19. Czas

1.5K 50 7
                                    

Miłego piątku kochani, ja mam już wieczorem ferię, a wy?

______________________

Pov. Mery

Nate wstał z leżanki, odsłaniając dzieło, które wytatuował mu chłopak.

Kontury aniołka i diabełka, którzy zostali połączeni za ręce liną. Byli odwróceni tyłem, co dało widok na skrzydła obu postaci. Styl w jakim został zrobiony tatuaż był chyba od dziś moim ulubionym - animowanym. Nie dość że wyglądało to niezwykle ukroczo, to przypominały postacie z jakieś bajki.

- Nate... - szeptnęłam wzruszona.

On jednak nic mi nie powiedział, posłał za to mi swój zwalający kobiety z nóg uśmiech diabełka, który mieści się na jego lewej piersi. Odwraca się za to do Dannego i pyta go o cenę dzieła sztuki na jego ciele.

- Tym razem dam ci za połowę ceny, za przyprowadzenie ślicznotki... - odpowiada chłopak, puszczając do mnie oczko. Rumienię się delikatnie, przewracając oczami. Nate prycha, zakładając koszulkę. - ... i za to że jesteś moim kumplem.

- Masz szczęście, Dan. - warczy nieprzyjemnie.

- Mhm... - mruczy tylko.

Nie będę ukrywać tego że trochę głupio mi stać tak przy nich gdy wymieniają swoje męskie złośliwości, warczą na siebie i tak dalej. Tak naprawdę pierwszy raz jestem świadkiem takich normalnych rozmów pomiędzy osobnikami płci męskiej. Tak, to durne...

Przez całe moje życie byłam zamknięta w domu rodzinnym gdzieś w środku lasu, gdzie nie ma prawie że żywej duszy, nie licząc kurierów, dostawców pizzy i przyjaciół rodziców, chociaż oni to też ograniczali kontakty jeśli chodzi o znajomych. Bankiety, szkoła, misje, dom, młode gangi, nauka i obowiązki. To wokół tego głównie kręci się mój świat. Zero medii, zabezpieczone konta na wszystkich portalach, brak znajomych przez nasze wyróżnianie się i przede wszytskim, zasada numer jeden naszego ojca - zero przyprowadania znajomych do domu.

Hello, it's my life! Jej!

Więc to raczej nie dziwnę, że ekscytuje się zwykłą męską rozmową czy osobnikiem płci męskiej, skoro nie rozmawiam z nimi prawie w ogóle. Jest to dla mnie nowe, nieznane, jak zakazany owoc, którego Ewa skosztowała. Tym samym jest dla mnie Nate. Lubię go.

- Mery, idziemy. - rzuca w moją stronę czarnooki, przybijając szybką, męską piątkę.

- Już idę. - wyrwana ze swoich myśli, lekko otępiona i nadal jedną nogą w mojej głowie podchodzę do chłopaków.

- Miło było poznać, Mery. Mam nadzieje, że kiedyś  zdecydujesz się na jakąś fajną dziarkę w moim wykonaniu - uśmiecha się do mnie w miarę przyjaźnię.

- Szybciej to mnie ojciec w piwnicy zamknie, niż na to pozwoli... - mruczę, wyobrażając sobie minę moich rodziców gdyby zobaczyli czarny rysunek na moim ciele. - ... a ciebie by w najlepszym wypadku wykastrował. - dodaje po chwili.

- I to jest niby najlepsze wyjście? - dziwi się.  - Chyba nie widziałaś mojego kut....

- Dan, starczy. - wcina się pustym, a jednocześnie tak bardzo mrocznym głosem Nathaniel za moimi plecami. Łapię za moje ramiona, odwracając w stronę drzwi i delikatnie popycha.

Ciarki mnie przechodzą gdy zerkam kątem oka w oczy Nate'a. Czarne jak onyks tęczówki, pełne mroku, bólu i ostrzeżenia. Płoną niebezpieczeństwem, które odrzuca każdego słabego śmiałka, który odważy się teraz spojrzeć w jego oczyska. Jego rysy nabierają ostrości, żuchwa napina się, a zęby zaciskają, postura całego jego ciała nagle stała się prosta jak struna oraz cała napięta. I to z powodu paru zdań...

Doskonały anioł, który upadł z swojej chmurki na ziemię, zderzając się z nią boleśnie. Z doskonałego anioła, zmienił się w doskonałego diabła.

Nate jest jednocześnie moją zgubą jak i ratunkiem. Pokazał mi zaledwie nic nieznaczący rąbek świata, a teraz pokazuje mi swoją drugą twarz. Od naszego pierwszego spotkania na imprezie niby wiedziałam że jest kłopotem sam w sobie, ale zlekceważyłam to. Dlaczego? Tego raczej się nie dowiem.

Wyszliśmy na zewnątrz. Uliczne lampy oświetlały ulice szermanej dzielnicy, gdy my szliśmy obok siebie zmierzając powoli do mojego domu. Nie chciałam sama przed sobą się przyznać, że moja czujność i uważność poszły nieco w kąt od ostatnich wydarzeń i chyba bankietu, na który pojawili się nie proszeni goście. Teraz? Bałam się go, a mój dystans musiał się zwiększyć.

Złożyłam mu obietnice.... - szepnął głos w mojej głowie

Ale on jest niebezpieczny - przekonywał mnie drugi.

Rodzina Russo też nie jest święta - prychnął pierwszy.

Ugh, a co jeśli zrobi nam krzywdę! - panikowała druga strona

Uratował się, idiotko! - krzyknął.

Mam złe przeczucia... - mruknęło to coś w mojej głowie.

Zaufajmy mu! - namawiał pierwszy.

Ani mi się waż! - wrzeszczał drugi.

Chaos tak nazwałąbym moje myśli. Jedna wielka nicość wypełniona krzykami za i przeciw. Bajzel, burdel i chaos.

- Mery. - szepnął Nathaniel nad moją głową. Widziałam jego zmarszczone w niezrozumieniu brwi, ale nie kontaktowałam nadal w swoich myślach, słuchając tego huragonu głosów. - Mery! - wypowedział moje imię głośniej, a moja dusza zaczęła wracać na swoje miejsce, skupiając uwagę na świecie zewnętrzym. - Wszystko w porządku? - spytał przejęty, pochylając się nade mną.

Powiedzcie mi jak mam się bronić przed tą jego troską udawaną czy nie, gorącym oddechem, normalnymi, ciemnymi oczami i tymi ustami. Tak, lubiłam Nathaniela i to nawet bardzo! Jak za dotknięciem magicznej różdżki sprawił, że mój mózg zamienił się w budyń truskawkowy i nie wie co robić! Ale czy to dobrze? Wątpie.

Jeśli to jest ta emocjonalna definicja zakochania się to ja spasuje...

- T- tak, przepraszam. Zamyśliłam się. - wyszeptałam ledwo słyszalnie.

- Wyglądałaś jakbyś miała zaraz odlecieć. Na pewno wszytsko gra?

- Tak, tak... - podniosłam głowę, by rozejrzeć się po okolicy. - Ooo, jesteśmy przed moim domem. - zauważyłam głupio.

- Tak, o tym chciałem ci powiedzeć. - przyznał, wpatrucjąc się we mnie wnikliwe swoimi uważnymi tęczówkami.

Nastała krępująca chwila ciszy.

- Owieczko - szepnął w moją twarz. jego oddech zawładnął moją twarzą, jakby miętowe dłonie skierowały ją w odpowiednią stronę. Gorąco! - Przestań.

- Al - ale co? - wyjąkałam zdezorientowana.

Co jest do cholernej anielki!

- Przestań analizować. To nie jest zdrowe, Mery. Za każdym razem gdy toczysz konwersacje w swojej główce wyłączasz się, zazwyczaj nie trwało to więcej niż kilka sekund, ale teraz? - tłumaczył spokojnie, bez żadnych większych emocji. coś w jego głosie uspokajało moje kołatanie serca. - Wiem, że mogłem cię przestraszyć. Przepraszam, owieczko. Nie odsuwaj się ode mnie, nie chce tego. Obiecałaś, że mi pomożesz wyjść z tego gówna. - szeptał dalej.

I ten jego łagodny, spokojny ton głosu, wzrok z jednym znaczącym, lecz nieznanym mi uczuciem, jego dłonie i gorący oddech na mojej twarzy, przesądziły wszystko

- Wiem, Nathaniel'u.

- Po prostu Nate. - popawił mnie.

- Ja zawsze dotrzymuje obietnic. - mruknęłam w jego usta, które nagle znalazły się strasznie blisko moich. - Po prostu daj mi trochę czasu.

Chłopak uśmiechnął się lekko, spuszczając wzrok z moich oczu niżej. Wyprostował się, ostatni raz posyłając mi spojrzenie swoich ciemnych oczu i odszedł z tym swoim lekkim uśmiechem, którego nawet nie można nazwać uśmiechem.

Piękny kłopotHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin