Rozdział 9

882 53 10
                                    

                Louis czuje, jakby był duszony.

                (Ma ten problem. Zasadniczo, próbuje zabutelkować swoje emocje; ale kiedy staje się zbyt przytłoczony, rzeczywistość śpieszy przez ściany, które tak ciężko próbował wznosić. Potem, zostaje gwałtownie wstrząśnięty. W rzeczywistości tak gwałtownie, że kiedy to się dzieje, płacze i jest szlochającym wrakiem i czuje się tak, jakby jego dusza została z niego wyssana.)

               Przez chwilę, jest wdzięczny za wszystko co stało się w nocy. Za sposób, w jaki Harry nie zauważył jego stanu, dopóki obaj nie stanęli pod latarnią.

               Chodzi o to, że Louis myślał, że spacer go uspokoi. Pomyślał, że może, jakkolwiek mało prawdopodobne się to wydawało, będzie w stanie kontrolować płacz. Ale to na pewno nie był ten przypadek.

               Jego płuca były jakby w ogniu, przez wzgląd na sposób, w jaki wstrzymywał oddech. Próbował ledwo oddychać, bo czuł, że szloch ucieknie z jego ust, wyszarpując swoją drogę z jego ciała. Nie chciał wydawać się słabym przed Harrym, ale być może to byłoby lepsze niż branie krótkich oddechów jak w tej chwili. Teraz czuł się lekko oszołomiony.

               Ale Harry odwraca się w jego stronę i wreszcie jest w świetle, jednak jest ono nieco przyćmione. Wyraz twarzy Harry'ego sprawia, że Louis znów czuje mdłości.

               Harry wygląda na tak wstrząśniętego. Zatroskanie jest widoczne na jego twarzy i Louis chce się uderzyć w usta, bo musi wyglądać tak słabo, tak krucho.

               I chce powiedzieć Harry'emu, że nie! Nie jestem zwykle taki, przysięgam! Chce, by Harry myślał o nim dobrze; chce, by Harry nie żałował decyzji wybrania jego ponad Taylor.

 - Louis. – Harry skomle.

               Brzmi na złamanego i Louis nie może się domyślić, dlaczego tak jest. (Przypisuje to do zerwania. To musi być dla Harry'ego dość ciężkie, prawda? Spotykał się z Taylor tak długo. Kiedyś ją kochał. Tak, może to jest to.)

               Louis wyciera oczy wierzchem dłoni. Otwiera usta, by coś powiedzieć, ale po chwili ciszy, w której zmusza się do bycia mężczyzną i mówienia, wszystko, co opuszcza jego usta to pisk.
A potem płacze ponownie. (W tym momencie, nienawidzi się tak bardzo, ponieważ nie jest silny. Nigdy nie był, nigdy nie będzie. A chłopcy jak Harry nie idą za chłopcami ciągle się zawstydzającymi. Był tak głupi, tak naiwny, by myśleć inaczej.) Jego dłoń rusza do ust, by je zamknąć i czuje szloch uciekający przez jego ciało. Jest tak wyczerpany i już by upadł.
Już by upadł, gdyby nie dłonie Harry'ego, które go objęły.

               Harry obejmuje mocno Louisa, obie ręce owinięte wokół jego tułowia jak winorośl na starym, wiktoriańskim budynku. Louis jest tak zaskoczony tym nagłym ciepłem wokół niego, że pozwala, by szloch jeszcze raz uciekł z pomiędzy jego ust, nagle zbyt przytłoczony.

               On naprawdę nie ma pojęcia, co się dzieje.

               Harry ucisza go i szepcze do niego, mówiąc mu, że wszystko będzie dobrze, a jego usta ocierają się o małżowinę Louisa. Jego ciepły oddech łaskocze Louisa, a jego serce pęka, nie z powodu sensacji, ale raczej przez fakt, że Harry dba o niego wystarczająco, by go pocieszyć, nawet jeśli nie wie dlaczego on płacze.

