Rozdział 2

165 10 0
                                    


Nastał poranek, a to oznacza mój pierwszy dzień w nowej szkole. Ze stresu wstałam ponad godzinę przed budzikiem. Jestem osobą, która rzadko się stresuje, jednak tego dnia się obawiam. W Mystic Falls nie miałam zbyt wielu znajomych, więc myślę, że ciężko mi będzie nawiązać z kimś jakikolwiek kontakt.

Po dwudziestu minutach wstaje z łóżka i idę do łazienki, by wykonać poranną toaletę.

Po dokładnym umyciu swojego ciała oraz zębów nakładam na siebie czarne jeansy, tego samego koloru koszulkę, oraz krótkie skarpetki. Włosy zostawiam rozpuszczone. Sprawdzam pogodę na telefonie, która pokazuję, że ma być dwadzieścia stopni, jednak chowam rozpinaną bluzę do plecaka, ponieważ zawsze w szkole marznę. Pakuję jeszcze książki, zeszyty oraz inne potrzebne mi rzeczy i gotowa schodzę do kuchni, gdzie czeka na mnie mój tata.

– Jak minęła pierwsza noc w nowym domu? – pyta, kiedy robię kanapki na śniadanie.

– Trochę dziwnie, muszę się jeszcze przyzwyczaić do nowego miejsca – odpowiadam – mama już pojechała? – pytam, biorąc gryza przygotowanej kanapki.

– Tak, zadzwonili ze szpitala, żeby przyjechała wcześniej.

Moja mama jest pielęgniarką, więc często musi jechać do pracy wcześniej by zająć się pacjentem.

– Za dziesięć minut będziemy jechać, więc pomału się szykuj – dodaje po chwili.

Kończę jedzenie, biorę plecak i idę do samochodu.

Po krótkiej chwili ruszamy, a ja coraz bardziej się stresuje.

– Wzięłaś wszystko? – dopytuje tata, kiedy wyjeżdżamy spod domu.

– Tak, chyba tak.

– Coś do zjedzenia też?

– Kurde, zapomniałam. – Momentalnie walnęłam facepalm'a.

Jak ja mogłam zapomnieć o jedzeniu. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Poza tym jednym razem w podstawówce, przez co zemdlałam na środku korytarza. Od tamtej pory nie zapominam o posiłku do szkoły.

– Weź z mojego portfela pieniądze i kup coś w sklepie na przerwie.

– Dzięki – Wyjmuje banknot i chowam do kieszeni.

Nim się obejrzałam, jesteśmy już na miejscu.

Żegnam się z tatą i kieruję się w stronę wejścia. Kiedy wchodzę, widzę szafki po obu stronach, kilka klas no i jak można się spodziewać masę ludzi. Zastanawia mnie tylko jedno, jak ja mam się tutaj do cholery nie zgubić? Liceum tutaj wydaje się dwa razy większe niż moja poprzednia szkoła.

Spoglądam na swój plan i pierwszą lekcją jest biologia w sali numer trzydzieści cztery. Zaraz po tym dzwoni dzwonek na pierwszą lekcję, a ja nie mam pojęcia, w którą stronę mam pójść. Jestem zbyt nieśmiała, aby zapytać kogoś, gdzie jest sala.

Świetnie, jeszcze tego brakuje, żebym spóźniła się pierwszego dnia.

– Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię tu wcześniej – pyta średniego wzrostu, dobrze zbudowany brunet, który jako jedyny oprócz mnie został na korytarzu.

– Tak, to mój pierwszy dzień.

– Jaką masz teraz lekcję?

Wyjmuję pospiesznie swój plan, aby sprawdzić jeszcze raz rozkład zajęć.

– Biologie z Panem Harrisem – odpowiadam, po chwili.

– Współczuje, czasami nie da się z nim wytrzymać dziesięciu minut na lekcji – śmieje się. – chodź, zaprowadzę cię.

New lifeHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin