Epilog

480 38 2
                                    

Życie Mingyung zmieniło się cholernie. Przyczyna była prosta. Pojawił się w jej życiu jeden chłopak, nieco starszy, bogaty i przystojny. Zawrócił jej w głowie, rozkochał. Pokazał jej co oznacza miłość, że to nie tylko zwykłe słowo, które mówią sobie pary. Miłość według niego oznaczało wzajemnie zaufanie, oraz nieskończone uczucia kochania siebie nawzajem. Wielu ludzi w tak młodym wieku nie potrafiło tego rozszyfrować, ale Jay pomógł w tym Mingyung. To ona mu ufała i to ona go bezgranicznie kochała. Kochała do takiego stopnia, że rzuciła by się dla niego z mostu. 

Świadomość, że taka osoba wylądowała w szpitalu była ciosem. Mocnym, bolącym ciosem. 

Jay Park wylądował w szpitalu, kiedy w jego samochód (tak właściwie jego taty) wjechał autobus, którego kierowca zemdlał. Rodzina rannego starała się o jak największe odszkodowanie, a Mingyung była wrakiem człowieka. Nie mogła wejść na salę, ani porozmawiać z lekarzem by dowiedzieć co się działo z jej miłością. 

— Błagam, pani Park chcę go zobaczyć — ostatnią deską ratunku była mama chłopaka. Obie lubiły siebie nawzajem i darzyły się szacunkiem. 

— Dziecko, jesteś cała zmarznięta — zauważyła kobieta — Co ten mój syn z tobą zrobił — wybełkotała do siebie, przytulając dziewczynę. 

Kocham go.

— Mingyung, leć do niego bo się wybudził —poinformował ją ojciec Jay'a.

Dziewczyna jak poparzona wbiegła do sali. Na jej policzkach zostały ślady łez, a ręce okropnie się trzęsły. Zauważyła go na jednym z łóżek. Jej warga drgała, straciła czucie w nogach. Nie potrafiła nic zrobić.

— Jay...

Rozpłakała się. Podeszła do jego łóżka i chwyciła go za dłoń. Poczuła bijące od niego ciepło. Ciepło, którego wtedy tak bardzo potrzebowała.

— Jesteś niepoważny — ledwo co to wypowiedziała — Tak bardzo się martwiłam — szlochała w jego rękę. Amerykanin natomiast wysilił się i postarał się uśmiechnąć.

— Za to mnie kochasz — odpowiedział cicho, Mingyung w odpowiedzi pocałowała go w usta.

— Nie strasz mnie tak nigdy więcej. Każdy się martwił!

— Jasne, słońce. Zobacz, pada deszcz — wskazał palcem na widok za oknem. Miał rację. Było deszczowo Zupełnie jak... — podczas naszej "randki" też padał deszcz. Chciałem żeby ten dzień był dla ciebie niezapomniany...Powiedziałem ci wtedy, że jesteś idealna.

— Pamiętam to, Jay.

— Wiesz, dzisiejszy widok też jest idealny — szepnął.

Nawet taki zapłakany?

— Tak. Zawsze będzie idealny. Zawsze będziesz idealna w moich oczach.

KONIEC

RAINY DAYWhere stories live. Discover now