               Co przypomina Louisowi...

               Po tym, jak jego intensywny płacz ustąpił, Louis pociąga nosem i czka, a jego rozplątane ramiona są pomiędzy nimi, w końcu wędrują na plecy Harry'ego, by odwzajemnić uścisk.

 - Przepraszam – szepcze w pierś Harry'ego.

               Harry podnosi dłoń do głowy Louisa i przesuwa nią po jego włosach.

 - Nie musisz przepraszać, Lou – odpowiada.

               Louis sapie i pochyla się do dotyku, zbyt wyczerpany, aby się ruszyć.

 - Myślę, że powinienem iść do domu – mówi po kilku chwilach spędzonych w ciszy.

 - Pozwól mi się odprowadzić. – Harry kiwa głową, ciągnąc ramię Louisa.

 - Jest w porządku, Harry. Mogę iść sam.

               Harry przewraca oczami i przyciąga do siebie Louisa. Louis łapie oddech, gdy ramię Harry'ego obejmuje go, gdy idą. Idą w ciszy, ale to nie jest jak cisza, którą znosili. Ta jest pełna napięcia i pytań, i całkowitej dezorientacji i wkrótce Harry nie może już tego znieść.

 - Lou – mówi, gdy idą.

               Louis patrzy i widzi, że oczy Harry'ego obserwują jego stopy.

 - Co jest? – pyta Harry'ego nerwowo, a w rzeczywistości zna jego pytanie, zanim Harry nawet dostaje chwilę, by je utworzyć.

 - Dlaczego ty... Dlaczego pozwoliłeś, by te bezsensowne bzdury Taylor tak się do ciebie dostały? – Harry parska, wyraźnie zdenerwowany.

               Louis chrząka i spycha w dół żółć, którą czuje w gardle.

 - Zapomnij o tym, Harry.

 - Nie mogę po prostu... Louis. – Harry mówi bez tchu. Idzie nadal, choć w końcu podnosi głowę i jego oczy spotykają Louisa. – Nie wiem jak ty, ale ja nazwałbym to, co działo się wcześniej załamaniem. Nie wierzysz w nic, co powiedziała Taylor, prawda? – Brwi Harry'ego złączyły się w dezorientowaniu.

               Serce Louisa przyspiesza, gdy mówi pierwszą rzecz, która przychodzi do jego ust.

 - Nie ma mowy, Harry. Po prostu nienawidzę tego, że ja... rozwaliłem wasz związek. – Przygryza wargę i odwraca głowę w stronę, w którą idą. Boi się, że Harry będzie w stanie przejrzeć jego kłamstwo.

               Ale prawdopodobnie jest o wiele lepszym aktorem, niż sądzi, ponieważ Harry to kupuje.

 - Ale nie zrobiłeś tego, Louis. – Harry śmieje się. – Nigdy więcej nie płacz nad... nami. To nadchodziło od dłuższego czasu, tak sądzę. – Harry wzruszył ramionami. – Poza tym, nigdy nie byłbym z kimś, kto nie lubi mojego najlepszego przyjaciela – dodaje, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

               Louis śmieje się, ale to wychodzi wodniste i bardziej jak szloch. Najlepszym przyjacielem, myśli. Nigdy nie będziesz nikim więcej.

               Cieszy się z faktu, że Harry przegapił jego niestabilny, emocjonalny wybuch i zanim Louis może myśleć o innej, głębokiej dziurze, docierają pod jego dom.

               Harry odprowadza go pod drzwi i Louis uśmiecha się, gdy przypomina sobie pierwszy raz, gdy to zrobili, te kilka tygodni temu. Jest zaskoczony, że czas wydaje się płynąć tak szybko, gdy jest z Harrym. Louis przekręca klamkę i zaskoczony stwierdza, że jest otwarte.

 - Wygląda na to, że mama jest w domu – mamrocze.

