eleven

375 33 3
                                    

Na następny wieczór od oficjalnego początku ich znajomości z korzyściami Johnny'ego zaskoczyło pukanie do drzwi. Chłopak niechętnie podniósł się z łóżka i przekręcił klucz w zamku, a nastepnie jego oczom ukazał się nikt inny jak Ten z pomazaną świecówkami kartką ksero w ręku, która zaraz została wciśnięta w tors blondyna.

— Proszę, twój Certyfikat Jedynego Prawowitego Samca Alfa — mruknął Taj, po czym bez ociągania wprosił się do środka, żeby stanowczo, lecz wciąż ostrożnie popchnąć Johnny'ego na drzwi, jednocześnie je zamykając, a następnie sięgnął jego ust swoimi, łącząc je w leniwym pocałunku, jakby nigdy nie słyszał o pojęciu niezręczności. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo Ten nie miał zamiaru spędzić reszty wieczoru na stojąco, wskutek czego odsunął się od starszego.

Johnny z kolei wciąż nie był pewien, czy to się działo naprawdę, czy może tylko śniło mu się, że Ten właśnie wparował do jego pokoju, wręczył mu jakiś własnoręcznie zrobiony dyplom, po czym zaczął go całować bez żadnego ostrzeżenia. Cokolwiek by to nie było, Johnny'ego ta sytuacja denerwowała. Nie dlatego, że Ten złożył mu niezapowiedzianą wizytę, ale dlatego, że był tak cholernie opanowany przy tym wszystkim. Seo naprawdę nie mógł znieść faktu, że czarnowłosy zachowywał się, jakby był w stu procentach pewny tego, co robił, podczas gdy Johnny, odkąd tylko wystąpił z tą całą propozycją, zastanawiał się, czy faktycznie dobrze zrobił. Obawy, że może Ten cały czas żartował, a on wziął to na poważnie, albo że jego umiejętności nie zadowolą chłopaka i tylko się upokorzy, nie opuszczały go ani na chwilę i kilkukrotnie naprawdę rozważał wycofanie się z ich niepisanej umowy. Ale nie. Ten wydawał się być zupełnie niewzruszony i blondyn nie wiedział, czy to dobrze, czy źle.

— Nie masz współlokatorów, prawda? — upewnił się Taj, zdejmując buty, aby zaraz niedbale kopnąć je na bok.

— Już nie — odparł Johnny, składając kartkę na pół, a potem znów na pół, po czym włożył ją do kieszeni dresów.

— To brzmi jakbyś ich zamordował — zauważył Ten, siadając na łóżku, które, zgadywał, że należało do blondyna, bo jako jedno z dwóch znajdujących się w pokoju, było ono niepościelone, a na podłodze obok leżała sterta ubrań, którym przydałoby się pranie. Nie żeby pokój czarnowłosego wyglądał dużo lepiej oczywiście.

— Może jestem seryjnym mordercą — stwierdził beztrosko Johnny, przysiadając się do młodszego, który natychmiast wykorzystał okazję i wpakował się blondynowi na kolana. Seo uznał to za równie denerwujące, jak każdy inny ruch czarnowłosego, odkąd tylko pojawił się przed jego drzwiami. Dlaczego ten człowiek nie miał żadnych zahamowań? Johnny nie uważał się za nieśmiałą osobę, co to to nie, ale brak choćby grama niepewności w poczynaniach Tena sprawiał, że nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić i irytowało go to do tego stopnia, że zaczął rozważać zrzucenie chłopaka na podłogę.

— Może mogłbyś się zamknąć i przejść do rzeczy — mruknął Taj i nie czekając na odpowiedź, pokonał nieznośne dla niego kilka centymetrów dzielące jego usta od tych starszego. Johnny natomiast w odwecie za bycie absolutnie nieznośnym postanowił usilnie spowalniać pocałunek, co zdecydowanie nie podobało się czarnowłosemu, bo po około dziesięciu sekundach odsunął się nieznacznie i wymamrotał prosto w usta blondyna:

— Nie denerwuj mnie, Johnny Seo.

Johnny jednak niekoniecznie przejął się ostrzeżeniem Tena i w odpowiedzi złożył na jego ustach krótki, mało satysfakcjonujący młodszego pocałunek, a potem kolejny i kolejny, i jeszcze jeden, a następny wylądował na jego linii szczęki. Ten z przyzwyczajenia delikatnie odchylił głowę do tyłu, lecz po krótkiej chwili zreflektował się i przerwał pieszczotę, odsuwając się oraz kładąc dłoń na twarzy starszego, aby naprowadzić ją prosto na trajektorię swojego przenikliwego wzroku.

no bitches? ↳johntenOnde histórias criam vida. Descubra agora