12

188 17 0
                                    

Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam dzwonkiem, po czym cofnęłam się o krok do tyłu. Czekałam, aż ktoś mi otworzy, a gdy już straciłam nadzieję, drzwi się otworzyły. Stanęła w nich wysoka szatynka. Już wiem, do kogo w genach poszli jej synowie. Chris był kopią Jordana, a Jordan męską kopią swojej matki. Różnili się tylko kolorem włosów, które u Jordana były czarne, a u reszty ciemnobrązowe.

- Tak? - spytała zmieszana. 

Kobieta spojrzała na mnie zdezorientowana. W sumie to powinnam być w szkole na ostatniej lekcji, ale przynajmniej mam pewność, że nie zastanę Chrisa. Jeszcze jakby Jordana nie było to cud. Chciałam odbyć to rozmowę szybko, aby dowiedzieć się, dlaczego zostałam skierowana do niej i z jak najmniejszą ilością świadków. Tylko Caden wie, że się do niej wybrałam. O ile ten nikomu nie powiedział, w co szczerze wątpię. 

- Jestem Aylin. - przedstawiłam się. - Aylin Coletti.

Kobieta chciała zatrzasnąć drzwi, ale wsunęłam pomiędzy nie a framugę stopę. Ucierpiała ona trochę na tym, jednak niezbyt się tym przejęłam. Bardziej interesowała mnie reakcja kobiety na moje nazwisko. Ciekawe, czy tylko o nim słyszała, czy znała moich rodziców. Może tatę nie, ale mama mieszkała tutaj przez dużą część swojego życia.

- Czego chcesz? - zmieniła swój ton głosu z pogodnej i przyjaznej na wrogo nastawionej. Nie dziwiłam się jej za bardzo.

- Nie wiem. - odparłam szczerze. - Pani imię i nazwisko podał mi Caden DeLuca.

Silvia wychyliła się i rozejrzała po okolicy. Dopiero po upewnieniu się, że nikt nie patrzy, wpuściła mnie do środka domu. Pokierowała mną w stronę salonu, gdzie usiadła na fotelu, stojącym przy balkonie. Zaciekawiona wyjrzałam na zewnątrz. Idealnie przystrzyżony trawnik i niewielka altana. Zapewne miejsce wielu spotkań, o ile pogoda dopisuję.

- Co masz na myśli, mówiąc, że cię przysłał? - podniosła brew, odkładając książkę na bok. Musiałam przeszkodzić jej w czytaniu. Sama tego nienawidzę. 

- Moja rodzina ma ostatnio problemy z Vancem. - odparłam. - Podejrzewam, że o to chodziło.

- Chcesz się dowiedzieć czegoś na jego temat. - bardziej stwierdziła, niż zapytała.

- Parę dni temu nawet nie wiedziałam, że może coś pani wiedzieć. Ale w tej chwili przyda mi się wszystko.

- Elizabeth Black. - odparła szybko. - Jeśli ktoś może ci pomóc, to tylko ona.

Kojarzyłam nazwisko Black. Może raz gdzieś się z nimi widziałam, ale z pewnością nie wchodziłam w głębsze rozmowy, a tym bardziej w relacje z nimi. W tym wszystkim ani razu nie słyszałam imienia Elizabeth. Równie może być to zbieżność nazwisk, ale chodzi o Vanca, więc wątpię, aby tak było. Tym bardziej że te dwie rodziny mają ze sobą powiązania. 

Silvia wyraźnie chciała się mnie pozbyć, najszybciej jak to możliwe, co wywnioskowałam z jej szybkich i krótkich odpowiedzi. Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia, nie chcąc ani chwilę dłużej z nią przebywać, skoro nie życzy sobie mojego towarzystwa. 

- Dziękuję.

- Uważaj na siebie Aylin. - usłyszałam, zanim wyszłam, odprowadzona do drzwi przez kobietę.

Idąc ścieżką zrobioną z kamienia, zobaczyłam matowe czarne auto. Niewiele osób w tym mieście posiadało ten model, a jeszcze mniej parkowałoby na jej posesji. Westchnęłam, wiedząc, że konfrontacja z nim mnie nie ominie. Tak bardzo liczyłam, że jednak uda mi się wejść i wyjść niepostrzeżona, ale cóż. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. 

- Co tu robisz? - Jordan złapała mnie za łokieć, powstrzymując przed możliwą ucieczką. Jakbym miała wiele opcji.

- Spacer. - uśmiechnęłam się w jego stronę.

Start Of The GameWhere stories live. Discover now