28

129 16 0
                                    

- Rozmawiałam z Kayla. - zaczęła powoli mówić Camilla.

- Nie. - odwróciłam się w jej stronę. - Nie przyjechałam tutaj, aby rozmawiać o tym, tylko spędzić z tobą czas.

- Aylin. Nie możesz robić uników. Wiem, że Vance chciał go wykorzystać, jako trzeci punkt. 

Przymknęłam oczy, czując pierwsze łzy, lecz nie pozwoliłam im wypłynąć. Spodziewałam się, że nie wszyscy pójdą na moją wersję o wykorzystaniu chłopaka. Nie po tym, co mówiłam o nim z Kayla, czy nawet sama Camilla. William także się nie nabrał, ale u nich mam pewność, że zostanie to pomiędzy nami. 

- Nie zmienia to faktu, że nie chcę o tym rozmawiać. - burknęłam cicho.

Wystarczająco żaliłam się nad samą sobą i wypłakiwałam w poduszkę, gdy nikogo nie było. Nadal nie wymyśliłam żadnego sensownego wytłumaczenie na jego ostatnie słowa do mnie. Może chodzić o Vanca, ale niekoniecznie. Widocznie muszę poczekać, aby się przekonać. 

- Jak chcesz. - poddała się. - Widziałam twoją kieckę. 

- A ja twojej nadal nie. - odparłam, przechodząc na przyjemniejszy temat. 

- I zobaczysz dopiero na balu. - wskazała na mnie łyżką. - Idziesz dzisiaj do niego? 

Pokiwałam głową, spuszczając ją na dół. Kolejny trudny temat, ale tym razem jest taki dla całej moje rodziny. W ciągu dwóch lat odwiedziłam go może z sześć razy. Za każdym razem znajdowałam jakąś wymówkę, gdy tak naprawdę bałam się zmierzyć z rzeczywistością. Dwa lata, a z każdym dniem traciłam nadzieję, że kiedyś się obudzi.

- Chcę go odwiedzić przed balem. - mruknęłam, dłubiąc łyżką w lodach. 

Odłożyłam jedzenie do zamrażalki, tracąc całkowitą ochotę na nie. Odwróciłam się w stronę Camilli, która swoją porcję odłożyła na bok. Ona sama też była w ciężkim stanie po wyścigu. Jechała pierwsza i zaraz po tym została zabrana do szpitala, a później pojechała reszta. Nawet nie była na pogrzebie Coltona, o którym dowiedziała się spory czas później. Gdy on się odbywał, ona leżała nieprzytomna tylko z tą różnicą, że jej się udało wybudzić. 

- Do tej pory zastanawiam się, co skłoniło cię do takiej decyzji. - spojrzałam na nią odrobinę zaciekawiona pomysłami, jakie mogła wymyślić. - Ale nadal nie potrafię znaleźć sensownej odpowiedzi.

- Dowiesz się po balu, o ile wszystko pójdzie z planem. 

Szybko odwróciłam się w stronę dziewczyny, po usłyszeniu słów, jakie opuściły moje usta. Grono osób, jakie wiedziało o Curtisie, było małe, a jeszcze mniejsze było to, które wiedziało, do czego zamierzam go wykorzystać i tym bardziej kiedy. W tej grupce były trzy osoby. Ja, William i sam Curtis. Teraz i Elizabeth, która przeczuwała, że bal jest pretekstem, ale nic nie mówiła. 

- Co?! - Camilla poderwała się z krzesła. - To byłby twój trzeci punkt. 

- I wygrana. - mruknęłam, ganiąc się za swoją głupotę.

To jeden z niewielu razy, gdy wygadałam coś. Dobrze, że tym razem była to bliska mi osoba, u której mam pewność zatrzymania tej informacji dla siebie. Nie wiem, czy Vance w tak krótkim czasie zdołałby odkryć całą prawdę. Nawet obecność Elizabeth nie wzbudziła w nim podejrzliwości. Chyba że tylko gra lub sądzi, że manewr z Jordanem zapewni mu zwycięstwo. 

- Muszę jechać. - odparła szatynka, wpatrzona w telefon. - Carlos potrzebuję pomocy.

- Powodzenia. - dopiłam swoje bezalkoholowe wino, które miałyśmy do lodów. 

Start Of The GameWhere stories live. Discover now