- W porządku, wezmę to, jako że będziesz w dobrych rękach? – Harry pyta Louisa żarliwie, z podniesionymi brwiami i szczerością, wygląda tak uroczo, że Louis nie wie, czy chce go uderzyć, czy pocałować. Więc nie zrobił nic i zamiast tego otworzył drzwi i wszedł do środka

 - Chciałbym cię zaprosić, ale jeśli mam być szczery, myślę, że po prostu pójdę do łóżka.

               Harry chichocze.

 - Domyśliłem się. To był ciężki dzień, co?

               Louis wzdycha.

 - Myślę, że to świadczy o twoim charakterze, że wciąż jesteś tu ze mną.

               Harry marszczy brwi.

 - Lubię myśleć, że nie jestem na tyle płytki, by opuścić przyjaciela, gdy ma ciężką chwilę. – Jest defensywny i odwraca się, by odejść, ale nie może, bo Louis kładzie dłoń na jego ramieniu i ciągnie go do tyłu.

 - Harry, nie o to mi chodziło – mówi rozpaczliwie. Nie miał dobrego dnia i fakt, że udało mu się nawet wkurzyć Harry'ego sprawia, że jeszcze bardziej się nienawidzi. – Proszę, nie złość się. – Jego głos łamie się na ostatnim słowie i oczyszcza gardło, by to ukryć.

               Harry wzdycha, a potem odwraca się do Louisa.

 - Nawet nie jestem na ciebie zły! Jestem wciąż cholernie wkurwiony, bo Taylor sprawiła, że płaczesz.

               Louis jest w szoku.

 - Powiedziałem ci, że to nie było nic takiego, Harry. – Potem, bardziej rozpaczliwie dodaje: - Nic jej nie mów, będzie jeszcze bardziej wkurzona.

 - Do cholery, jeśli będę milczeć – mruczy Harry, schylając głowę.

 - Co? – pyta Louis, przegapiając, co powiedział Harry.

               Harry uśmiecha się do Louisa, zmęczony. Jego ramiona obejmują Louisa w kolejnym uścisku i tym razem, zanim się odsuwa, szybko całuje policzek Louisa.

 - Śpij dobrze.

               Twarz Louisa pali i stara się wyrównać oddech.

 - Do zobaczenia – mówi bez tchu.

               Harry uśmiecha się na rumieniec Louisa i odwraca się, idąc w kierunku domu. Ale zamiast patrzeć za nim, jak to zawsze robił, Louis wpada przez drzwi, zamykając za sobą drżącymi palcami. Daje sobie chwilę na uspokojenie, ale nie wydaje się, by to coś dało. Czuje tak wiele rzeczy na raz, a jego zmysły nagle się zwiększyły. Idzie do salonu na chwiejnych nogach, słysząc cichy hałas dobiegający z telewizora.

               Jay siedzi na kanapie z okularami na nosie. Jej ciało jest owinięte kocem, gdy ogląda X Factora. Ten widok sprawia, że gardło Louisa zamyka się jeszcze bardziej, a jego oczy łzawią z jakiegoś dziwnego powodu.

 -Mamo – mówi łamiącym się głosem.

               Podnosi rękę, by zakryć usta, zanim jego ciało znów zacznie szarpać się szlochem. I jest taki zmęczony; jego ciało jest kompletnie wyczerpane i płacze, ale nie wie dlaczego, ponieważ jego emocje są wszędzie.

- Louis. – Dochodzi go spanikowany głos Jay. – Louis! – woła, chwiejnym głosem.

               Jej serce szarpie się na pytanie, dlaczego Louis wygląda tak źle, dlaczego jej syn, który jest tak dobrze zorganizowany, nagle wygląda, jakby pękał w szwach. Podbiega do niego i chwyta go za ramiona, ciągnąc w stronę kanapy. Sadza go obok siebie, a on zwija się, płacząc w jej pierś.

               Jay uspokaja go i pociera dłonią jego plecy w sposób, w jaki potrafi tylko matka. Czeka, aż przestanie płakać, zanim całuje głowę Louisa i spieszy do kuchni, by wstawić czajnik i złapać dla niego szklankę wody.

