednocześnie chowając papierosa do kieszeni. W tamtej chwili przestałam rozumieć cokolwiek i, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, uniosłam pytająco brwii do góry. Meadowes zaczęła klaskać, aby po chwili wyciągnąć dłoń w moją stronę, jakby chciała mi pogratulować. Przez chwilę nie reagowałam na jej wyciągniętą rękę, aż w końcu dziewczyna się znudziła.

– Gratulacje, jako pierwsza osoba, która pamięta, że nie palę, wygrałaś absolutnie nic.– uśmiechnęła się, jednak po chwili spojrzała na swoją dłoń w której trzymała papierosa i wytarła ją w spodnie.– Ile razy można kogoś pytać, czy zapali, jeśli za każdym razem mówi, że nie? Obrzydliwe.

– Najwidoczniej dużo razy.– wzruszyłam lekko ramionami i wtedy dotarło do mnie, że mnie zazwyczaj nikt o to nie pyta, jednak nie zadawałam się z taką ilością osób z ostatniego roku, jak Dor.

– O czym myślałaś zanim przyszłam, żeby ci poprzeszkadzać? Błagam nie mów, że o egzaminach, bo chyba oszaleję. Wczoraj Lily gadała o nich przez prawie cały czas, kiedy siedziałyśmy razem w dormitorium.

Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że myślałam o wakacjach na co Dorcas jedynie lekko przytaknęła, a między nami zapanowała cisza. Nie było to niezręczne, jednak nie byłam przyzwyczajona do milczenia, ani siedzenia w ciszy w obecności dziewczyny, bo zazwyczaj gadałyśmy bardzo dużo, kiedy tylko miałyśmy ku temu okazję. Obie raczej lubiłyśmy mówić, a tematów nigdy nam nie brakowało. Wydawało mi się, że mogła wyczuć, że coś jest ze mną nie tak jak być powinno, jednak wolałam nie pytać, aby przypadkiem nie wplątać się w bardzo niezręczną rozmowę.

W czasie, kiedy panowała zupełna cisza obiecałam sobie, że przynajmniej spróbuję odciąć się od myślenia o powrocie do domu skoro mam ku temu jeszcze okazję. Miałam na głowie znacznie ważniejsze i ciekawsze rzeczy niż to co miało mnie czekać. Niestety wiedziałam, że nie będzie to łatwe, bo widmo mojej rodziny ciągnęło się za mną przez ostatnie lata, jak nic innego w życiu. Postanowiłam pozostać z nadzieją, że może uda mi się odwiedzić kogoś ze znajomych przynajmniej na kilka dni, które zapewnią mi spokój i bezpieczeństwo.

– Co powiesz na kremowe piwo?– zapytałam, mając świadomość, że obie mamy kilka butelek w swoich szafkach.

– Już myślałam, że nie zapytasz.– powiedziała wyraźnie zadowolona Dorcas.

– Dobrze, że się zgadzasz, bo bierzemy z twojego zapasu.– zaśmiałam się zeskakując z parapetu i ruszyłam w drogę zanim Dorcas miałaby czas zaprotestować.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 16, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kłopoty przychodzą same Where stories live. Discover now