*seventeen*

561 28 0
                                    

Dochodziła godzina dwudziesta druga, gdy Ten w ekspresowym tempie pokonywał korytarz i schody dzielące go od pokoju Johnny'ego. Chłopak uspokoił oddech, przeklinając brak windy w budynku, po czym bez zastanowienia nacisnął na klamkę, będąc wielce zdziwionym, kiedy drzwi nie ustąpiły. Ten postanowił, że może jednak wypadało zapukać, tak też dokładnie to uczynił.

— Johnny, otwórz mi drzwi — powiedział podniesionym głosem, a chwilę później mógł usłyszeć przekręcanie zamka w drzwiach i jego oczom ukazał się wysoki blondyn ubrany jedynie w luźną koszulkę i bokserki. Ten przeskanował go wzrokiem, po czym z powrotem spojrzał na jego twarz, mrugając kilkukrotnie.

— Wchodzisz, czy będziesz całą noc stać na korytarzu? — rzucił Johnny, ignorując ciekawski wzrok młodszego, który bez wahania wślizgnął się do środka, wciąż uważnie przyglądając się odsłoniętym udom chłopaka. — Przestań się na mnie gapić. Nie wiedziałem, że serio masz zamiar przyjść.

— Zakładaj spodnie i to już — mruknął Ten, siadając na łóżku Johnny'ego. — Nie ma opcji, że będę się z tobą całować, jak jesteś w samych gaciach. To by było samobójstwo.

Blondyn pokręcił głową, ale zastosował się do polecenia młodszego i sięgnął po materiałowe spodenki leżące na podłodze obok łóżka, aby sprawnie je założyć i usiąść obok Tena.

— Przysięgam, ty chcesz mnie zamordować — zarzucił starszemu Taj, rzucając wymowne spojrzenie na jego szorty. — Nie dość, że twoje uda są wciąż odsłonięte, to jeszcze wybrałeś najcieńszy materiał, jaki mogłeś.

— Nie wpieprzaj mi się na kolana, to nie będzie problemu — poradził Johnny, na co czarnowłosy wziął głęboki wdech, starając się stłumić pożądanie kotłujące mu się w brzuchu, po czym wypuścił powietrze, czując, że jego oddech ledwie zauważalnie zadrżał.

— Cholera jasna, Johnny — przeklął pod nosem Taj, znienacka wpijając się w usta starszego. Och, jak on uwielbiał te cudowne, pełne usta.

Ten pociągnął za jego koszulkę, jednocześnie kładąc się na materacu, co zmusiło starszego do zawiśnięcia nad nim. Johnny ułożył się nieco wygodniej, zajmując pozycję miedzy udami czarnowłosego i Ten natychmiast uznał, że było to jeszcze gorsze, niż siedzenie mu na kolanach. Taj westchnął w pocałunek, który już i tak był najbardziej chaotycznym, mokrym i zachłannym, jaki mieli okazję ze sobą dzielić, bo Ten naprawdę nie myślał o niczym poza rosnącym w jego podbrzuszu napięciem. W momencie, gdy ciepłe, niemalże parzące jego skórę w tamtej chwili, dłonie blondyna wylądowały pod jego koszulką, młodszy był pewien, że zaraz eksploduje, dlatego położył chłopakowi rękę na klatce piersiowej i odsunął go od siebie.

— Jeśli naprawdę nie chcesz iść z tym dalej niż całowanie, to musimy przestać — wyjaśnił Ten, oddychając ciężko.

Johnny przyjrzał się znajdującemu się pod nim chłopakowi. Jego czarne włosy leżały rozsypane na jego ulubionej poduszce, ciemne oczy wywiercały w nim dziurę, a jego mokre od śliny, drobne usta błyszczały w świetle lampki nocnej. Ten wyglądał cholernie seksownie i Johnny nie był w stanie temu zaprzeczyć. Czy było to jednak wystarczająco dobrym powodem, żeby zburzyć jakiekolwiek fizyczne bariery pozostałe między nimi i zupełnie pozbyć się resztek wstydu, które posiadał? Absolutnie.

— Co dokładnie masz na myśli? — spytał, chcąc wiedzieć, na czym stał.

— Co mogę mieć na myśli? — odparł niecierpliwie Ten, po czym zreflektował się, zdając sobie sprawę, że mógł tylko niepotrzebnie zestresować starszego. — Cokolwiek, Johnny, byle nie samo całowanie.

Blondyn pokiwał głową.

— W skali od jeden do dziesięć, jak chętny jesteś ubrudzić swoje dresy? — spytał Johnny i tylko tyle było Tenowi potrzebne, żeby zrozumiał, o co chodziło.

— Ponad sto pięćdziesiąt, co najmniej dwieście — odparł Taj, po czym podniósł się do siadu i na nowo złączył ich usta, aby zaraz usytuować się na kolanach blondyna. Ku jego zdziwieniu, Johnny przerwał ich pocałunek, łapiąc go za biodra, żeby przenieść go na swoje prawe udo.

