forty three

207 25 6
                                    

Johnny stanął przed drzwiami z numerem osiemnaście i zapukał, mając szczerą nadzieję, że pamięć go nie zawiodła i dobrze wydawało mu się, że to tu mieszkał Ten ze swoim współlokatorem. W teorii mógł po prostu zapytać młodszego, ale wydało mu się to trochę głupie po zakończeniu rozmowy z nim, wyraźnie wygłaszając swoje niezadowolenie z konieczności odwiedzenia go. Dlatego teraz składał modły do jakiegokolwiek boga, który istniał, z nadzieją, że jednak zapamiętał poprawny numer. Szczęśliwie, jego błagania zostały wysłuchane i chwilę później drzwi otworzył mu Ten w całej swojej półnagiej chwale, leniwie przekładając lizaka z lewej do prawej strony ust za pomocą języka.

— Wstydu nie masz — rzucił na powitanie Johnny, na co młodszy jedynie wzruszył ramionami i wciągnął go do środka.

— Może jakbyś wczoraj nie opierdalał mi gały, to bym miał więcej wstydu — odparł w końcu Ten, wyjmując lizaka z ust. — Ale pewnie nie.

Johnny westchnął zrezygnowany, po czym rozejrzał się po pokoju. Meble w większości nie różniły się od jego własnych, ale już dekoracje niczym nie przypominały pokoju z numerem dwadzieścia siedem. Jego uwagę przykuł pokaźnych rozmiarów plakat Lady Gagi nad łóżkiem i zbiór przyborów do rysowania na etażerce. Poza tym część pomieszczenia należąca do Tena wyróżniała się między innymi niesamowitym bałaganem, składającym się głównie z porozrzucanych wszedzie ubrań. Kilka z nich, wydawać by się mogło, próbowało przekroczyć granicę na połowę Kuna, powoli zsuwając sie ze sterty na krześle przy biurku. Johnny sprytnie wydedukował, że nauka Tena odbywała się na łóżku, o ile w ogóle miała miejsce.

— Czyli co, naprawdę się stęskniłeś? — rzucił po chwili ciszy blondyn, stwierdzając, że nic nie wskazywało na to, by był to podstęp tak, jak przewidywał wychodząc z własnego pokoju.

— Na głos tego nie przyznam — odparł krótko Ten, siadając na łóżku. — Czuj się, jak u siebie w domu.

— Jak wszedłem, to od razu się poczułem — mruknął Johnny, rzucając przelotne spojrzenie na porozrzucane ubrania. — Masz prawie taki sam syf jak ja.

— Spierdalaj — burknął niewyraźnie Ten z lizakiem w ustach.

— Dopiero przyszedłem — zauważył blondyn i zajął miejsce obok Taja, który niezwłocznie ułożył się z głową na jego kolanach. Johnny uśmiechnął sie pod nosem, po czym zgrabnie wyjął lizaka spomiędzy warg Tena, aby wziąć go między swoje własne.

— Ej! A to za co? — oburzył się czarnowłosy, śmiesznie marszcząc brwi.

— Żebyś się nie udławił przypadkiem — wyjaśnił Johnny, przeczesując włosy młodszego palcami.

— Ta, dzięki za troskę, ale nie ma opcji, że będziesz jeść lizaka na moich oczach — odparł stanowczo Ten, odbierając swoją własność, na co blondyn uśmiechnął się bezczelnie. Był to jeden z najcięższych testów samokontroli dla Taja i naprawdę musiał użyć całej swojej siły woli, żeby nie rzucić sie na starszego jak zwierzę i nie zmazać mu tego głupiego uśmieszku z twarzy.

— Przestań się bić z myślami, bo i tak przegrasz — rzucił Johnny i to było więcej, niż Ten potrzebował, żeby zastąpić lizaka ustami wyższego, nieco zbyt ochoczo przyciągając go do pocałunku, przez co obaj mogli poczuć, jak ich zęby się ze sobą spotykają. W dodatku prostopadłe położenie, w jakim się znajdowali, nie należało do najwygodniejszych, gdy chodziło o całowanie, dlatego wyjątkowo szybko się od siebie oderwali. Oczywiście po to, by móc zająć lepszą pozycję i kontynuować.

— Błagam, nie wybij mi jedynek — mruknął Johnny, gdy Ten zajmował swoje stałe miejsce (na jego kolanach), z jakiegoś powodu oblizując lizaka, by zaraz przystawić go do ust starszego. — Co ty robisz?

no bitches? ↳johntenWhere stories live. Discover now