21

154 12 0
                                    

Otworzyłam oczy, gdy na zewnątrz zaczęło się ściemniać. Spojrzałam na telefon, który wcześniej podłączyłam. Nie było na nim żadnej wiadomości, co mnie zaskoczyło. Sofia miała pisać w sprawie Collina, ale nawet jeśli nie ona to on sam lub ktoś inny z jego otoczenia mógł dać znać, co się z nim dzieje. Po wzięciu szybkiego prysznica zeszłam na dół. Słysząc dwa głosy w salonie, oparłam się o ścianę tak, aby nie było mnie widać. 

- Ma dopiero osiemnaście lat. - warknęła z frustracją Nicol. - Jesteś jej ojcem, który powinien ją chronić, a zamiast tego dolewasz oliwy do ognia. 

- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? - spytał oschłym tonem tato.

- Najwidoczniej nie. - w jej głosie było słychać, że jest na skraju wytrzymania. - Masz szóstkę dzieci, które zawiodłeś. Bez wyjątku. 

Nicol wyszła z salonu i zobaczyła mnie przy ścianie. Spojrzała na mnie z uśmiechem i dodała bezgłośnie powodzenia. Odbiłam się i skierowałam do pomieszczenia, gdzie przed chwilą sama była. Spojrzałam na tatę, który stał przy oknie, wpatrując się w nienagannie zadbany ogród. Wyciągnął dłoń, więc podeszłam do niego, a później wtuliłam.

- Przepraszam. - mruknął. - Nicol powiedziała mi. Dlaczego tak sądzisz?

- Zamieniliśmy się autami. - spojrzałam na niego, jak usiadłam na fotelu. - W ostatnim momencie zaczęłam panikować, że coś stanie się z autem, więc się zamieniliśmy. 

- To nie twoja wina. - usiadł koło mnie. - Nigdy nie była. 

- Co będzie teraz? - spojrzałam na niego. 

- Nie wiem. - odparł chyba po raz pierwszy. - Wymyślimy coś. 

Przez chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza. Mogłam wszystko ułożyć sobie w głowie. Skoro to nie moja wina, dlaczego nadal tak czuję? Gdybym wtedy się nie zgodziła, chłopak żyłby nadal. Nie mogę pozbyć się tych myśli od dwóch cholernych lat. Gdybym to ja była na jego miejscu, nie musiałabym przez to wszystko przechodzić. 

- Tato. - mężczyzna zwrócił swój wzrok na moją osobę. - Jest dwa-dwa. Vance ma syna.

- Zayna, wiem. - westchnął i wstał.

- Nie. - spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem. - Curtis. Elizabeth uciekła, bo była w ciąży z Vancem. 

- Chcesz, aby on zajął jego miejsce? - spytał, ale dokładnie znał mój dalszy plan.

- Chciałam zrobić to na balu, ale teraz Emily wyskoczyła z walką i nie wiem co mam robić. Nie wiem, czy nadal potrafię.

Oparłam się łokciami o kolana. Wplątałam dłonie we włosy i zaczęłam za nie lekko ciągnąć. Mam ochotę rzucić wszystko w cholerę, ale wiem, że taka opcja nie istnieje. W pierwszej kolejności muszę zakończyć tę grę, moim zwycięstwem. Jeśli zrobię to za pomocą Curtisa, załatwię także drugi punkt z mojej długiej listy. Moja rodzina nie będzie musiała się martwić o wojnę z nim. Jednak po tym zostanie kwestia wyścigu, ale może i tym razem da się to załagodzić. O ile Curtis zajmie miejsce ojca, może rozkazać Tionowi, zamknięcia tego cyrku. Kolejną sprawą była obietnica, złożona Matteo. Miałam przylecieć do niego zaraz po tym, jak wszystko ogarnę. Mimo że chłopaka mama poczuła się lepiej, przydałby mi się odpoczynek.

- Nie zadawaj sobie pytania, czy dasz radę, ale czy tego chcesz. - podniosłam na niego wzrok. - Nie musisz walczyć, jeśli tego nie chcesz. Już i tak wystarczająco zrobiłaś dla rodziny. Czasami musisz przestać i być egoistą. W innym wypadku przepadniesz. 

***

Stanęłam przed znajomą kamienicą, gdzie wzięłam głęboki oddech. Jestem winna im wyjaśnienia i najpierw chcę zacząć od Jordana. Do tej pory nie zadawał pytań, choć zastanawiam się, jak udało mu się powstrzymać. Mnie by moja ciekawska strona zjadałby żywcem. U chłopaka jest przeciwnie. 

Start Of The GameWhere stories live. Discover now