— Oh — mruknął zaskoczony Ten, po czym wreszcie zrozumiał. — Oh.

Johnny musiał wziąć sobie do serca komentarz na temat jego nieziemskich ud i Ten nie miał najmniejszego zamiaru narzekać. Zamiast tego uśmiechnął się usatysfakcjonowany, aby zaraz znowu zaatakować usta blondyna, jednocześnie zaczynając delikatne ruszać biodrami, badając swoją pozycję. Naprawdę nie chciał, żeby Johnny się rozmyślił, dlatego z początku był dość ostrożny, powoli, stopniowo nabierając więcej pewności siebie, aż w końcu wykonał nieco odważniejszy ruch, dociskając swoje krocze mocniej do uda Johnny'ego. I właśnie w tym momencie Ten bezwstydnie jęknął w usta starszego, przez co zmusił się do przystopowania i spojrzenia na chłopaka, chociaż naprawdę jedyne, czego chciał, to zrobić to kolejny raz.

— Ściany są cienkie, ale nie aż tak cienkie, spokojnie — mruknął blondyn, wracając do całowania młodszego, który musiał przyznać, że poczuł swojego rodzaju ulgę i to wcale nie przez zapewnienie o grubości karton-gipsu dzielącego ich od innych studentów. To, co się naprawdę liczyło, to fakt, że Johnny był pewny swojej decyzji i nie brzmiał, jakby robił to wszystko z litości. Z tą świadomością postanowił nie ograniczać się więcej i raz po raz ocierał się o udo chłopaka, wkrótce odrywając się od jego ust, bo sapnięcia i pojękiwanie zdecydowanie utrudniały mu całowanie Johnny'ego. Dłonie blondyna wkrótce ponownie znalazły się pod koszulką Tena, który oparł czoło na jego barku, czując, że wielkimi krokami zbliżał się do orgazmu, o czym dał znać starszemu poprzez coraz bardziej poniżające dźwięki wydostające się z jego ust i po niecałej minucie doszedł, zaciskając zęby na jego skórze, chronionej jedynie cienką warstwą materiału jego koszulki.

— Kurwa mać, Ten, znowu mnie ugryzłeś — rzucił Johnny, gdy czarnowłosy oddychał ciężko, kurczowo trzymając się jego pleców.

— Sorry — mruknął chłopak, zostawiając przelotny pocałunek w tym samym miejscu, w którym przed chwilą znajdowały się jego zęby. — Boże, czuję się paskudnie.

Johnny przeczesał ciemne włosy młodszego i pogładził go po plecach, wciąż nie wyjmując lewej dłoni spod jego koszulki.

— Fizycznie czy psychicznie? — zapytał Seo dużo cieplejszym tonem głosu.

— Fizycznie. Mam mokre gacie — odparł Ten, a Johnny delikatnie odsunął go od siebie, dając mu znać żeby z niego zszedł, po czym podszedł do szafy i rzucił młodszemu parę bokserek i krótkich spodenek, uznając, że nogawki jego dresów mogłyby okazać się dużo za długie.

— Jest dopiero wpół do jedenastej, możesz spokojnie iść się jeszcze umyć i nikt nie powinien się przyczepić — oznajmił Johnny, na co Ten kiwnął głową, podnosząc się i biorąc ze sobą ubrania blondyna, jednak zatrzymał się z dłonią na klamce.

— Dzięki, Johnny — rzucił czarnowłosy, posyłając starszemu szczery uśmiech, po czym zniknął za drzwiami. Seo odetchnął cicho starając się pozbierać myśli. Właśnie przenieśli ich relacje na kolejny poziom i Johnny nie był pewien, jak się z tym faktem czuł, ale musiał przyznać, że chyba nie miał z tym problemu. Może potrzebował tego od dłuższego czasu i po prostu nie zdawał sobie sprawy.

Niecałe piętnaście minut później Ten wrócił do pokoju starszego z zupełnie przemoczonymi dresami w ręku. No tak, Johnny nie pomyślał o fakcie, że chłopak nie miał do dyspozycji żadnego ręcznika. Całe szczęście czarnowłosy nie wydawał się być szczególnie poruszonym z tego powodu, rzucając spodnie na podłogę obok łóżka, aby zaraz wpakować się pod kołdrę.

— Kto cię tu zapraszał? — spytał Johnny, udając, że wcale nie życzył sobie obecności młodszego.

— Zamknij się i chodź spać — warknął Taj, demonstracyjnie zaciskając powieki, na co blondyn przewrócił oczami z niewielkim uśmiechem na ustach, ale zastosował się do polecenia chłopaka.

— Dobranoc — mruknął Johnny, zamykając oczy, a chwilę później Ten przewiesił rękę przez jego pas.

— Dobranoc, Johnny.

no bitches? ↳johntenWhere stories live. Discover now