3

760 40 6
                                    

Nie wierzyła własnym oczom. Musiała kilkanaście razy pomrugać i przyjrzeć się twarzy chłopaka. Czarnowłosy uśmiechał się półgębkiem i uważnie obserwował zagmatwaną mimikę Mingyung.

— Że po co? — zająknęła się z delikatnym zdziwieniem. Zadała naprawdę głupie i bezsensowne pytanie. Chciała w tamtym momencie uderzyć się w czoło.

— Po kawę. Tak jak mówiłem na korytarzu — odpowiedział, nie spuszczając ciekawskiego i zwycięskiego wzroku z dziewczyny — Chyba mnie nie wyrzucisz, co?

"Z chęcią bym to zrobiła, gdyby tylko nikt nie patrzył, idioto" pomyślała, nim zacisnęła wargi i podeszła do miejsca pracy.

— Jaka kawa? — zapytała, mieląc ślinę ze złości.

— Niech pomyślę... — zaczął udawać swój ogromny zamysł, czym tylko rozwścieczył Mingyung — Rozpuszczalna. Nie zapytasz się, czy na wynos? — podniósł podejrzliwie brwi.

— Nie — odparła krótko, stawiając zapakowaną kawę na ladzie — I tak już wychodzisz.

— A kto tak powiedział? — chwycił kawę w lewą dłoń — Jesteś bardzo niemiła, Mingyung — pokiwał głową na boki, udając obrażonego i zranionego.

— Słuchaj, nie znamy się długo. Może jedynie z widzenia. Nie wiem jaki jest twój cel, być może założyłeś się o coś z kolegami, albo po prostu chcesz mnie gnębić, ale nie mam zamiaru się z tobą bawić. Nie próbuj nawet mnie nachodzić w pracy. Nie niszcz mi tego na co tyle pracowałam. To, że masz pieniądze nie znaczy, że wszystko ci wolno, Park Jay — rzekła na niemalże jednym wdechu. Była bardzo wrażliwa i po prostu nie wytrzymała napięcia i nie zrozumiała żartów Amerykanina.

— Słucham? — spojrzał na nią zdziwiony. Nie przeszło mu nawet przez myśl, by założyć się ze znajomymi, a co dopiero nachodzić ją w pracy. On po prostu ją polubił.

Nie dane mu było wpatrywanie się w kelnerkę. Chwyciła go za ramię i wyprowadziła z lokalu.

— Mingyung, do cholery — wyrwał się z jej uścisku — O czym ty wygadujesz? Miałem się założyć z chłopakami o takie coś? — stanął naprzeciw niej. Wyglądał na naprawdę zdezorientowanego, a jednocześnie złego.

— O takie "coś"? — parsknęła z niedowierzaniem.

— Nie o to mi chodziło.

— Może jednak — przerwała mu, czując zbierające się łzy. Lecz w idealnym momencie utrzymała je w kącikach.

"Kurwa, Jay. Jak zwykle musisz powiedzieć coś nie tak"

— Nie mam zamiaru się z tobą kłócić przed twoim miejscem pracy — warknął czarnowłosy.

— W takim razie odejdź stąd — odpowiedziała chłodno, odpychając się od ściany. Jay miał ochotę strzelić sobie w czoło. Znowu powiedział za dużo.

— Zaczekaj, no — zaczepił ją, gdy miała otwierać drzwi do restauracji — Źle to wszystko powiedziałem. Nie bądź zła...

— Nie bądź zła? Tylko tyle masz do powiedzenia? Zresztą, na jakim my jesteśmy etapie, żeby siebie tłumaczyć? Po prostu zapomnijmy o wszystkim, przeprosiłam cię wtedy za plamę i dostałeś kawę — wyrwała dłoń z jego objęcia i po prostu weszła do środka, nawet się nie oglądając.

Jay stał w osłupieniu.

"Czy ona właśnie dała mi kosza?" wpatrywał się w brązowe drzwi. Nie mógł zrozumieć jej słów. Po prostu ich nie przyjął do siebie. Raczej nie potrafił.

Nie miał zamiaru stać na środku chodnika, jeszcze przed lokalem dlatego odszedł na pobliski przystanek. Przez całą drogę zastanawiał się nad jej słowami.

RAINY DAYWhere stories live. Discover now