Rozdział dwudziesty

1.8K 119 33
                                    

Spojrzałam na wnętrze swojej walizki i zatrzymałam się w bezruchu. Nie pakowałam dużo rzeczy, bo część ubrań miałam zostawioną w domu. Większość ubrań, które miałam w szkole, były używane tylko w niej i nawet raz nie miałam ich na sobie w domu. Ta opcja była w moim przypadku dużo bezpieczniejsza. Za bardzo się bałam, że jeśli będę z nich korzystała w domu to będą w okropnym stanie, jak znaczna część moich domowych ubrań. Wiele moich koszulek było spranych lub lekko podartych, a nawet widniały na nich pozostałości krwi. Wolałam pozostać ostrożna, dlatego jedynie na dnie mojego kufra było trochę ubrań, a część wolnego miejsca zajmowały książki, reszta pozostawała wolna.

Usiadłam na łóżku, cały czas patrząc na swój otwarty kufer i poczułam, że po moim policzku spływa łza strachu. Wytarłam twarz lekko drżącą dłonią i zamknęłam oczy, aby wziąć kilka głębokich oddechów na uspokojenie. Niestety nie pomogło mi to, ponieważ w głowie zaczęłam słyszeć krzyki ojca, a kiedy zobaczyłam jego twarz przed oczami, pisnęłam i podskoczyłam w miejscu. W tamtej chwili nie tylko moje dłonie drżały, ale całe ciało. Czułam się naprawdę okropnie i nie miałam pojęcia, czy fakt, że byłam sama w pokoju był dla mnie dobry, czy wręcz okropny. Z jednej strony strasznie nie chciałam być sama, ale z drugiej brakowało mi odwagi, aby wyjść i poprosić, by ktoś spędził ze mną czas.

Wszyscy moi znajomi byli czymś zajęcia, a ja naprawdę nie chciałam im się narzucać. Większość uczniów pakowała się w nerwowej atmosferze, nie mogąc nigdzie znaleźć swoich ubrań, które były im potrzebne właśnie na święta. Przecież nie istnieje inna okazja, by założyć sweter z choinką, niż święta. Kilkoro uczniów próbowało odebrać od innych pożyczone im rzeczy, a inni szukali książek, aby uzupełnić zaległości. Wszyscy wydawali się chodzić po całym zamku, aby znaleźć tę jedną rzecz, którą uznali za potrzebną. Czułam, że byłam jedyną osobą, która była spakowana i wcale nie cieszyła się z okazji świąt. Już na samą myśl o spędzeniu czasu z rodziną robiło mi się niedobrze i miałam ochotę się ukryć w ciemnym zakamarku i przeczekać, aż wszyscy wrócą do szkoły.

Spojrzałam na zegarek, aby zobaczyć, że robiło się już naprawdę późno i w tej samej chwili do pokoju weszły moje współlokatorki wesoło rozmawiając o czasie, który mają spędzić z rodzinami. Przeszedł mnie lodowaty dreszcz, jakby ktoś otworzył okno i wypchnął mnie z niego na mróz w samej koszulce. Zaraz po tej myśli zaśmiałam się na głos, choć wcale nie było mi do śmiechu. Dziewczyny spojrzały na mnie pytająco, jednak ja szybko pokręciłam przecząco głową, dając im tym samym znak, że to nic takiego. Nie potrafiłabym im powiedzieć tego, co przeszło mi przez myśl.

Przecież, jeśli tylko zechcę wypaść z okna na mróz w samej koszulce, to bez problemu mogę poprosić o to tatę. Napewno nie miałby nic przeciwko.

- Lea, idziesz się myć? Dzisiaj twoja kolej, żeby być pierwszą- odezwała się Dorcas, a ja spojrzałam na nią, uśmiechając się smutno.

- Możesz mnie zastąpić. Muszę jeszcze czegoś poszukać, a nie uśmiecha mi się chodzenie po szkole w piżamie- skłamałam, zakładając brudne trampki.

- Mogę ci pomóc- zaproponowała Dor, a ja wstałam ze swojego miejsca i spojrzałam na nią ze szczerym uśmiechem.

- Dziękuję, ale poradzę sobie sama. Nie chcę, żebyś przeze mnie mogła mieć problemy, Dor. Nie musicie na mnie czekać, bo nie mam pojęcia o której wrócę- odparłam i zamknęłam za sobą drzwi do pokoju, który dzieliłam z dziewczynami.

Schodząc po schodach miałam dziwne przeczucie, że Dorcas będzie próbowała przekonać resztę do rozmowy na temat mojego dziwnego zachowania, jednak starałam się o tym dłużej nie myśleć. Szybko przeszłam przez pokój wspólny i znalazłam się na korytarzu, który o tej godzinie był już niemalże pusty. Kilkoro uczniów szło do swoich pokojów wspólnych, aby spędzić jeszcze trochę czasu ze swoimi znajomymi. Pojedyncze grupki szły, śpiewając świąteczne piosenki.

Kłopoty przychodzą same Where stories live. Discover now