9

198 16 0
                                    

- Co się dzieje? - padło pierwsze pytanie zaraz po tym, jak moja siostra odebrała telefon. Niezbyt interesuję mnie, że właśnie wybiła druga w nocy. Mogli mnie uprzedzić, zanim zaczęli wojnę z DeLuca. W sytuacji, której odrobinę bym się odnajdywała, nie byłoby aż tak źle podczas naszej wczorajszej rozmowy.

- O czym ty mówisz? - spytała zaspana dziewczyna. 

- DeLuca. - mruknęłam. 

Zmęczona, oparłam czoło o zimną szybę. Przymknęłam oczy, biorąc kilka głębszych oddechów. Na szybie powstała para, na której zaczęłam kreślić jakieś znaczki. Kilka ostatnich godzin były wyczerpujące. Aaron i Jordan walczyli praktycznie co chwilę. Z każdą kolejną walką coraz bardziej opadali z sił. Nie byli źli z powodu mojej decyzji. Jednak poczucie winy, że oboje są w tej sytuacji, dobija mnie doszczętnie. 

- Aylin. - zaczęła mówić już wyraźnie rozbudzona. - Możesz jutro przyjechać? To wszystko się skomplikowało i łatwiej będzie, jeśli tato ci to wyjaśni.

- Będę rano. 

Telefon z przerwanym połączeniem, rzuciłam na łóżko. Ten odbił się parę razy i wylądował na ziemi, ale nie za bardzo się tym przejęłam. Spojrzałam przez ogród spowity ciemnością, a później w górę. Gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno, ale nie aby oświetlić cokolwiek. Za to księżyc dawał trochę światła. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, które zaskrzypiały lekko, gdy ktoś przez nie wszedł.

- I jak? - Matteo stanął naprzeciwko mnie.

- Jutro się dowiem. - spojrzałam na jego odrobinę oświetloną twarz przez księżyc. 

- Plany się zmieniły. - westchnął zrezygnowany. - Jutro wracamy. 

Wypuściłam powietrze z dużym świstem, przyjmując kolejną złą wiadomość. W parę godzin nazbierało się ich za dużo. Oparłam głowę o jego tors, a chłopak objął mnie i pocałował w czubek głowy. Myślałam, że uda nam się spędzić ten weekend bez żadnych złych wieści i w całości, ale ani jedno, ani drugie nie wypaliło. 

- Dlaczego? - mój głos został stłumiony przez jego bluzę. 

- Mamie się pogorszyło. - jego głos odrobinę się załamał.

Spojrzałam w jego lekko załzawione oczy. Ojciec chłopaka zmarł, gdy miał piętnaście lat, a parę miesięcy temu dowiedział się o chorobie matki. Jednak ta szybko zaczęła chemioterapię i w ostatnim czasie jej wyniki były dobre. Zarówno on, jak i dwie jego siostry byli bardzo zżyci z rodzicami, odkąd pamiętam. Dlatego dużym ciosem było dla nich odejście ojca, a gdyby to samo spotkało ich mamę...

- Matteo. - zaczęłam mówić, ale nie wiedziałam jakie słowa mogą dodać mu otuchy. Jeśli jakiekolwiek istniały.

- Dam radę. - odchylił głowę do tyłu. 

- Przylecę pierwszym lotem, gdy wszystko ogarnę. - oświadczyłam.

Nie zamierzałam go zostawić z tym wszystkim samego. Blondyn był dla mnie ogromnym wsparciem, gdy straciłam brata, a w jakiejś części nawet dwóch, więc teraz ja dla niego chciałam tym być. Nie wyobrażam sobie, jak może czuć się w takiej sytuacji, ale chcę mu pomóc choć odrobinę.

- Nie musisz. - mruknął w odpowiedzi. 

- Ale chcę. - odparłam.

Przytuliłam się do niego i nie puściłam aż do ranka.

***

- Więc? - usiadłam na kanapie.

Camilla usadowiła się koło mnie, a rodzice stali przed nami. Patrzyłam na nich niecierpliwie. Od rana chodziłam zdenerwowana, czekając na to spotkanie. Zaraz po tym, jak pożegnałam się z chłopakami na lotnisku, przyjechałam tutaj, łamiąc mnóstwo przepisów drogowych. 

Start Of The GameWhere stories live. Discover now