Siedziałam razem z chłopakami w Wielkiej Sali, kiedy do pomieszczenia zaczęły wlatywać sowy z pocztą. Nie spodziewałam się żadnej wiadomości, dlatego byłam zaskoczona kiedy moja sowa usiadła przy mnie z listem przywiązanym do nogi. Zdziwiona patrzyłam przez dłuższy czas na stworzenie bez żadnego ruchu, jednak kiedy zwierzę dziobnęło mnie w dłoń od razu przywróciłam się do porządku. Delikatnie rozwiązałam sznurek i wzięłam list w dłonie, aby po chwili lekko pogłaskać puszyste pióra.
Przez chwilę trzymałam kawałek pergaminu w dłoni z uwagą patrząc na imię mojego ojca, które było napisane u góry kartki. Moje dłonie zaczęły lekko drżeć, jednak starałam się uspokoić, aby nikt nie zauważył mojego zachowania. Przez chwilę zastanawiałam się czy otworzyć od razu ten list, jednak mój wzrok padł na zegarek na nadgarstku i dotarło do mnie, że nie mam na to już czasu. W milczeniu sięgnęłam do swojej torby i schowałam list między książki, aby przeczytać go później w pokoju. Bałam się tego co może być w nim zawarte, jednak wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała go przeczytać i w duchu obiecałam sobie, że zrobię to tego samego dnia po lekcjach.
Starałam się zapomnieć przynajmniej na chwilę o liście w mojej torbie i skupić się na śniadaniu, jednak okazało się, że nie jest to tak łatwe, jak mogłabym tego chcieć. Moje dłonie przez cały czas lekko drżały, a żołądek mocno się ścisnął, sprawiając, że zupełnie straciłam apetyt. Okazało się, że samo imię mojego ojca wzbudzało we mnie okropny lęk, którego nie byłam w stanie się pozbyć, dlatego odsunęłam od siebie prawie pełny talerz, a dłonie schowałam w kieszeniach bluzy. Miałam szczerą nadzieję, że w końcu będę w stanie się uspokoić zanim ktoś zauważy moje dziwne zachowanie, jednak do tego czasu musiałam udawać, że nic się nie wydarzyło. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak miałabym wytłumaczyć swoje zachowanie chłopakom. Wiedzieli, że mój ojciec bywa ostry, ale jeszcze nigdy tak nie reagowałam na nic co było z nim związane.
- Wszystko w porządku? Strasznie zbladłaś- odezwał się Remus, a ja spokojnie na niego spojrzałam.
- Nic mi nie jest. Głowa mnie boli, ale zaraz mi przejdzie- uśmiechnęłam się słabo w jeho stronę i nawet w tamtej chwili za bardzo nie skłamałam, bo głowa naprawdę zaczynała mnie boleć.
W milczeniu czekałam, aż chłopcy zjedzą i będziemy mogli wyjść z Wielkiej Sali. Syriusz rozmawiał głośno z Jamesem i chyba po raz pierwszy w życiu zaczęło mi przeszkadzać to jak głośni są. Nie miałam nawet pojęcia dlaczego, ale zaczynałam mieć wrażenie, że zaczyna mnie denerwować dosłownie wszystko. Ugryzłam się lekko w język, aby przywrócić się do względnego porządku. Chciałam sięgnąć po kubek, aby się napić, jednak kiedy wyjęłam ręce z kieszeni zobaczyłam, że moje dłonie drżą jeszcze bardziej, więc uznałam, że wytrzymam bez picia. Czułam, że z każdą chwilą dopadał mnie coraz większy lęk i nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Bałam się, że jeśli się odezwę mój głos zacznie drżeć tak samo jak dłonie, dlatego do końca posiłku postanowiłam się nie odzywać.
Całą grupą ruszyliśmy do sali od transmutacji, gdzie powoli zbierali się wszyscy uczniowie. Wyjęłam wszystkie rzeczy z torby, które były mi potrzebne i zostawiłam niepotrzebne przedmioty pod ławką. Nie minęło dużo czasu, aż do sali weszła profesor McGonagall i lekcja się zaczęła swoim normalnym torem. Po raz pierwszy od kąd pamiętałam byłam w stanie zachować pełny spokój na lekcji. Nie czułam żadnej potrzeby, aby z kimś rozmawiać lub jakoś głupio się zachowywać. Z każdą mijającą chwilą czułam, że głowa wcale nie przestaje mnie boleć, a wręcz zaczyna coraz bardziej, jednak po pewnym czasie zauważyłam, że przynajmniej moje dłonie przestały drżeć w sposób, którego nie mogłam kontrolować.
Poczułam lekkie szturchnięcie w bok i od razu spojrzałam w tamtę stronę, jednocześnie lekko się wzdrygając. Zobaczyłam przejętą twarz Syriusza więc uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, aby w pewien sposób go uspokoić, jednak wyglądało na to, że nic mi to nie dało. Chłopak przez dłuższą chwilę milczał, po prostu na mnie patrząc, jakby starając się wyczytać coś z mojej twarzy. Przez cały czas gdzieś do mojego umysłu docierały słowa nauczycielki, jednak ciężko było mi się na nich skupić, dlatego odwróciłam głowę od Blacka i skierowałam wzrok na McGonagall. Po chwili znowu poczułam, że chłopak próbuje przykłuć jakoś moją uwagę, jednak przez jakis czas starałam się to ignorować. W końcu jego zachowanie zaczęło mnie denerwować, więc spojrzałam w jego stronę ze złością w oczach i niemym pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Dobrze się czujesz? Bardzo słabo wyglądasz- szepnął w moją stronę chłopak ze szczerym zmartwieniem na twarzy.
- Dzięki, Syriusz. Raz się nie uczeszę dokładnie i już mnie obrażasz. To nie za miłe- zaśmiałam się cicho, jednak to nie uspokoiło chłopaka.
- Poważnie pytam. Jesteś strasznie blada i zachowujesz się inaczej niż zawsze.
- Gorzej się dzisiaj czuję, ale nie masz się czym martwić. Niedługo mi napewno przejdzie- szepnęłam, aby uspokoić chłopaka i tym razem mi się to udało.
Większość lekcji minęło mi bardzo szybko i nawet nie zauważyłam kiedy dzień dobiegał końca. Razem z resztą uczniów weszłam do Wielkiej Sali na kolację. Wydawało mi się, że wszyscy byli tego dnia wyjątkowo głośni, ale później zaczęłam myśleć, że po prostu to ja byłam nadzwyczajnie cicho. Usiadłam na swoim miejscu i razem z innymi zaczęłam jeść posiłek, jednak tym razem również nie byłam zbyt głodna. Dużo jedzenia została na moim talerzu, a ja przez większość czasu miałam wrażenie, że moi przyjaciele uważnie na mnie patrzą. W końcu jako pierwsza wstałam od stołu i poczułam, że chłopcy jeszcze dziwniej na mnie patrzą. Bez dłuższego myślenia wytłumaczyłam, że muszę się przewietrzyć, aby na mnie nie czekali i poszli od razu do pokoju.
Wyszłam z Wielkiej Sali i zaraz za drzwiami puściłam się biegiem w stronę wyjścia ze szkoły. Na dworze pobiegłam bez zastanowienia w stronę drzewa i wspięłam się na jedną z niższych gałęzi. Siegnęłam do swojej torby i wyjęłam list, który do tej pory leżał między moimi książkami. Drżącymi dłońmi zaczęłam otwierać wiadomość. Nie czułam się gotowa, aby ją przeczytać, jednak doskonale wiedziałam, że nie mam żadnego wyjścia, a jeśli jej nie przeczytam może być jeszcze gorzej. Przez chwilę się zawachałam, aż w końcu podjęłam decyzję i zaczęłam czytać. Z lażdą chwilą moje dłonie drżały coraz bardziej, a razem z nimi moja szczęka. Słyszałam jak moje zęby uderzają o siebie, jednak przestało to mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, aż w końcu dotarłam do końca listu. Razem z ostatnim zdaniem, które przeczytałam z moich oczu zaczęły płynąć łzy, a ja cała zaczęłam się trząść ze strachu. Nie miało dla mnie znaczenia czy ktoś mnie w tamtej chwili zobaczy. Z mokrymi policzkami przeczytałam list jeszcze raz, aby się upewnić, że wszystko dobrze zrozumiałam. W tamtej chwili czułam się naprawdę bezsilna i nie potrafiłam nic na to poradzić, więc uznałam, że najlepiej będzie jeśli przeczekam najgorsze chwile na drzewie.
Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, ale w końcu względnie się uspokoiłam i wytarłam policzki rękawem bluzy. Zeszłam z drzewa i zabrałam swoje rzeczy, ruszając powoli w stronę budynku szkoły. W połowie korytarza zobaczyłam Remusa, który od razu do mnie podbiegł z wyraźną troską. Chłopak zaczął mi zadawać duzo pytań, jednak starałam się na nie odpowiadać możliwie najkrócej. Razem ruszyliśmy do pokoju wspólnego. Chłopak zrozumiał, że nie mam ochoty rozmawiać i większość drogi po prostu milczeliśmy za co byłam mu wdzięczna.
Nadal nie potrafiłam pogodzić się z tym, że mój ojciec chciał, abym wróciła na święta do domu. Chyba po prostu się bałam.
•••
jestem beznadziejna, jeśli chodzi o systematyczność. przepraszam.
YOU ARE READING
Kłopoty przychodzą same
FanfictionHuncwoci są już na piątym roku swojej nauki w Hogwarcie i wygląda na to, że nie mają zamiaru wydorośleć. Jest to druga część książki "Huncwoci". Nie jest wymagana znajomość pierwszej części.