               Kiedy wraca do salonu, siada obok syna i czeka, aż wypije całą szklankę wody. Głaszcze jego głowę, dopóki czajnik nie zaczyna gwizdać, a następnie idzie do kuchni, by zrobić im herbatę. Kiedy Jay nie ma, oczy Louisa wędruję do telewizora, gdzie wciąż leci X Factor. Ogląda program bez wyrazu twarzy. Nadal jest tak, gdy jego mama wraca.

               Jay podaje Louisowi herbatę i siada obok niego, zanim siorbie z własnego kubka. Odwraca się twarzą do Louisa i siedzi na kanapie po indyjsku. Louis wciąż wpatruje się w telewizor, ale Jay widzi, że jego myśli są daleko stąd.

               Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale Louis ją wyprzedza.

 - Pamiętasz, kiedy w zeszłym roku powiedziałem, że chciałbym iść do X Factora?

               Jay kiwa głową, nie wiedząc, czy się uśmiechnąć. Po prostu nie wie, co powiedzieć.

 - Nie żartowałem. A wiesz dlaczego? – pyta, patrząc w telewizor.

               Jay kręci głową.

               Louis odwraca się do swojej matki i gardło Jay się zacieśnia, bo wygląda na tak kruchego, tak wyczerpanego. A jej syn nigdy nie zasługuje na to, by tak wyglądać, ponieważ jest tak pięknym człowiekiem. Chce krzyczeć na osobę, która sprawiła, że Louis tak wygląda.

               Louis uśmiecha się, ale nie ma światła w jego oczach. To wygląda tak strasznie, że Jay przełyka ciężko ślinę.

 - Chciałem iść do telewizji, by ludzie mnie zauważyli. Chciałem przestać być niewidzialny. Ale potem, pewnego dnia uświadomiłem sobie, kiedy siedziałem na lekcji przedsiębiorczości, że nawet jeśli poszedłbym do telewizji, ludzie wyłączyliby to, by się mnie pozbyć. Nikt o mnie nie dba, mamo. Nikt mnie nigdy nie pokocha, ponieważ jestem tylko słabym chłopcem, nikim specjalnym. – Louis mówi z przekonaniem. Jego głos nie chwiał się i nie było łez spadających po policzkach.

               To wtedy Jay uświadamia sobie, jak mocno Louis wierzy w swoje słowa. Wydaje się, że on podjął tę decyzję wieki temu. Jej usta są suche na samą tę myśl. Odstawia kubek na stół, a następnie sięga po dłoń Louisa. Bierze głęboki wdech, zanim go wypuszcza. Potem, odwraca twarz Louisa tak, by patrzył prosto na nią.

 - Nie waż się mówić tak, Louisie Tomlinsonie. – Jej głos drży i domyśla się, że musi wyglądać na szaloną, ale poważnie, czy to ma znaczenie? – Kocham cię mocniej, niż kocham siebie. I to nie tylko dlatego, że jestem twoją matką. – Bierze kolejny głęboki wdech, by się uspokoić. – Louis, jesteś rozkoszą. Jesteś tak wspaniałym człowiekiem z piękną osobowością i to nie ma znaczenia, że jesteś cichy! Ludzie kochają cię, gdy zaczynają cię poznawać! – Puszcza jego brodę i wyrzuca ręce w górę. – Liam i Zayn, obaj kochają cię bardziej niż cokolwiek! Znaczysz dla nich wszystko! A Shelby? Te kilka razy, gdy tutaj była, dała mi wyraźnie znać, jak bardzo sobie ciebie ceni. I nawet nie każ mi zaczynać o Harrym!

               Louis wzdryga się na samo wspomnienie imienia Harry'ego.

- Harry cię uwielbia, Louis! Trzeba by być głupim, by tego nie widzieć! I to może nie jest tak, jak tego chcesz, ale na pewno idzie w tę stronę! – Jay kończy swoją mowę poprzez przeczesanie swoich włosów palcami. – Znaczysz wiele dla ludzi, Louis. Nigdy nie myśl lub nie mów, że tak nie jest, bo musisz pamiętać, że jesteś powodem, dla którego żyję!

               Oczy Louisa ponownie zalewają się łzami i nie może spotkać spojrzenia swojej mamy.

 - Byłam bałaganem, kiedy twój ojciec odszedł, ale jeśli mam być szczera, Lou, jesteś jedynym powodem, dla którego ruszyłam. Jesteś jedynym powodem, dla którego się nie poddaję. Nie waż się o tym zapomnieć.

               Louis gramoli się w ramionach swojej mamy tak jak kiedyś, gdy był dzieckiem i ich dwójka siedzi w ciszy, pociągając nosem raz na jakiś czas. To nie jest zła cisza; Louis myśli, że to milczenie brzmi strasznie bardzo jak uzdrowienie.

               Wkrótce wyjaśnia mamie wszystko, co działo się tej nocy. Jak Taylor sprawiła, że tak się czuł i jak Harry wstawił się za nim. Musi dosłownie błagać swoją mamę, by nie poszła do Taylor (i czuje się nieco lepiej wiedząc, że ktoś dba o niego wystarczająco, by myśleć o zemście.)

               Po długiej opowieści, Louis opada z powrotem na kanapę.

 - Muszę zapomnieć o Harrym, mamo.

 - Kochanie – Ucisza go Jay. – Daj mu czas.

 - On tylko sprawia, że jestem bardziej szalony! Nie masz żadnych przyjaciół z uroczymi synami, którzy są gejami?

               Jay chichocze.

 - Zobaczę, co mogę zrobić.

               Jest cicho i Louis czuje się bezpiecznie w ramionach mamy.

 - Hej, mamo? – pyta z wyraźną niepewnością w głosie.

 - Tak, kochanie?

 - Nie masz nic przeciwko jeśli chciałbym... nie iść jutro do szkoły?

               Jay spogląda na godzinę. Jest w pół do drugiej w nocy.

 - Myślę, że tak byłoby najlepiej.

               Louis wzdycha.

 - Chodźmy zatem do łóżka, tak?

               Oboje zostawiają kubki na ławie i idą po schodach. Jay idzie za Louisem do jego pokoju i czeka na niego, podczas gdy on korzysta z łazienki. Kiedy umył zęby i założył świeżą pidżamę, ona wciąga go do środka.

- Mogę wziąć jutro dzień wolny, jeśli chcesz.

- Jest w porządku, mamo. Nic mi nie będzie.

               Jay wygląda na niezdecydowaną.

 - Jesteś pewien?

 - Tak – Nalega Louis. Całuje mamę w policzek, a ona mocno go przytula, całując w czoło.

 - Śpij dobrze.

 - Dobranoc, mamo – mruczy Louis.

               Wyłącza światło i kładzie się na łóżku, przytulając do poduszki. Słucha tykania zegara, zanim sięga na nocny stolik Na ślepo szuka telefonu i gdy go znajduje, odblokowuje ekran drżącymi palcami. Jest zaskoczony, patrząc na wiadomości. Widzi kilka od Liama, Zayna i Shelby (i nawet jeden od Nialla), ale potem widzi także pięć od Harry'ego. Jęczy w duchu, zanim je czyta.

Harry (23:06): Jak się masz, Lou?x

Harry (23:57): Wszystko w porządku, stary? Xx

Harry (1:25): Louis nie bierz sobie do serca niczego, co ona powiedziała. xx

Harry (1:50): Lou? Śpij dobrze, okej? Kocham cię, stary.xx

I najnowszy:

Harry (2:05): Naprawdę mi na tobie zależy i mam nadzieję, że to niczego między nami nie zmieni.xx

✔ You'll Never Know ✔- Tłumaczenie (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz