22

158 12 0
                                    

- Za bardzo się stresujesz. - Jordan wspomniał kolejny raz o tym. Za chwilę powinniśmy dojechać na miejsce i im bliżej, tym bardziej jestem zdenerwowana. Nie tylko sprawą walki, ale także Collina. Sofia nic nie pisała w jego sprawie, choć i ja się do niej nie odzywałam. Dzisiaj też wypada dzień spotkania z Cadenem, który ma przyjechać na walkę.

- Łatwo ci powiedzieć. - mruknęłam i wbiłam się w siedzenie. - Tamten dom.

Dłonią wskazałam mój dom i po chwili skręcaliśmy do niego. Kayla i Isaac pojechali do dziewczyny, gdzie oboje będą nocować, więc zostaliśmy w czwórkę. Wczoraj wieczorem dzwoniłam do taty, który poleciał do Włoch i ma wrócić za parę dni z mamą, która doleciała do niego. Razem z Emiliano próbują znaleźć jakieś rozwiązanie, ale myślę, że chodzi o coś więcej.  Tym bardziej ze względu na niedawno odbytą wizytę Nicholasa.

Wskazałam wszystkim pokoje, jakie im przydzieliłam, oraz rozkład domu. Przyda im się podstawowa wiedza, gdzie mogą chodzić, a gdzie jest to zabronione. Prawie cała jedna strona jest wyłączona ze względu na biura rodziców, ich pokój i parę innych pomieszczeń. Są one rozdzielone od kuchni, czy schodów, więc nie powinno nikomu nic się pomylić. Na wszelki wypadek i tak są zamknięte na klucz. 

- O której masz walkę? - spytała Kaitlyn, podczas siedzenia w salonie.

- Dwudziesta druga. - odparłam, ale wzrok miałam utkwiony w telefon. Pisałam do Ellie co z Collinem i dostałam odpowiedź, że nic większego się mu nie stało. Odpoczywa w domu, więc pewnie wpadnę do niego, chociaż na chwilę. Przydałoby się pojechać też do Willa, u którego jest Curtis. Chciałam obgadać z nimi parę szczegółów w razie czego oraz w sytuacji wygrania walki, znaleźć termin balu. Z tym idzie skontaktowanie się z ostatnim zwycięzcą wyścigu, odbytego wczoraj. 

- Mam idealny termin na bal! - usłyszałam krzyk.

Cała nasza czwórka zwróciła się w stronę wejścia, skąd dochodził głos. Przymknęłam oczy, przygotowując się na rozmowę z szesnastolatkiem. Jest dobry, ale nie wiedziałam, że wygrał wczorajszy wyścig. Po jego wielkim wejściu domyśliłam się o wtajemniczeniu go w to przez Williama, choć zapewne nie wie dużo. 

- Jaki? - spojrzałam na Zacha zaciekawionym wzrokiem. 

- Trzynasty marca. - odparł zadowolony. - Urodziny Vanca. 

- Zdajesz sobie sprawę, że mimo wszystko odsunę cię od tego? - podniosłam brew, patrząc, jak jego mimika twarzy zmienia się diametralnie.

- Po pierwsze najpierw musisz wygrać walkę. Po drugie nie jestem dzieckiem. Po trzecie to ja wygrałem wyścig. 

- Po pierwsze twoja matka mnie zabije. Po drugie twój ojciec mnie zabije. Po trzecie twój brat mnie zabije. - odparłam mu tym samym. 

- Trzeci punkt się nie liczy, bo Carlos nie ruszy szwagierki bez straty dziewczyny. - przewrócił oczami chłopak. 

Przewróciłam oczami, biorąc głęboki oddech. Ciekawe co takiego powiedział mu Black, skoro Zach jest taki skory do pomocy. Nie ma co się wysilać, bo moja decyzja i tak zostanie niezmienna. Nie zamierzam ryzykować jego zdrowiem lub życiem, gdyby coś nie wyszło. Ma przed sobą całe życie i niech korzysta z niego inaczej niż pomaganie mi. Doceniam jego chęci, ale jest to zbyt niebezpieczne. Poza tym w samym balu i tak nie mógłby uczestniczyć z powodu wieku. 

- Możesz pomarzyć. - zanim pojawił się Carlos. - Aylin ma rację. 

- Widzisz. - odparłam. - Data jest wspaniała, ale twój udział już nie. Co tutaj robicie?

- Camilla wróci na twoją walkę, ale chciała dać ci to wcześniej.

Carlos podszedł do mnie i wręczył czarne bandaże. Najpierw spojrzałam na rzecz, trzymaną w dłoniach, a później na chłopaka. Dostałam je od młodszych braci już na samym początku mojej kariery. Na niejednej walce przyniosły mi szczęście. Dwa lata temu oddałam je Camilli, aby ta je zniszczyła, ponieważ ja nie dałam radę. Miały i dalej mają znaczenie sentymentalne, lecz nie mogłam na nie patrzeć po tym, co się stało. Wzmocniło się, to gdy narósł we mnie strach w związku z wchodzeniem na ring.

Start Of The GameWhere stories live. Discover now