11. Wyjście i przyjście

1.6K 47 0
                                    

It's My Birthday!

3/4 maraton

___________________

Pov. Mery.

- Stop. - przerywam jego wstęp. - Czym jest ciemny krąg? - pytam, delikatnie mrużąc oczy i marszcząc brwi.

- Do tego dojdziemy panno Russo. - mówi lodowatym głosem, jednak nie daje się złamać i dzielnie patrzę na jego jasne, przeszyte mrozem oczy. - Przyjechałem tu w celu by porozmawiać z panienkami i panem Alexandrem....

- Po co? - wtrąca moja siostra z podobną miną do mojej. Niezrozumienie i irytacja brakiem odpowiedzi to są  u nas chyba jedynymi emocjami.

- Gdyby pani, panno Russo, mi nie przerywała może bym przeszedł do sedna. - charczy nieprzyjemnie i posyła złe spojrzenie w kierunku Veronicy. - Wracając... Zostały panie zaproszone na wieczorną kolację z Bossem ciemnego kręgu. Chcielibyśmy zaproponować wam pewien układ. Sojusz z waszym ojcem, zwieńczony małżeństwem i do tego bonus od nas, każda z was będzie miała swoją władzę, swój naród jeśli tak to mogę określić, gdzie będzie wręcz królową. Wszystkie szczegóły, dowiecie się na kolacji z Szefem i jego dwoma najstarszymi synami i jedną córką. - kończy swój monolog informacyjny.

- Sorry, Rodri. Nie kręcą mnie klimaty rządzenia i siedzenia jak pieprzona królowa. - zbywa go dwoma zdaniami, powiedzianymi tak bardzo wyćwiczonym, obojętnym głosem.

Może było to nie powiedziane, ale już dawno ustaliliśmy pewnie harmonogram i zasady w naszej trójce.

Ja, jako ta najstarsza zawsze ciągnęło mnie do medycyny i pomaganiu, więc na pewno zostanie mafijną pielęgniarką lub lekarzem. W planie B, mam wyjść za mąż i dołączyć do innej mafii w ramach dodatkowego sojuszu.

Środkowy, czyli Alex jako jedyny syn Vincenta Russo, zostanie rączkę następną głowy Mafii. Ciągnęło go zawsze do władzy i uczono panowania nad emocjami, odruchami, praktyk z różnych dziedzin sztuk walki. Lubił nam rozkazywać jak byliśmy bachorami sikającymi w gacie, ale to raczej z swojej opiekuńczej natury brata.

No i Vera. Zawsze była przebojowa i pyskata jak diabli. Upodobała sobie sztuki walki, a za wzór do naśladowania przyjęła początkowych członków grup terenowych. Nie raz płakała na pogrzebach paru z nich.

Taki mieliśmy skład, który do tej pory się sprawdzał i nikt nie chciał się zamienić. Ja bym nie chciała walczyć jak Vera, Alex nie dałby sobie rady przy poważnie rannym żołnierzu, a Veronica czułaby się osaczona gdyby musiała być głową mafii .

A nagła zmiana, w tym przypadku propozycja Rodrigueza po prostu by wszystko zniszczyła. Cały nasz plan na życie, umiejętności, wartości i nas samych. Bo kim był jesteśmy bez swoich pasji? Tylko zwykłymi szarymi ludźmi, którzy błąkają się bez celu po świecie.

Nie podobała mi się ta wizja, tak samo jak mojej bliźniaczce, która całą swoją niechęć wyraziła w z kwaszonej minie.

- Chyba podziękujemy za tą kolację... - zaczęłam, by przerwać toczącą się kłótnie, która powstała podczas moich przemyśleń. - ... Każdy z naszej trójki ma się dobrze jak jest. Mamy już swoje plany, z których nie zamierzamy rezygnować z powodu pańskich i pana szefa widzimisię. - odpowiedziałam spokojnie.

W tym czasie nasza mama wniosła do pokoju tackę z czterema gorącymi kubkami herbaty. Ustawiła wszystko na stoliku kawowym i uśmiechnęła się szeroko, acz nieco sztucznie do naszego gościa. Nadal miał kamienną minę, ale teraz wyraźnie było widać jak jedna żyłka pulsuje mu na szyi z złości.

Już wiem jak czuję się Vera kiedy to nas denerwuje. Przecież to piękne uczucie!

- Ja już będę się zbierał. - Oznajmił Rozdriguez, podnosząc swój płaszcz i torbę z podłogi. Jak torbę jeszcze rozumiem bo ma tam jakieś ważne papiery, to płaszcz na początku drugiego tygodnia lipca? Serio? - Było miło, ale niestety się skończyło. Poprosił bym żebyście powiadomiły swojego brata o propozycji ciemnego kręgu, a także przyszły na kolację. To będzie nic zobowiązujego, a może znacząco wpłynąć. Do widzenia. - pożegnał się obojętnym głosem, jakby wcale pięć minut temu nie chciał nas tam prawie siłą zaciągnąć i po prostu wyszedł lekko się kłaniając.

- Czy tylko dla mnie ten typ i całą jego wizyta była dziwna? - pyta Veronica przerywając tym samym niezręczną ciszę, która zapanowała po wyjściu jegomościa.

- Nie - obie z mamą westchnełyśmy, upijając łyka ciepłej, lekko słodkiej cieczy z kubka.

- A już myślałam że jestem jedyna... - mruknęła sama do siebie szatynka, również chwytając za ucho beżowego kubka z misiem i przystawiając do ust. Z irytującym dźwiękiem siorbania upiła łyk.

- Nie tym razem, siostro, nie tym razem. - odpowiedziałam jej, oo czym poderwałam się na nogi i poszłam z żółtym, dużym kubkiem do swojego pokoju, by tam spędzić resztę dnia na czytaniu.

***

Tak jak sądziłam zasnęłam po kilku rozdziałach z książką na piersi i zimnym kubkiem herbaty z cukrem na parapecie, na którym to zazwyczaj czytałam. Dziś jednak wybrałam łóżko i chyba lepiej dla mnie.

A co takiego mnie obudziło?

Na początku było to szuranie, szelesty, tłuczenie szkła i inne dziwne niezidentyfikowane dźwięki dochodzące z dołu, bardziej na przodzie domu. Więc uznałam że to nic takiego i może jakaś mysz się zaplątała lub kot, albo to jacyś pijani nastolatkowie się kręcą przy bramie.

Jednak gdy dźwięki się powtarzały bliżej mojego okna, panownie mnie budząc nie mogłam tym razem tego zignorować. Może i jestem głupia wychodzą właśnie na balkonik z telefonem, w którym miałam latarkę oraz potencjalną bronią czyli w tym wypadku wieszakiem z mojej szafy, ale kto z nas nie był głupi? Szczególnie gdy przed chwilą dopiero się obudził przez dziwne hałasy, a jego mózg jeszcze śpi?

Ostrożnie wyszłam na balkon, świecąc latarką po różnych obszarach sporego ogródka, pokrytego zieloną trawą i różnymi krzewami mojej matki. Potencjalnie właśnie w nich mógł się ten ktoś schować.

Głosy dochodziły bardziej z dołu, więc i tam przesunęłam smugę jasnego, bladego światła. Prawie krzyknęłam gdy zobaczyłam dużą, zakapturzoną osobę szarpiącą się z czymś i próbującą dostać się na górę, najwyraźniej do mnie.

Chciałam już zacząć uciekać, krzyczeć, zrywać cały dom na nogi w środku nocy by pomogli mi z włamywaczem, gdy kaptur tej osoby, bardziej można rzec mężczyzny trochę się osunął.

Z niedowierzaniem aż przysunełam się bliżej barierki, by lepiej widzieć przy ciemnościach. Jednak wzrok mnie nie mylił i musiała być to ta sama osoba, która miałam na myśli.

Upewniło mnie to też, gdy osobnik podniósł nieco brodę do góry, ukazując więcej swojej twarzy, którą oświetlał jasny księżyc. Nie no nie wierzę!

- Nathaniel?!

Piękny kłopotWhere stories live. Discover now