3. Spotkanie

3.7K 85 30
                                    

Pov. Mery

Wydarzenia z poprzedniej nocy, nie dawały mi spokoju do dzisiejszego popołudnia. W głowie dzwoniły mi jego słowa. Nadal zastanawiam się skąd on zna moje imię? Może Kate mu wygadała? Albo... Nie to na pewno nie to. Chociaż, jeśli byłby zamieszany w mafię lub inne gangi może łatwej byłoby się nam dogadać?

No chyba że to wróg...

Ta myśl skutecznie mnie powstrzymywała. Mama próbowała wypytać mnie jak bawiłam się na imprezie, ale zbywałam ją krótkim okej. Wzięłam jedną z nowszych książek i udałam się do ogrodu. Słońce lekko praży, a miejsce pod drzewem, będzie idealnie do dokończenia historii.

Usadowiłam mój tyłek na trawie i otworzyłam na stronie z zakładka. Jest to zaledwie drugi rozdział, ponieważ gdy chciałam już bardziej pochłonąć się w ich świat i przygody, mama weszła mi do pokoju informując że wybierze mi strój na imprezę.

Ivy to atrakcyjna dziewczyna, której nigdy nie brakowało pieniędzy. Nie mogła jednak narzekać na nadmiar swobody, gdyż od zawsze była trzymana pod kloszem. Gdy jej brat przegrywa zakład, Ivy musi spędzić dziesięć godzin z aroganckim chłopakiem o imieniu Rider, który działa jej na nerwy. Postanawia, że zrobi wszystko, by go zirytować i pozbawić radości z wygranej. Szybko jednak okazuje się, że Rider wcale nie jest taki, jak wydawało się Ivy. Między tą dwójką rodzi się zaskakujące uczucie. Czy wyniknie z tego coś dobrego? - głosi opis z tyłu książki.

Jednak gdy zaczynam czytać pierwsze zdania drugiego rozdziału coś mi na to nie pozwala. Mój dom jest częściowo ogrodzona lasem, tak jak domu naszych sąsiadów. Cichy szelest krzaków przykuwa moją uwagę.

Odkładam książkę na glebę i rozglądam się dookoła. Nic, tylko las, drzewa i krzaki... Czemu więc czuję się jakbym miała być obserwowana?

Mój mafijny instynkt podpowiada mi że coś tu nie gra, a na zajęciach mówili żeby lepiej go nie ignorować bo może uratować nie raz nam życie. Pchana moją niekontrolowaną ciekawością, podchodzę do płotu.

Szelest liści powtarza się tym razem znacznie wyżej, tam kieruje swój wzrok. Dostrzegam czarną, masywną sylwetkę schowaną w koronie jednego z drzew. Nie sądziłam że te błazenady które uczył nas tato mogą się kiedyś przydać. A jednak.

Cofam się w stronę domu, gdy tajemnicza postać zeskakuje z jednej gałęzi i znajduje się tuż przede mną, odgradza nas tylko płot.  Ostre rysy twarzy mężczyzny, wydają się znajome tak samo jak jego postura. Jednak czapka i kaptur na głowie, okulary i gruba kurtka uniemożliwiają mi dokładne zidentyfikowanie osobnika przede mną.

Kilkoma krokami staram się zwiększyć dystans między nami, przy okazji szukając jakieś broni. Mężczyzna podchodzi do płotu i nonszalancko się o niego opiera. Zdjemuję okulary, ukazując czarne jak dwa węgle tęczówki, które jak wczoraj są bez wyrazu, wpatrzone prosto w moje szarawo - niebieskie.

- Co tu robisz, Nathaniel? - pytam zdziwiona. Poznałam typa zaledwie wczoraj, a on już mnie nawiedza! W końcu kto wie co on może robić na co dzień? Twój sąsiad może być miłym staruszkiem z tak samo miłym uśmiechem, ale równie dobrze następnego dnia może okazać się mordercą  zaburzeniami osobowości i cię zabić!

- Stoję - odpowiada, pokazując na siebie. - Nie jest to raczej trudne do zauważenia. - uśmiecha się nonszalancko.

- Wczoraj nie byłeś taki irytujący. - warkełam, przewracając oczami. I nagle zaświtało mi pytanie w głowie. Po jakiego grzyba ja z nim w tym momencie rozmawiam? Równie dobrze mogę wziąć moją książkę i udać się do swojego pokoju.

No tak ale moje życie jest tak nudne że, moja ciekawska natura szukająca przygód właśnie się odzywa. A coś czuję że ten tajemniczy chłopak zaspokoi mi w stu procentach moją niewyżytą naturę. A bezpieczne to to na pewno nie będzie. Och, tato że ty przed pięćdziesiątką dorobisz się siwych włosów?

- Ale to było wczoraj, dziś jest dziś. - odpowiada.

- Po co tu przyszedłeś? - pytam zrezygnowana.  Przez chwilę wyglądał jakby bił się z własnymi myślami, jego kina była zacięta, a dotychczas rozluźnione dłonie, zwijały się w pięści.

- Chcę cię gdzieś zabrać. - odpowiada zagadkowo po dłuższej chwili ciszy. - Zgadzasz się, Mery? Czy wolisz pasać owieczki w ogródku? - pyta przyśmiewczo przywołując bajkę o mojej imieniczce.

- Nigdzie nie idę. - stałam uparcie przy swoim. Nie dam mu tak łatwo wygrać, o nie!

- Czego się boisz? Nie jestem mordercą.- prycha w końcu.

- Nie znam cię, co już mówiłam wczoraj. W dodatku nie mogę od tak zniknąć. - pastryknełam palcami. - Moja mama będzie się martwić.

- A jeśli ją przekonam? Pójdziesz wtedy ze mną? - zapytał z nadzieją w głosie, chociaż po jego twarzy je było tego widać.

- Niech ci będzie - westchnełam. Ciemnooki tylko uśmiechnął się i odszedł. Sama chwyciłam swoją książkę, którą chyba nie przeczytam ani dziś, ani nigdy i wycofałam się do domu.

Po usłyszeniu dzwonka do drzwi schowałam się za ścianą. Tak szybko? Moja mama poszła otworzyć, a ja ujrzałam za drzwiami uśmiechniętą buźkę bruneta.

- Dzień dobry - przywitał się grzecznie, podając zdziwionej rodzicielce dłoń. Jego twarz aż promieniała szczęściem, co wcale nie przypominało poprzedniego Nathaniel'a - Ja przyszedłem po Mery.

- Ach, tak? - udała wielce zdziwoną. - Jak masz na imię?

- Jestem Nathaniel - przedstawił się.

- Kiedy się poznaliście? - pyta dalej, z podejrzanym uśmieszkiem na ustach. Czasem mam ochotę ją udusić.

- Wczoraj, na imprezie u Kate. Umówiliśmy dziś, może pani ją zawołać?

- Tak, tak już. - obraca się, by krzyknąć moje imię jak w zwyczaju mamy ale ja już wyłaniam się zza rogu. - O już jest.

- Tak. Cześć, Nathaniel. - witam się przez zęby.

- Bawicie się dobrze i uciekajcie bo zaraz Alex i Vera was dopadną, wtedy to już nigdzie nie wyjdziecie. Są nad opiekuńczy według Mery, rzadko też gdzieś wychodzi więc to....

- Mamo! On nie musi wiedzieć od razu całego mojego życiorysu! - krzyczę wkurzona. Niech jeszcze wypala że śpię z włączoną lampką, bo boje się ciemności!

- No już - nie zrażona, żegna nas. A raczej wypycha zza drzwi.

Chce iść już prostą drogą, ale Nathaniel wpycha mnie z powrotem na tyły domu, w stronę lasu. Co on się tak uwziął na te drzewa?

- Gdzie mnie ciągniesz?  - pytam gdy już któryś raz z rzędu dostaje z liścia.

- W bezpieczne miejsce. - odpowiada zagadkowo. Po co ja się zgadzałam? Co mi przeszkadzało w dokończeniu tej książki? No co?

Idziemy jeszcze tak przez kilka minut, aż docieramy do mniej zalesionej części. Drzewa rosną tu rzadziej niż wcześniej. Nic tu nie ma oprócz dośč dużej przestrzeni, drzew, zieleni i krzaków. Nathaniel widząc jak się rozglądam z niezrozumieniem, puszcza moją dłoń która trzymał cały poprzedni czas i unosi mój podbródek palcami.

- Nie zawsze wszystko masz na wyciągnięcie ręki, skarbie. Celuj wtedy wyżej. - szepcze do mojego ucha, po czym wchodzi po drzewie do domku na nim.

Piękny kłopotWhere stories live. Discover now