Rozdział 23

55 7 0
                                    

Dokładnie za godzinę Cami ma samolot do Mystic Falls. Serce mi pęka, gdy pomyślę o tym, że dzisiaj już wraca do siebie. Żałuję, że nie spędziłam z nią tyle czasu, ile planowałam. Obiecałam, że jej to wynagrodzę i dotrzymam słowa nieważne, co się będzie działo.

– Nienawidzę pożegnań. – odzywam się, biorąc gryza kanapki, którą wcześniej przygotowałam.

– Jeszcze się nie żegnamy, samolot jest dopiero za godzinę, a to oznacza, że musisz się ze mną męczyć przez całe sześćdziesiąt minut. – odpowiada i wstaje od stołu. – Pójdę na górę się spakować.

Kiwam głową i również wstaję, aby trochę posprzątać. Biorę brudne naczynia i wkładam je do zmywarki. Chowam szynkę i ser, które leżą na stole do lodówki i słyszę dźwięk telefonu.

Wyjmuję urządzenie z tylnej kieszeni i mimowolnie się uśmiecham.

Aiden.

Bez zastanowienia odbieram.

– Cześć skarbie.

Rumienię się przez to, jak mnie nazwał i jednocześnie cieszę się, że rozmawiamy przez telefon i nie może zobaczyć tego, jaka czerwona jestem.

– Cześć Aiden.

– Przyjadę po ciebie za pół godziny.

Normalnie bym się bardzo ucieszyła i do razu zgodziła, ale tym razem nie mogę.

– Za pół godziny z rodzicami odwozimy Cami na lotnisko.

– Mogę was odwieźć, a potem pojedziemy do loftu.

Chwilę się zastanawiam nad tą propozycją, ale po chwili się zgadzam. Rodzice będą mogli się wyspać, a ja szybciej się zobaczę z Aidenem.

Po rozmowie idę do Cami, aby jej powiedzieć, że jest mała zmiana planów.

– Aiden nas zawiezie na lotnisko. – mówię wprost, kiedy przekraczam próg pokoju.

– To świetnie! – wykrzykuje z zachwytem.

Wiedziałam, że nie będzie narzekać. Za to ja chyba zaczynam żałować tej decyzji, gdy widzę ten uśmiech, który nie oznacza nic dobrego.

Po niecałych trzydziestu minutach Aiden podjeżdża pod dom.

Wychodzimy z Cami, upewniając się, czy wszystko wzięła i podchodzę do Aidena, który stoi oparty o samochód.

– Cześć kochanie. – mówi z uśmiechem i składa na moich ustach delikatny pocałunek.

– Hej Aiden. – wtrąca blondynka.

– Witaj Cami. – odpowiada, a następnie otwiera drzwi, za co dziękuje mu skinieniem głowy i wsiadam.

Po chwili odjeżdżamy, a ja tylko się modlę, aby Cami nie wymyśliła niczego głupiego.

Droga zajmuje nam piętnaście minut, więc idealnie na samolot.

– Zadzwoń, jak tylko będziesz w domu. – mówię, tuląc blondynkę do siebie.

– Dobrze zadzwonię.

Wycieram pojedynczą łzę, spływającą po moim policzku. Obiecałam sobie, że nie będę płakać, ale to jest zdecydowanie silniejsze ode mnie. Tak bardzo tęskniłam za przyjaciółką, a nie spędziłam z nią nawet połowy czasu, który miałyśmy. Nie zależało to do końca ode mnie, ale mimo wszystko jestem na siebie zła.

Ostatni raz macham przyjaciółce na pożegnanie i staram się nie rozpłakać bardziej, co jest chyba niemożliwe w tej chwili. Teraz po części powstrzymuję łzy, ale wieczorem, kiedy będę już sama, nie będę umiała ich powstrzymać i będę wyć jak małe dziecko.

New lifeWhere stories live. Discover now